Strona poczÂątkowa
 
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Powoli posuwaliśmy się do przodu, a nasi grenadierzy, skuleni pod osłoną wieży,
szykowali siÄ™ do ataku na rosyjskÄ… piechotÄ™, gdy tylko wbijemy siÄ™ w nieprzyjacielskie
pozycje. Około południa Iwan rozpoczął odwrót. Gdy tylko uzupełniliśmy benzynę
i amunicję, znów ruszyliśmy pełnym gazem za cofającym się nieprzyjacielem. Od czasu
do czasu zatrzymywaliśmy się w jakiejś wsi, w której Iwan uparł się dalej stawiać opór
i z której trzeba go było wyrzucać ogniem i żelazem. Po kwadransie na ogół nie było już
wsi, tylko wielkie ognisko, po którym krążyliśmy z klekotem gąsienic, kosząc przy tym
wszystko: żołnierzy, cywilów, mężczyzn, kobiety, zwierzęta. Jeśli na naszej drodze stał
płonący dom, z hukiem przebijaliśmy się przezeń na wprost, podnosząc przy tym chmurę
wirujących iskier, płonące belki zaś opadały na czołg i dopalały się na nim jeszcze przez
pewien czas, tak że miało się wrażenie jakby i on się palił.
%7łołnierze rosyjscy nie bali się umierać. Niejeden raz garstka sowieckiej piechoty
obsadzała strategicznie ważny punkt i wstrzymywała nasze natarcie, dopóki nie
wystrzeliła ostatniego naboju lub nie została rozjechana gąsienicami naszych czołgów.
To dziwne, gdy widzi się człowieka leżącego, siedzącego, biegnącego lub kulącego się
tuż przed tobą, a ty, zamiast go ominąć, jedziesz prosto i miażdżysz go. Dziwne, bo nie
czujesz przy tym niczego. Wiesz, że nie możesz teraz przeżywać tego w jakikolwiek
sposób. Być może za tydzień, miesiąc, rok, za pięćdziesiąt lat. Ale nie w tej właśnie
chwili. Nie ma czasu na przeżywanie, to wszystko po prostu rozgrywa się dookoła ciebie;
obrazy i dzwięki, postrzegane z największą ostrością, są rejestrowane i natychmiast
spychane w niepamięć, do pózniejszych analiz.
Zapoznaliśmy się z ciężkimi czołgami Rosjan, ogromnymi bestiami o wadze
czterdziestu czy pięćdziesięciu ton, z wielkimi, stupięćdziesięciomilimetrowymi
działami, których ogromne paszcze sterczały z potężnych wież, Ale te prawdziwe
mastodonty nie były w boju aż tak niebezpieczne. Ich słabością była nadmierna
ociężałość.
Dysponując przewagą prędkości i zwrotności, w starciach na krótkim dystansie
rozwalaliśmy je bez trudności.
Po ośmiu tygodniach nieprzerwanego natarcia nasza zdolność bojowa się wyczerpała
i musieliśmy zatrzymać się na operacyjną przerwę w Podolsku, mieście położonym na
południowy zachód od Moskwy. Pauza wypadła w samym środku rosyjskiej zimy, której
przerażająca moc nie miała granic. Tysiące niemieckich żołnierzy zginęło od
straszliwych odmrożeń. Do domu trzeba było odsyłać nie kończące się transporty kalek,
których gangrena pozbawiła nogi albo ręki.
Zaopatrzenie się załamało. Nie było ani benzyny, ani amunicji, ani żywności.
Utknęliśmy w samym środku rosyjskiej zimy, przy temperaturze minus 48 stopni
Celsjusza, a prawie nikt nie miał kożucha czy innego zimowego okrycia, aby móc
złagodzić skutki wyjących burz śnieżnych. Wielokrotnie dziki ból dłoni czy stopy
wydobywał z ust krzyk cierpienia lub ciche kwilenie jak u niemowlaka. Nikt nie był
w stanie wytrzymać na warcie dłużej niż dziesięć minut, przekroczenie tego czasu
bowiem skazywało delikwenta na niemal pewną śmierć. Gdy ktoś został ranny, zwykle
potem znajdowaliśmy go zamarzniętego na beton w pozycji, w jakiej trafił go pocisk lub
odłamek. Odnajdowanie zamarzniętych zwłok naszych towarzyszy, opierających się
o pień drzewa czy ściankę okopu, było codziennym doświadczeniem.
Inicjatywa przyszła w ręce Rosjan, a my nabraliśmy wielkiego respektu dla ich
syberyjskich jednostek, wyspecjalizowanych w działaniach zimowych. Walili w nas bez
ustanku i bez litości. Wiele setek naszych czołgów wypadło z walki z powodu braku
benzyny; ale nawet gdybyśmy mieli całą benzynę świata, w niczym by nam to nie
pomogło, bo wszystkie bez wyjątku silniki naszych wozów były bezużyteczne z powodu
niezwykle niskich temperatur. Dzwignie sterowania i sprzęgieł pękały na kawałki przy
byle naprężeniu, jakby były ze szkła.
W końcu 22 grudnia 1941 roku, po trzech tygodniach, w trakcie których atakowano
nas nieustannie w dzień i w nocy, wycofaliśmy się podczas wyjącej burzy śnieżnej.
Wysadziliśmy uprzednio w powietrze wszystkie czołgi, aby nie wpadły w ręce
nieprzyjaciela. Wyczerpani i na pół oślepieni śniegiem, chwiejnym krokiem podążaliśmy
na zachód.
Szedłem między Porta a Starym i byłem tak chory z zimna, głodu i wyczerpania, że
musieli mnie nieść przez prawie całą drogę. Gdy padałem i nie chciałem wstać, bili mnie
i przeklinali, póki się nie podniosłem i nie kontynuowałem wędrówki. Tylko dzięki ich
uporczywej determinacji uratowania nas, Mikrus i ja nie podzieliśmy losu tysięcy
niemieckich żołnierzy, którzy pozostali tam na zawsze. Rosjanie ciągle deptali nam po
piętach. Zimno nie robiło na nich najmniejszego wrażenia i bez przerwy nam zagrażali.
Ponieważ byliśmy jednostką karną, podczas odwrotu stanowiliśmy niezmiennie
ariergardÄ™, podobnie zresztÄ… jak awangardÄ™ podczas ataku.
Nieco na północ od Kalinina kazano nam okopać się w śniegu i za wszelką cenę
utrzymać zajmowaną pozycję (była nią wieś Gorodnaja). Rozpoczęły się dni nie do
zniesienia, gdy Rosjanie naprzeciw naszego odcinka dosłownie wybiegali po śmierć.
Tysiące, tysiące martwych rosyjskich żołnierzy tworzyło stosy tuż przed naszymi
pozycjami, oni jednak uparcie rzucali do walki ciągle świeże jednostki. Byliśmy
uczestnikami jednej z wielu niespotykanych masowych rzezi.
Po stracie czołgów sformowano z nas dwunastoosobową drużynę piechoty, ze
Starym jako dowódcą. Pewnej nocy Rosjanie przełamali w końcu naszą pozycję
i przeniknęli ponad dwadzieścia kilometrów na tyły.
Leżałem przy karabinie maszynowym z Asmusem i Fleischmannem, ostrzeliwując
atakujące fale. Musieliśmy trzymać oczy szeroko otwarte, by uniknąć skoszenia swoich
ludzi, gdyż Rosjanie tak jak i my używali długich, białych peleryn maskujących,
z kapturami narzucanymi na hełmy. Polegaliśmy w dużej mierze na instynkcie.
Nagle z tyłu za sobą usłyszeliśmy głośny krzyk po rosyjsku. Pierwsza myśl  złapać
karabin maszynowy, pistolety maszynowe, granaty ręczne i biegiem! Uciekać, uciekać!
Wszyscy, prócz Asmusa, rzucili się do tyłu, a on, głupek, popędził prosto na Rosjan.
Po chwili okazało się, że my również  byliśmy bowiem już otoczeni.
Z największą niechęcią piszę o okresie, gdy byłem jeńcem. Wiem, że przez
antykomunistów może on zostać wykorzystany jako dowód słuszności ich punktu
widzenia, natomiast strona przeciwna nazwie mnie kłamcą i oszustem, zdrajcą interesów
ludu.
Po przeczytaniu tego rozdziału jedna opcja pośpiesznie chwyci za czerwony ołówek [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • cs-sysunia.htw.pl
  •  
     
    Podobne
     
     
       
    Copyright © 2006 Sitename.com. Designed by Web Page Templates