Strona poczÂątkowa
 
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

teraz musimy się najpierw zająć Hanną!
Powiedziawszy to, ruszyła w stronę Marka, który stał obok kosza na śmieci i ostrzył ołówek.
- Mark - powiedziała - wiem, że jesteś na śmierć zakochany w pewnej dziewczynie. Dlaczego
się do tego otwarcie nie przyznasz?
Spojrzałyśmy z Kati na siebie. Nagle zabrakło mi śliny i język przysechł jak futerko do
podniebienia. Czy Mila miała całkiem po kolei w głowie?
Mark był również zaskoczony, w każdym razie nie wydał z siebie chwilowo ani słowa. Potem
przemowił nie on, tylko Kartofel, który usłyszał niezbyt cicho zadane pytanie Mili:
- Naprawdę, Mark? Kim jest ta szczęśliwa wybranka, w której jesteś zakochany?
A Kiwi, ten głupek, oczywiście nie miał nic innego do roboty, jak wrzeszczeć po całej klasie:
- Hej, ludzie, Mark jest na śmierć zakochany!
Gdybym była Markiem, to bym się zapadła pod ziemię.Ale on wydawał się gruboskórny i
rozglądał się z uśmieszkiem dookoła.
Dopiero kiedy tanecznym krokiem podesza do niego Vanessa i uwodzicielsko wygładziła sobie
top na biuście, zrozumiał powagę chwili:
- No jak tam, Mark, nie masz mi nic do powiedzenia? - szepnęła mu te słowa w twarz niemalże
na odległość pocałunku.
Mark pokręcił nosem, jakby Vanessa właśnie przed chwilą spożyła ząbek surowego czosnku, i
powiedział absolutnie nieelegancko:
- Dziewczyno, masz chyba w mózgu szmbo, które śmierdzi już na odległość!
Nie cierpiałam Vanessy, ale teraz było mi jej żal. Zrobiła się biała i stanęła jak wryta, jak żona
Lota, która spojrzała w otchlań Sodomy.
Obudziła się we mnie kobieca solidarność. %7ładnemu facetowi nie wolno było się tak
zachowywać!
Spontanicznie zrobiłam krok w kierunku Marka i trzasnęłam go w twarz.
Złapał się za policzek. I spojrzał na mnie niezmiernie zaskoczony. Ale żeby udawać
wyluzowanego i nie skompromitować się, powiedział:
- Do diabła, lecę na rude z temperamentem!
A zanim mogłam się zacząć bronić, wziął mnie już w ramiona i przed całą klasą wpił się w
moje usta. Obrzydlistwo!
O, nie! - pomyślałam, kiedy obudziłam się następnego dnia rano. Po tym, co się wydarzyło, nie
mogłam się już pokazać w szkole!
Wprawdzie Mila, Kati i w ogóle wszystkie dziewczynyuznały spoliczkowanie Markusa za
zupełnie słuszne, ale fakt, że temu facetowi udało się mnie tak po prostu napaść znienacka,
sprawiał, że to wszystko stawało się raczej wątpliwym chwilowym zwycięstwem.
Dobrze przynajmniej, że nauczyciele mieli szkolenie i nie było lekcji. W ten sposób miłam
okres ochronny, żeby jakoś odzyskać nadwyrężoną pewność siebie. Najlepszym rozwiązaniem
był bieg. To orzezwiało duch i ciało i wzmacniało kondycję do biegu nocnego.
W ubraniu do joggingu usiadłam obok mamy przy stole kuchennym.
To była dobra okazja, żeby ją zagadnąć o wyjazd na narty podczas zbliżających się zimowych
ferii i wyrwać z niej zezwolenie na udział w imprezie.
- Mamo, czy narciarstwo zjazdowe właściwie sprawia frajdę? - zaczęłam dyplomatycznie.
- Mnie sprawiało.
- Czy nie odmówiłabyś tej przyjemności swojej córce?
- Nie odmówiła przyjemności czy ją zafundowała? - Spojrzała na mnie podejrzliwie znad
brzegu gazety. To okropne, mama po prostu nie dała się zaskoczyć.
- No, właściwie jedno i drugie. Szokła organizuje przed świętami Bożego Narodzenia wyjazd
grupowy na narty w Alpy francuskie. Bardzo bym chciała jechać. Mogę? - patrzyłam na mamę
wyczekująco.
Najpierw nic nie powiedziała, wydawało się, że się zastanawia.
Szybko musiałam dorzucić kilka argumentów.
- Pan Sprinter po biegu nocnym zaplanował kurs przygotowawczy z gimnastyką dla narciarzy.
Musiałabym się teraz zgłosić, jeśli chcę jechać.
- Nie wystarczy, że w górach Harzu uprawiasz narciarstwo biegowe? Nie mamy w tej chwili
pieniędzy na narciarstwo alpejskie. Cały sprzęt jest za drogi.
Czy ja dobrze słyszałam? To brzmiało jak "nie"!
- Ale, mamo, wszyscy jadą!
- Wszyscy? Naprawdę?
- No tak, wszyscy ważni ludzie.
- A kto to są ważni ludzie?
- No, Kati, Mila, połowa mojej klasy, ludzie z fakultetu sportwego...
Motte usiadła do śniadania i przysuchiwała się nam z zainteresowaniem.
- Czy Hanna jedzie w góry? - spytała.
- Nie - poiwedziała mama.
- Tak - odpowiedziałam sama.
Spojrzałyśmy na siebie.
- no to jak? Tak czy nie? - Motte zdziwiona spoglądała raz na jedną, raz na drugą z nas.
Musiałyśmy się roześmiać.
- Proszę, mamo, pozwól mi jechać - błagałam. - Możemy prawie wszystko wyporzyczyć. Buty,
narty, kijki, mogę też wziąć coś z waszych rzeczy. wtedy nie będzie tak drogo. A jak się nauczę
jezdzić, to będziemy mogli wszyscy jechać na ferie. Tobie i tacie na pewno to jeszcze sprawia
frajdę.
Widziałam, jak mama zaczyna mięknąć, a gdy Motte dodała jeszcze, wyrażając swoje poczucie
sprawiedliwości: - Martinowi też pozwoliliście - wiedziałam, że zgodę mam prawie w kieszeni.
Załatwienie taty było już tylko kwestią formalną.
Totalnie happy wstałam od stołu, dałam Motte całusa wdzięczności w policzek i pobiegłam w
swoją stronę.
Uff! Wykończona po długim biegu opadłam na ławkę na skraju parku. Tchu mi brakowało.%7łe
też człowiek musi się tak męczyć. Tylko dlatego, że wbiłam sobie do głowy zakfalifikowanie się
w tym roku do drużyny, startującej w nocnym biegu! Sześć kilometrów wokól centeum! Załamię
się już po trzech kilometrach, jeśli nie zrobię czegoś dla poprawienia kondycji.
Wakacje spędzone leniwie na Majorce przy basenie niewiele zdziałały pod tym względem.
Powinnam była uprawić wspinaczkę w Himalajach. W gruncie rzeczy nie byłam pozbawiona
sportowych ambicji i zawsze dobrze biegałam. Ale chwilowo mocno wyszłam z wprawy! Z
mojego gardła wydobywał się lekko astamtyczny kaszelek. Zrobiłam głęboki wdech, żeby
znowu się rozpędzić, kiedy zadzwoniła komórka.
Ach, diabelski sprzęt! Właściwie dlaczego nie zostawiłam jej w domu? Przynajmniej podczas [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • cs-sysunia.htw.pl
  •  
     
    Podobne
     
     
       
    Copyright 2006 Sitename.com. Designed by Web Page Templates