Strona poczÂątkowa
 
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Fajny, prawda? Autentyczny ciuchowy  oświadczył chłopak.
 Nadaje się na każdą okazję.
 Ile zapłaciłeś?
 Przed wakacjami kupowałem  powiedział Janek.  Chyba
jeszcze w maju  dodała matka.
 Od kogo i ile zapłaciłeś?
 Co się stało?  Ostry ton ojca nie wydawał się niepokoić Janka.
46
 Odpowiedz, kiedy ojciec pyta.  Grażyna ze zdziwieniem pa-
trzyła na męża.
 Trzysta złotych  powiedział z ociąganiem Janek.  Sprzedał
mi Kozłowski. Poznałeś go kiedyś. Miał trzy czy cztery, bo dostał
paczkÄ™.
 SkÄ…d go znasz?
 Kozłowskiego?  Janek roześmiał się.  Wszyscy go znają. Ta-
ki cwaniak... kiedyś był na politechnice.
 Często się z nim spotykasz?
 Bardzo rzadko... Nic widziałem go od tamtej pory. Dlaczego oj-
ciec pyta?
Powinien powiedzieć, co myśli o takich kontaktach, zabronić i za-
kazać. Odczuwał niepokój.
 Czy nie zdajesz sobie sprawy  wybuchnął  że taki sweter
wart jest znacznie więcej, że nie może pochodzić z uczciwego zródła?
 Trzeba korzystać z okazji  powiedział obojętnie Janek.
 Gdzie widywałeś tego Kozłowskiego?
 Raz czy dwa go widziałem... Kiedyś w  Sputniku . Niech ojciec
powie nareszcie, co się stało.
Zrezygnował z poobiedniej drzemki. Gdy Janek wrócił do swego
pokoju, musiał udzielić wyjaśnień Grażynie. Nie należała do kobiet,
które łatwo zbyć byle czym.
 Podejrzewam, że sweter pochodzi z kradzieży.
Patrzyła na niego uważnie zza okularów. Kiedyś miała ogromne
niebieskie oczy.
 Zawodowa czujność?
 Nie żartuj. Boję się o Janka. Co by było, gdybym musiał...
 Co byś musiał?
 Otrzymać od Janka oficjalne zeznanie.
47
Wstała.
 Słuchaj, Wacek... Tego nigdy nie zrobisz... Jeśli sweter pocho-
dzi z kradzieży, Janek go odda. Nie mieszaj go do swoich spraw.
 On sam siÄ™ miesza!  wybuchnÄ…Å‚.
 Janek jest uczciwy i prawdomówny.  W jej głosie nie było cie-
nia wątpliwości.  Sama z nim pomówię. Poproszę, żeby nie widywał
się z tym Kozłowskim.
 My nic nie wiemy o Janku, Grażyno.
 Wszystko o nim wiemy  powiedziała sucho.  Ty nie wiesz,
bo brak ci czasu.
Dopiero gdy wychodził i zdejmował z wieszaka płaszcz ortaliono-
wy, bo zaczął padać deszcz, wróciła do tej rozmowy.
 Słuchaj, Wacek  szepnęła. Teraz usłyszał w jej głosie niepokój.
 Czy naprawdę stało się coś złego?
 Nie wiem  powiedział szczerze.  Chyba nic, chyba to tylko
przypadek. Widzisz, ten fakt, że Kozłowski sprzedawał swetry, może
być ważny dla pewnego śledztwa.
 Co zrobisz?
Wzruszył ramionami.
 Cokolwiek zrobisz  rzekła  nie mieszaj w to Janka.
W Komendzie było cicho i pusto. Olszak wypił swoją kawę, nic
właściwie nie miał do roboty, jeszcze raz czytał protokoły zeznań.
Potem przyszedł Kulicz i powiedział, że jutro jest pogrzeb Sielczyka.
Olszak postanowił pójść, choć nie bardzo wiedział po co.
5
Ciężarówka minęła kondukt, kurz opadł, znowu słyszał tylko tur-
kot kół wózka, na którym leżała trumna. Wyboista droga wiodła
wzdłuż postrzępionego muru i straganów z kwiatami; od kościoła do
bramy cmentarnej pięćset metrów. Ludzi było niewiele, szli powoli, z
trudem, w ostrym słońcu świecącym prosto w oczy; przyspieszyli, gdy
ogarnął ich chłód cmentarza. Organista podniósł wyżej krzyż, skręcił
w boczną aleję, mijali stare groby, o które nikt już nie dbał. Olszak
pozostał nieco w tyle; wybrał sobie niezły punkt obserwacyjny, wznie-
sienie, z którego widział teraz ich wszystkich, skupionych wokół
trumny, i księdza odprawiającego egzekwie. Pomyślał, że ten pogrzeb
potwierdza jakby raz jeszcze to, co o Sielczyku powiedziała Jolanta:
 %7łył samotnie, nie miał nikogo oprócz mnie . Stała niedaleko księdza,
obok starej kobiety w czerni, ciotki zmarłego. Olszak poznał ją jeszcze
przed pogrzebem; podszedł do ławeczki ukrytej w cieniu kościoła,
siedziały tam obie: ciotka i Jolanta. Starsza kobieta miała suchą dłoń,
maleńkie oczka uważnie taksowały inspektora.
 To był dobry chłopak  powiedziała  przysyłał mi co miesiąc
350 złotych.
Sielczyk pamiętał o niej, tak przynajmniej twierdziła, ale widywała
go rzadko, czasami wpadał na pół godziny, gdy przyjeżdżał do War-
szawy. Od dzieciństwa był zresztą taki, zawsze czymś zajęty; w War-
szawie, po powstaniu, gdy wzięła go do siebie, brodził całymi dniami
po gruzach na %7łelaznej i Chłodnej, mieszkali właśnie na Chłodnej, i
znosił do mieszkania Bóg wie co, wszelkie stare rupiecie, rozmaitą
49
blachÄ™, skrzynki bez wieczek, wyrzucali potem to wszystko, gdy do-
stała mieszkanie na Pradze, bo była kierowniczką stołówki BOS-u.
Uczył się dobrze, złego słowa nie powie, ale przyjaciół miał mało albo
ona o nich nie wiedziała; książek dużo czytał, niekoniecznie nauko-
wych, zawsze chciał być kimś, ambitny taki, mówił:  Popatrz, jak
ludzie mieszkajÄ…, jakie majÄ… fotele, radia, ubierajÄ… siÄ™, a my co?
Dużo mu dać nie mogła, bo przecież nie miała, ale głodny nie cho-
dził. A teraz, żeby sam? Jak przyszła depesza, myślała, że wypadek,
może samochodowy? Nie mogła uwierzyć Jolancie, że to samobój-
stwo.
Wstała z ławeczki i ruszyła do kościoła.
 Ale księdzu ani słowa  powiedziała groznie na odchodnym 
tego bym nie przeżyła, gdyby go jak psa do ziemi...
Zatrzymał ją jeszcze chwilę i zapytał o zegarek. To ona mu właśnie
tego tissota podarowała, kiedy zdał maturę. Porządny, zagraniczny,
żeby na całe życie. I datę kazała wygrawerować  datę jego urodzin.
Ksiądz pokropił trumnę, grabarze wzięli się za łopaty. Starsza ko-
bieta płakała, Jolanta stała obok niej, nieruchoma, nie widział jej
twarzy osłoniętej czarnym welonem. W słońcu prześwitującym przez
gałęzie drzew cała ta scena wyglądała trochę teatralnie. Inspektorowi
wydawało się, że trwa zbyt długo, że nuży ich wszystkich, obojętnych i
już zapewne zmęczonych. Profesor Guren, w czarnej, zbyt długiej
marynarce, wziął pod rękę żonę i powoli wycofywał się w kierunku
alei. Barbara Kralska stala obok Jolanty, jej męża nie widział. Dozor-
ca z żoną trzymali się nieco osobno, jakby podkreślając swoją obcość i
niezaangażowanie, a jednocześnie gotowość oddania ostatniej przy-
sługi człowiekowi, który ich nic nie obchodził. Wysokiego pana w
50
brązowej marynarce spotkał raz w PIH-u; był szefem Sielczyka. Po-
myślał o Rowaku. Rowak był pod kościołem, potem gdzieś zniknął.
Inspektor rozejrzał się i dostrzegł go obok siebie. Starszy kontroler
stał tu zapewne od dawna; maleńkim pilniczkiem czyścił starannie
paznokcie i wydawał się całkowicie pochłonięty tym zajęciem. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • cs-sysunia.htw.pl
  •  
     
    Podobne
     
     
       
    Copyright © 2006 Sitename.com. Designed by Web Page Templates