Strona poczÂątkowa
 
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Teraz rozumiem, dlaczego siÄ™ nie zorientowaÅ‚aÅ›. Zdawa­
ło mi się, że mam prawdę wypisaną na twarzy.
Uśmiechnęta Lita wzruszyła ramionami.
- Miłość jest ślepa. Wystarczyło, że Everett puścił do mnie
oko, a straciłam głowę. Czułam się jak uczennica.
- Wreszcie kogoś wyswatałaś- zażartował.
- Nie możesz powiedzieć, że zle postąpiłam. Zatrudniłam
BrennÄ™!
Lita, kochająca matka, przytuliła syna i ucałowała go
w oba policzki.
W środę, póznym popołudniem, kiedy Everett i Lita wyszli
razem, Brenna przyniosÅ‚a Tripowi do przejrzenia karty pa­
cjentów.
- Jamison siÄ™ nie dowie, że zapÄ™dzam ciÄ™ do pracy - zapo­
wiedziaÅ‚a. - Zobacz, uÅ‚ożyÅ‚am karty w porzÄ…dku chronologi­
cznym, od pierwszego dnia pracy tutaj. Powinieneś wiedzieć,
co robiÄ™.
GodzinÄ™ pózniej wkroczyÅ‚a z kolacjÄ… na tacy. Lita przygo­
towała dla nich arroz con polio, czyli kurczaka z ryżem.
- Nie znam lepszej kucharki niż Lita - oświadczyła.
Trip podniósł wzrok znad kartoteki.
- Lita kieruje się zasadą: panza lleno, corazón contento.
- Innymi słowy?
164 " SZÓSTY ZMYSA
- Przez żołądek do serca.
- Nic dziwnego, że Everett Jamison wygląda ostatnio na
niezwykle szczęśliwego.
- Nie tylko jemu raduje siÄ™ serce.
- Na przykład ja jestem bardzo zadowolona.
- Czy mogłabyś na godzinkę odstawić tę tacę z mojego
brzucha w jakieÅ› inne miejsce?
- Powiedzmy, że tak. - UÅ›miechnęła siÄ™ porozumiewaw­
czo. - Dlaczego?
- Ponieważ nie tylko moje serce cieszy się na twój widok,
corazón. Nie powinnaś podawać kolacji w szortach.
Brenna przeniosła tacę na komodę.
- Jest lato - mruknęła - gorąco. W taki wieczór nawet
w szortach jest gorÄ…co.
Zsunęła gumkę spodenek o dwa centymetry.
- Włożyłaś je specjalnie.
- Tylko dla ciebie. - Szorty zjechaÅ‚y o nastÄ™pne dwa cen­
tymetry. - Zdejmę je również tylko dla ciebie.
- Chodz, pomogę ci. Potem ty pomożesz zdjąć moje.
Tak też się stało. Kolację zjedli bardzo, bardzo pózno.
- Wiesz, czego zapomniałaś dopisać do rachunku Asha
Pembertona?
Trip powrócił do przeglądania dokumentów. Brenna, ze
szklaneczkÄ… sherry w rÄ™ku, kartkowaÅ‚a czasopismo wetery­
naryjne.
- Czego?
- Zastrzyku.
- Trixie nie potrzebowała zastrzyku.
Brenna w myślach błagała Tripa, aby nie zaczynał rozmowy
na tematy zawodowe. Jeszcze nie była na to przygotowana.
SZÓSTY ZMYSA " 165
Zmarszczył brwi.
- Ona zawsze potrzebuje zastrzyku na uspokojenie.
- Wymagało to trochę cierpliwości, ale uspokoiła się sama
- wyjaśniła, próbując obojętnie wzruszyć ramionami.
Milczał przez minutę, zanim odłożył kartę Trixie.
- Jesteś pewna, że po prostu nie zapomniałaś tego zapisać?
- Absolutnie. Spośród wszystkich weterynarzy w klinice
w San Jose ja najskrupulatniej prowadziłam rachunki.
- Myślę o czymś innym. - Popukał w stos dokumentów.
- Zgadzam się w pełni z każdą twoją diagnozą, przepisanymi
lekami i zabiegami. Jesteś dobrym weterynarzem, bez dwóch
zdaÅ„. Dlaczego ci faceci z San Jose uważali ciÄ™ za zbyt postÄ™­
powego lekarza?
- Wiesz, jacy potrafią być mężczyzni w rym zawodzie.
Spierałam się z nimi od pierwszego dnia studiów.
- Ile kobiet było na twoim roku?
- Jedna. Właśnie na nią patrzysz.
- Na moim nie było żadnej.
Brenna podstawiła Tripowi pod nos szklankę z resztką
sherry, z nadzieją, że zapach trunku odciągnie jego uwagę od
problemów medycznych.
- Skończ za mnie, a ja tymczasem posprzątam w kuchni,
dobrze?
- Jasne. Ale wciąż nie rozumiem. Ja przyjąłbym cię na
wspólnika, a jestem konserwatystą.
WziÄ…Å‚ z jej rÄ…k szklaneczkÄ™ i zmarszczyÅ‚ brwi w zamyÅ›­
leniu.
W kuchni Brennie wszystko leciało z rąk, stłukła talerz.
StaÅ‚a nad zlewem i bezmyÅ›lnie patrzyÅ‚a na skorupy. Nic nie­
zwykłego nie zdarzyło się od nagłego wezwania do Trixie. Nie
udało się uratować Old Golda. Zniknęła uzdrowicielska moc,
166 " SZÓSTY ZMYSA
która zlikwidowała blizny po oparzeniach na plecach Tripa.
Czy było to przejściowe, czy też na zawsze miała się rozstać
ze złudzeniami? Wróżka kazała czekać i uczyć się medytacji.
Pod koniec następnego tygodnia stan żeber Tripa poprawił
się na tyle, że kichnięcie, kaszel lub śmiech nie powodowały
bólu. Zdolny do bardziej elastycznych ruchów, coraz spraw­
niej posÅ‚ugiwaÅ‚ siÄ™ kulÄ… i samodzielnie chodziÅ‚ po domu i pod­
wórzu.
Trzymając chorą nogę na krześle, przesiadywał w kuchni
rano i wieczorem. DotrzymywaÅ‚ Brennie towarzystwa pod­
czas gotowania. Ku swemu wielkiemu zaskoczeniu odkryli,
że kuchnia jest idealnym pomieszczeniem do miłości. Czuli
się tu o wiele wygodniej niż w sypialni.
Po kilku wspaniaÅ‚ych zbliżeniach Brenna nie potrafiÅ‚a pa­
trzeć na meble kuchenne tak jak przedtem.
wiczenia rehabilitacyjne z Conradem wzmocniły zdrowe
ramię i nogę. Trip doszedł do niemałej wprawy w jedzeniu,
goleniu siÄ™, a nawet w wykonywaniu prostych czynnoÅ›ci ku­
chennych lewą ręką.
Nadszedł dzień, kiedy bez pomocy usiadł na łóżku.
- Co byś powiedział, gdybyśmy wypróbowali coś całkiem
nowego? - zagadnęła Brenna, unosząc brwi.
- Nie pozostało nam nic innego, jak czekać na zdjęcie
gipsu - odparł stanowczo.
- Nie wypróbowaliśmy wszystkich możliwości.
- Jakich na przykład?
- Na łonie natury. Po południu mam trzy wizyty domowe.
Jedz ze mnÄ….
- Brenno...
- Przynajmniej zmienisz otoczenie. Przewietrzysz siÄ™.
SZÓSTY ZMYSA " 167
- Jasne, ale...
- Rozerwiesz się małą przejażdżką. Pierwszy przystanek
to gospodarstwo Tony'ego Montoya.
- Co się stało?
Błysk w oczach Tripa mówił, że zainteresował się sprawą.
Z drugiej jednak strony wahał się, czy warto się angażować
w pracÄ™, z której prawdopodobnie bÄ™dzie zmuszony zrezyg­
nować.
- Kilka krów cierpi na infekcję wymion. Nie ma z tym
żartów. Chodzi o całe stado mleczne. Wstrzymanie produkcji
mleka i leczenie wszystkich krów byÅ‚oby kosztownym przed­
sięwzięciem.
- Cholera. - Trip walnął pięścią w stół. - Od trzech lat
w tym stadzie nie było zapalenia wymion. Ponad rok zajęło mi
zwalczenie infekcji. Powiedziałem Tony'emu, że napyta sobie
biedy, kiedy zatrudniał nowego dojarza. To wałkoń. Tony nie
zna siÄ™ na ludziach.
- A zatem powinieneś przemówić Tony'emu do rozumu.
- I to bardzo ostro.
- Masz bogatsze doÅ›wiadczenie, jeÅ›li chodzi o krowie in­
fekcje. Znasz stado Tony'ego na wylot. Powinieneś pojechać
ze mną - nalegała.
MilczaÅ‚ przez chwilÄ™. MyÅ›laÅ‚. Wreszcie wzruszyÅ‚ ramio­
nami.
- Właściwie mógłbym. Minęło mnóstwo czasu, odkąd
ostami raz zmyłem mu głowę.
- Muy bien. - Brenna wstała z krzesła i energicznie zatarła
ręce. - Znajdz jakieś stare dżinsy. Utniemy nogawkę. Powiem
Licie, że wybieramy się na przejażdżkę.
Siedząc za kierownicą furgonetki, Brenna obserwowała
168 " SZÓSTY ZMYSA [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • cs-sysunia.htw.pl
  •  
     
    Podobne
     
     
       
    Copyright © 2006 Sitename.com. Designed by Web Page Templates