Strona poczÂątkowa
 
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

je, żeby nie zgubić. - Hotel Kensington Arms - mówi. - Brzmi
nobliwie.
Oliver nachyla się, by spojrzeć na elegancko wykaligrafowane litery
na kremowym papierze. - Tam jest przyjęcie - mówi, przesuwając
wyżej palec. - A ślub w kościele Zwiętego Barnaby.
- To blisko?
- Od Heathrow? - Chłopak kręci głową. - Niezupełnie. Ale tak
naprawdę nic nie jest blisko. Powinnaś zdążyć, jeśli się pośpieszysz.
- A ten twój ślub? Oliver zaciska usta.
- W Paddington.
- Gdzie to jest?
- Niedaleko miejsca, w którym dorastałem - wyjaśnia. - Zachodni
Londyn.
- Brzmi niezle - rzuca Hadley, lecz on się nie uśmiecha.
- Chodziliśmy do tego kościoła w dzieciństwie - opowiada. - Nie
byłem tam od wieków. Zawsze dostawałem burę za wdrapywanie się
na posÄ…g Matki Boskiej od frontu.
- Fajnie - kwituje Hadley, wkłada zaproszenie do książki, a potem
zatrzaskuje ją odrobinę za mocno, aż Oliver się wzdryga. Obserwuje,
jak Hadley wpycha tom do plecaka.
- Nadal masz zamiar mu ją oddać?
- Nie wiem - odpowiada szczerze. - Prawdopodobnie tak.
Chłopak zastanawia się przez chwilę.
- Przynajmniej zaczekaj z tym, aż będzie po ślubie.
Tego Hadley nie planowała. Prawdę mówiąc, wyobrażała sobie
siebie, jak przed uroczystością podchodzi do taty zdecydowanym
krokiem i buntowniczo, triumfalnie wręcza
mu książkę. To jedyna rzecz, jaką dał jej od czasu swojego wyjazdu -
naprawdę dał. Nie chodzi o prezent przesłany na urodziny czy
Gwiazdkę, lecz o coś, co podarował jej osobiście - i pomysł oddania
mu tej powieści niósł ze sobą jakąś satysfakcję. Skoro zmuszono ją do
obecności na tym głupim ślubie, ona będzie rozdawać karty.
Tymczasem Oliver przygląda się jej z wielkim natężeniem, ona zaś
czuje się odrobinę nieswojo pod tym pełnym nadziei spojrzeniem. Głos
jej siÄ™ rwie, kiedy odpowiada:
- Zastanowię się. - I dodaje: -1 tak mogę nie zdążyć.
Ich wzrok wędruje do okna, by śledzić przebieg lotu. Hadley tłumi w
sobie falę paniki, wywołaną nie tyle samym lądowaniem, ile
wszystkim, co się od tego momentu rozpoczyna i na nim kończy. Za
oknem ziemia pędzi im na spotkanie, wyostrzając nagle wszystkie
zamazane dotąd kształty, kościoły i płoty, bary z fast foodem, nawet
owce rozproszone na odosobnionym pastwisku. Dziewczyna
obserwuje, jak wszystko to się przybliża, mocno zaciska rękę na pasie,
szykujÄ…c siÄ™ do lÄ…dowania jak, nie przymierzajÄ…c, do katastrofy.
Koła uderzają o płytę i odbijają się raz, potem dwa razy, aż wreszcie
prędkość lądowania mocno przygniata maszynę do pasa. Pasażerów
rzuca w przód jak korki wystrzelone z butelek. Silniki i wiatr ryczą, a
wrażenie pędu jest tak silne, że Hadley zachodzi w głowę, czy w ogóle
będą w stanie się zatrzymać. Ale hamują, oczywiście, że hamują, i
znów wszystko cichnie. Po siedmiogodzinnej podróży z prędkością
ośmiuset kilometrów na godzinę ludzie zaczynają teraz w żółwim
tempie przesuwać się do wyjścia.
Pas startowy rozchodzi się promieniście i łączy z innymi w
gigantyczny labirynt, aż wreszcie połyka ich asfaltowa płyta
rozpościerająca się jak okiem sięgnąć, której ciągłość przerywana jest
jedynie wieżami radiowymi i rzędami samolotów oraz masywnym
terminalem, który przysiadł ponuro pod niskim szarym niebem.  A
więc to jest Londyn", myśli dziewczyna. Jest nadal zwrócona do
Olivera plecami, ma wrażenie, że jakaś niewidzialna siła przykleja ją
do okna i nie pozwala odwrócić się do niego twarzą.
Gdy maszyna kołuje pod budynek, Hadley widzi rękaw wyciągnięty
im na spotkanie, a samolot zgrabnie podsuwa siÄ™ na swoje stanowisko i
z lekkim szarpnięciem łączy się z bramką. Jednak nawet kiedy są już
dobrze zakotwiczeni, kiedy silniki milkną i gasną z brzdękiem napisy
nakazujące zapięcie pasów, Hadley nie rusza się z fotela. Za jej
plecami panuje harmider, pozostali pasażerowie wstają, by wyjąć
podręczne bagaże. Oliver czeka przez chwilę, po czym lekko dotyka jej
ramienia. Dziewczyna gwałtownie się obraca.
- Gotowa? - pyta, a ona potrząsa głową, ledwo zauważalnie, lecz to
wystarczy, by wywołać uśmiech na jego twarzy. - Ja też nie - wyznaje,
mimo wszystko wstajÄ…c z miejsca.
Zanim nadchodzi ich kolej wyjścia z rzędu, Oliver sięga do kieszeni i
wyjmuje fioletowawy banknot. KÅ‚adzie go na swoim fotelu. Banknot
leży bezwładnie, słabo widoczny na tle wzorzystego obicia.
- A to za co? - pyta Hadley.
- Za whisky, pamiętasz?
- Racja - mówi, przyglądając się z bliska. - Jednak niemożliwe, by
była warta dwadzieścia funtów.
Chłopak wzrusza ramionami.
- Dopłata za kradzież.
- A jeśli ktoś zabierze?
Oliver schyla się i chwyta końce pasa. Przypina banknot w taki
sposób, żeby wydawał się przymocowany do siedzenia.
- No - mówi, prostując się i podziwiając swoje dzieło. -
Bezpieczeństwo przede wszystkim.
Przed nimi starsza pani drobi w stronę przejścia, po czym zatrzymuje
się i spogląda na schowek nad głową. Oliver śpieszy z pomocą, nie
zważając na tłum ludzi z tyłu, i wyciąga jej sfatygowaną walizkę, a
następnie czeka cierpliwie, aż kobieta się pozbiera.
- Dziękuję - rozpromienia się staruszka. - Bardzo miły z pana
chłopiec. - Rusza do wyjścia, następnie waha się, jakby czegoś
zapomniała, i znów ogląda za siebie. -Przypomina mi pan mojego
męża - mówi do Olivera, który kręci głową na znak protestu, ale starsza
pani już jest odwrócona do niego plecami. Wykonuje serię maleńkich
kroczków, jak wskazówka sekundnika na zegarku, a kiedy wreszcie
ustawia się we właściwą stronę, wolno rusza do wyjścia, szurając
nogami, i pozostawia ich patrzących w ślad za nią.
- Mam nadzieję, że to był komplement - mówi Oliver z lekko
zmieszanÄ… minÄ….
- Są małżeństwem od pięćdziesięciu dwóch lat - przypomina Hadley.
On zerka na nią z ukosa, gdy dziewczyna sięga po walizkę.
- Sądziłem, że nie masz najlepszego zdania o małżeństwie.
- Bo nie mam - odpowiada, zmierzając do wyjścia.
Gdy Oliver równa się z nią w przejściu, nie odzywają się, lecz Hadley
i tak czuje, że niebezpiecznie szybko, niczym pociąg towarowy, zbliża
się ten moment, kiedy będą musieli się pożegnać. I po raz pierwszy
odczuwa nagłe onieśmielenie. Oliver wyciąga szyję, by znalezć sta-
nowisko odprawy celnej. Już myśli o tym, co za chwilę, już wybiega
naprzód. Tak to jest w samolotach. Dzielisz z kimś poręcz fotela przez
kilka godzin. Wymieniasz się opowieściami ze swojego życia, paroma
zabawnymi anegdotami, może nawet dowcipem. Komentujesz pogodę
i robisz uwagi na temat okropnego jedzenia. Słuchasz, jak twój sąsiad [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • cs-sysunia.htw.pl
  •  
     
    Podobne
     
     
       
    Copyright © 2006 Sitename.com. Designed by Web Page Templates