Strona poczÂątkowa
 
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

w bocznej ścianie hangaru. Kiedy znalezli się już na zewnątrz, ustawił ich w szyku bojowym i
spomiędzy dwóch hangarów wyszli na otwarty teren lotniska. Następny hangar po prawej z
hałasem wybuchnął płomieniami, po sześciu minutach wszystkie sześć budynków wściekle
płonęło. Jego cała flota powietrzna została zniszczona.
Nie pozostało nic, tylko zabrać ludzi na otwarty teren. Nie mogli wracać i musieli
uciec od światła w ciemności. Dhulhulicy nie wycofali się, latali ponad ich głowami,
najwidoczniej z zamiarem wybicia całej załogi sił powietrznych. %7łołnierze Ulissesa otoczyli
go ze wszystkich stron, a on podniósł tarczę jakiegoś zabitego człowieka i trzymał ponad
głową. Kilka strzał uderzyło o dysk obciągnięty skórą. Strzały i drewniane lotki obciążone
kamieniami trafiły też kilku w pobliżu. Nie rzucono w nich bombą, chociaż to byłby
najpewniejszy sposób zabicia ich. Wnioskował, że stracili je w początkowej fazie ataku.
Możliwe też, że czekali na inne nietoperze.
Po pewnym czasie przesunęli się na granicę ciemności, pod drzewa. Uformowali
koncentryczne kręgi i strzelali do tych z ludzi-nietoperzy, którzy zeszli na tyle nisko, iż
stanowili właściwy cel.
Daleko na zachodzie, gdzie leżało miasto, odbijało się od chmur jasne światło. To
chyba płonęły domy.
Poza latającymi nietoperzami pojawiły się inne niebezpieczeństwa. Podjechał
samochód pancerny, wyskoczył z niego człowiek i podbiegł do Ulissesa. Kazał mu
zameldować się u oficera w samochodzie. Ulisses zrobił tak, podszedł do Bleezhmaga
(odpowiednik pułkownika sił zmechanizowanych), który czekał na niego przy otwartych
drzwiach. Bleezhmag miał na czole głęboką ranę. Zwiatło padało na niego, ukazując dziurę w
lewym ramieniu. Jego żołnierze wysiedli z pojazdu i zaczęli strzelać z kusz drewnianymi
bolcami.
- Mam rozkaz od Wielkiego Wezyra, by zabrać ciebie ze strefy zagrożenia - wychylił
się i spojrzał w górę na wielkoskrzydłe postacie, migające w ciemnościach i blasku płonącego
gazu. - Dwa razy trafili w nasz dach, ale oprócz spowodowania tymczasowej głuchoty nic się
nie stało. Wsiadaj!
- Nie mogę zostawić moich ludzi!
- Oj, możesz! - ryknął przez trąbę zniecierpliwiony Neshgaj, może trochę histerycznie.
- To są nie tylko Dhulhulicy! Inne plemiona z Drzewa też nadciągają! To już nie
horda, ale ogromna armia; utworzyli front, który przedarł się przez naszą obronę! Na razie ich
powstrzymaliśmy, ale długo nie wytrzymamy! Wielki Wezyr twierdzi, że prawdopodobnie
chodzi im o ciebie! Miasta nie wezmą, ale mogą zabrać ciebie!
Coś poruszyło się w ciemnościach opodal i wyłonił się następny opancerzony
samochód. Podobnie jak pierwszy, przypominał żółwia na kółkach. Wygięty dach wykonany
był z trzech warstw grubego ziarnistego drewna, spoczywających na mocnej warstwie
plastyku. Boki posiadały podwójne ściany, drzwi i szpary. Mieściło się w środku sześciu
łuczników, kierowca i oficer.
Ulisses przykucnął obok drzwi, a łucznicy stanęli dookoła i osłaniali go. Gestem
przywołał Awinę, przybiegła, omalże nie kończąc jako cel dla zatrutej strzały. Awina minęła
ją o kilka cali i już była przy nim. Jeden z łuczników miał szczęście i trafił do nietoperza,
który strzelał do Awiny. Strzała trafiła go w ramię. Nietoperz krzyknął, wypuścił łuk i opadł z
trzepotem. Następny grot wbił mu się w żebra, kiedy stopami dotykał już ziemi.
- Wsiadaj! - Ulisses krzyknął do Awiny, potem zwrócił się do Bleezhmaga: - Pojadę
jeżeli przetransportujecie też resztę moich ludzi.
- Dobrze - odparł Bleezhmag.
Ulisses dał znak swoim ludziom kryjącym się pod drzewem, i ci, którzy jeszcze
trzymali się na nogach pomogli rannym przedostać się przez otwarty teren do samochodów.
Albo ludzie-nietoperze wyczerpali cały zapas pocisków, albo poczuli respekt przed
łucznikami, w każdym razie nie próbowali zaatakować grupy, chociaż nawet nie osłaniano jej.
Kawalkada wyjechała na drogę z prędkością dwudziestu mil na godzinę. Reflektory
nie świeciły tak jasno jak w samochodach z czasów Ulissesa. Spytał Bleezhmaga, dlaczego
palą się światła. Będą tylko zwracały uwagę napastników, a tak naprawdę nie były potrzebne,
gdyż kierowcy znali drogę dobrze.
- Takie mam rozkazy - odparł Neshgaj. Osunął się na swoim siedzeniu i ciężko
oddychał przez usta. Z ran nadal krwawił. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • cs-sysunia.htw.pl
  •  
     
    Podobne
     
     
       
    Copyright © 2006 Sitename.com. Designed by Web Page Templates