Strona poczÂątkowa
 
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Dawniej nie miał w sobie tej nerwowości, tej goryczy...
- Nie potrzebujesz żadnej książki telefonicznej -oświadczyła. -
Wybronię cię.
Owszem, na sam jego widok odżyły w niej wspomnienia, ale
była już dorosła i nie bała się wyzwania. Nie zamierzała opuście Erica
w potrzebie, ale nie zamierzała też pozwolić, aby ponownie zajął
miejsce w jej sercu.
Już raz je złamał.
60
Anula
ous
l
a
and
c
s
- Słusznie zrobiłeś, przychodząc do mnie - ciągnęła. - Znam cię i
wiem, że nie popełniłeś żadnego przestępstwa. Poruszę niebo i ziemię,
żeby oczyścić twoje imię. Nie dam zapudłować niewinnego
człowieka.
- Nie chcę, żebyś czuła się zmuszona...
- Nie mam zwyczaju robić czegokolwiek wbrew swojej woli -
przerwała mu. - Sama podejmuję decyzję, a gdy ją podejmę, to przy
niej trwam. - Miała świadomość, że jej zaangażowanie w obronę Erica
wiąże się z nieuchronnym ryzykiem, ale od chwili telefonu Jake'a
wiedziała, że nie może postąpić inaczej. - A teraz chciałabym cię
odwiezć do domu, zanim spieczemy się na raka.
Uśmiech przemknął po jego wargach.
- Widzę, że wciąż lubisz rządzić.
- Niektóre rzeczy się nie zmieniają - odparła ze śmiechem.
- Zawsze to w tobie podziwiałem - rzekł, wsiadając do
samochodu. - Twoją energię i pewność siebie.
Drogę do Lincoln Park odbyli w milczeniu. Zamiast prowadzić
zdawkową rozmowę woleli wsłuchiwać się w szum klimatyzacji i
ciche dzwięki bluesa.
Parę minut pózniej Leigh skręciła w Clark i uśmiechnęła się do
nastolatków grających w parku w baseball. Connor uwielbiał tę grę i
był świetny na pozycji łącznika. W sobotę jego drużyna miała
rozegrać pierwszy ważny mecz. Na razie chłopiec był u babci, która
przyjechała po niego poprzedniego dnia, po telefonie Leigh, i obiecała
odwiezć go wieczorem na sobotni mecz.
61
Anula
ous
l
a
and
c
s
Na myśl o matce ogarnęło Leigh wzruszenie. Ojca właściwie nie
kojarzyła; jak przez mgłę pamiętała jego podniesiony głos, kiedy
pijany urządzał w domu awantury. Na szczęście, zanim skończyła
siedem lat, rodzice się rozwiedli. Większość jej koleżanek mieszkała z
ojcem i matką, ale Leigh zawsze uważała, że jeżeli dwoje ludzi się nie
kocha, to ze względu na dziecko powinni się rozstać.
Matka wszystko robiła z myślą o córce; z czasem stała się jej
najlepszą przyjaciółką. Kiedy dwudziestoletnia Leigh wyznała ze
łzami w oczach, że jest w ciąży, Nancy Montgomery nie czyniła jej
wyrzutów. Po prostu wzięła córkę w ramiona, przytuliła ją i
zapewniła, że wszystko się dobrze ułoży. I miała rację.
Przeniosły się obie do Anglii, żeby Leigh, która dostała
stypendium na Oksfordzie, nie musiała rezygnować ze studiów. Było
im ciężko, ale razem jakoś podołały.
- Teraz w lewo - rzekł Eric, przerywając jej wspomnienia.
- Oj, niedobrze - mruknęła na widok tłumu dziennikarzy
koczujących na ulicy. Mikrobusy z antenami na dachu blokowały
przejazd. - Domyślam się, że tu mieszkasz?
Eric zaklął cicho.
- Cholerne hieny. Zaparkuj parę przecznic dalej; wejdę tylnymi
drzwiami.
Tak też uczyniła.
- Zadzwonię po południu i przedstawię ci dalszy plan działania. -
Odwróciwszy się, chwyciła leżącą na tylnym siedzeniu czapkę z
daszkiem. - Wez to; może ci się przyda.
62
Anula
ous
l
a
and
c
s
Zacisnął rękę nie na czapce, lecz na nadgarstku Leigh.
- Jesteś zmęczona, od wielu godzin nic nie jadłaś... Chodz do
mnie, przygotuję lekki lunch.
Popatrzyła mu w oczy. To był błąd, bo poczuła, jak jej opór
kruszeje.
- Wciąż smażę świetne omlety...
Przypomniała sobie, jak którejś nocy zasnęła u niego nad
książką. Obudził ją docierający z kuchni zapach smażonego boczku i
parzonej kawy.
- Dzięki, ale chyba się nie skuszę.
Bała się intymności. Nie chciała oglądać jego mieszkania, jego
rzeczy. Wystarczyło jej, że spędzili razem noc. Wprawdzie na policji,
ale...
- Muszę się przebrać, wziąć prysznic, a potem pojechać do
kancelarii - wyjaśniła.
Nieprawda, musi oddalić się od Erica. Ochłonąć.
- Nie uciekaj ode mnie, Leigh. Proszę cię.
Nie lubiła tego słowa. Uciekają tchórze. I małe wystraszone
dziewczynki.
- Nie uciekam - rzekła, ale nagle naszły ją wątpliwości: czy
rzeczywiście? - Czekają mnie ważne obowiązki, między innymi
przygotowanie się do twojej obrony. Muszę wrócić do biura,
sporządzić kilka wniosków i petycji.
- Cały czas unikasz mojego wzroku. Myślisz, że nie wiem
dlaczego?
63
Anula
ous
l
a
and
c
s
Klimatyzacja była włączona, mimo to temperatura wewnątrz
samochodu rosła z sekundy na sekundę. Leigh podniosła oczy,
napotykając spojrzenie Erica.
- Nie unikam - skłamała. - Po prostu uważam, że powinniśmy
skupić się na bieżących sprawach, czyli na oczyszczeniu twojego
nazwiska.
- Wolałbym skupić się na tobie. Wstrzymała oddech.
- Eric, ja...
- Przejdzmy się - zaproponował. Naciągnął czapkę na głowę,
zakrywając włosy. W jego oczach wciąż płonął żar. - Odrobina ruchu,
świeże powietrze... Czego więcej można chcieć?
Zawsze wiedział, co powiedzieć, żeby mu uległa. Uśmiechając
się w duchu, popatrzyła na uroczą uliczkę, przy której stały stuletnie
kamienice. Pomiędzy zaparkowanymi samochodami dojrzała stary
motor, chyba harleya. Drzewa rzucały zbawienny cień. Co ma do
stracenia?
- W porządku. - Jak dobrze pójdzie, nie natkną się na żadnego
dziennikarza. - Ale uprzedzam cię -dodała, chcąc rozładować napięcie
- jeżeli słońce jeszcze mocniej przygrzeje...
- Nie pozwolę ci się roztopić. Wolnym krokiem ruszyli przed
siebie.
- Zawsze chciałeś mieszkać w tej dzielnicy, prawda?
Podczas studiów na miejscowym uniwersytecie często łazili
gdzieś na piwo i bilard. Potem, wracając wieczorem, często wędrowali
przez Lincoln Park - podziwiali architekturę dziewiętnastowiecznych
64
Anula
ous
l
a
and
c
s
domów i snuli marzenia. Marzenia Erica, przynajmniej te dotyczące
miejsca zamieszkania, się spełniły.
- Tak. - Uśmiechnął się. - Mam ładne mieszkanko na ostatnim
piętrze w jednej z tych starych murowanych kamienic. Wymagało
sporego remontu, ale warto było.
- Gratuluję.
- Dzięki. - Przystanąwszy, ujął ją za rękę. - Leigh, jestem ci
naprawdę wdzięczny. Za to, że przyjechałaś do mnie w środku nocy,
że mnie nie odtrąciłaś. %7łe wierzysz w moją niewinność.
- Nie musisz dziękować - rzekła przez ściśnięte gardło.
- Muszę. Może po prostu wykonujesz swoje obowiązki, ale fakt,
że podjęłaś się mojej obrony, wiele dla mnie znaczy.
Nigdy nie potrafiła się od niego odwrócić, na tym polegał cały
problem. Nawet kiedy dowiedziała się, że Eric ma dziewczynę, którą
zna niemal od dziecka, też nie umiała z niego zrezygnować. Po prostu
zadowoliła się przyjaznią, mimo że każde jego spojrzenie, każdy
dotyk przejmował ją dreszczem. Minęło dziesięć lat, ale nic się nie
zmieniło. Nadal go kochała i wiedziała, że znów będzie z tego
powodu cierpieć.
- Jesteś dla mnie czymś więcej niż  obowiązkiem" - przyznała.
Błysnął w uśmiechu zębami.
- Nigdy nie sądziłem, że spotkamy się w takich okolicznościach.
Ucieszyła się. A więc myślał o niej...
- %7łycie jest pełne niespodzianek. Od dawna nie próbuję
zgadywać, co się wydarzy jutro lub pojutrze.
65
Anula
ous
l
a
and
c
s
Zresztą, pomyślała, czasem lepiej nie znać przyszłości. Wtedy
człowiek może cieszyć się chwilą i nie myśleć o smutku, jaki
nadejdzie.
Eric potrząsnął głową.
- Fajnie cię widzieć, Leigh - rzekł serdecznym tonem. - Czy ty w
ogóle masz pojęcie, jak świetnie wyglądasz?
Roześmiała się wesoło.
- Akurat! Oboje moglibyśmy służyć za przykład tego, jak na
człowieka wpływa brak snu. - Przyjrzała mu się uważnie. Miał na
sobie tę samą koszulę i spodnie, w których przyszedł do kancelarii, [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • cs-sysunia.htw.pl
  •  
     
    Podobne
     
     
       
    Copyright 2006 Sitename.com. Designed by Web Page Templates