Strona poczÂątkowa
 
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

według Amosa Lorenzona.
 A pan?  zapytałem tego drugiego.
 Brent Mason, wydział wewnętrzny, policja z Cleveland.  Wymawiał słowa
powoli i starannie, jakby je liczył. Gdybym miał zgadywać, który jest który, pomyliłbym
się. Można by pomyśleć, że facet, który połknął kij, jest federalny. Ale też ci z wydziału
wewnętrznego, wszyscy chodzą jakby połknęli kij  nikt ich nie lubi i po jakimś czasie
odbija się to trochę na osobowości.
Wyszliśmy z uliczki i stwierdziłem, że znowu jesteśmy na Fulton Road. Ciągnęli
mnie kawał drogi.
 Nie chcieliście, żeby uratowali mnie strażacy albo inni gliniarze  powiedzia-
Å‚em.
 Och, nie  odezwał się Dean.  Nie mogliśmy sobie na to pozwolić. Może pan
nie uwierzyć, proszę pana, ale tu w okolicy są policjanci, którzy wcale nie byliby zain-
teresowani ratowaniem pana.
Posadzili mnie na tylnej kanapie nieoznakowanego taurusa, który wyglądał
identycznie z samochodem Joego. Mason prowadził, a Dean siedział obok niego, więc
przynajmniej zaufali mi, że nie wyskoczę, żeby uciec. %7ładnych kajdanek, żadnej ozna-
ki, że jestem podejrzany o podpalenia. To był plus.
 Jestem zbity na miazgę  przyznałem, kiedy zatrzymaliśmy się na czerwonym
przy Fulton.  A wy, chłopaki, wyglądacie całkiem świeżo. %7ładnych zadrapań, oparze-
lin, nawet garnitury wam się nie pogniotły.
 No, no.  Dean pokiwał głową.  Mam wrażenie, że coś zaczyna dedukować.
Mason nie odezwał się ani słowem.
 Domyślam się, że to nie wy wyciągnęliście mnie z ognia. Ale jest nas tutaj tyl-
ko trzech. Więc kto to zrobił?
Mason nie odpowiedział, ale po tym, jak napiął mięśnie pleców, mogłem się
domyślić, że pytanie nie było mu w smak. Dean odwrócił się do mnie i uśmiechnął się
szeroko.
 Nie możemy ci powiedzieć. Bo nie udało nam się złapać tego sukinsyna.
 Nie udało się go złapać?
 A nie  powtórzył radośnie Dean. Mason jeszcze bardziej się spiął, jakby ktoś
nakręcał w nim nerwy kluczem.  Wybiegłeś i obaj ruszyliśmy za tobą. Zatrzymałeś się
głową na ścianie sąsiedniego domu, a my stanęliśmy przy tobie. Drugi facet wysko-
czył zaraz potem, śmignął przez podwórko i tyle go widzieliśmy. To był, panie Perry,
strzał do naszej bramki. I, kurczę, nie wyobrażasz sobie nawet, jak zareaguje szefo-
stwo, kiedy im o tym powiemy.
Dean zachichotał, a Mason popatrzył na niego tak, jakby miał ochotę zdjąć rę-
ce z kierownicy i zacisnąć je na szyi agenta. Ale nic nie powiedział.
 Ale widzieliście, jak wchodził?  zapytałem.
 Owszem.
 I?
 I był to wielki sukinsyn w baseballowej czapce  powiedział Dean.  Staliśmy
po drugiej stronie ulicy, a sam widziałeś, jak ciemno było za domem. Zanim zdążyli-
śmy przejść, już się paliło. Chyba udałoby nam się, gdybyś nie wyleciał stamtąd jak z
procy.
 Przepraszam. Chłopaki, gdybym wiedział, że śmierć w ogniu byłaby wam na
rękę, zostałbym, oczywiście, w środku.
 Mówisz, że to ten facet cię wyciągnął?  zapytał Dean.
 Zgadza się. Zeskoczyłem ze schodów i noga uwięzła mi w dziurze. Przewróci-
łem się i nie mogłem się uwolnić. Wtedy on przyszedł i mnie wyciągnął. Wypchnął
mnie z salonu i wyrzucił przez drzwi. Potem dałem sobie radę sam.
 Więc byłeś obok niego.  Mason odezwał się po raz pierwszy, odkąd wsiedli-
śmy do samochodu.  Mogłeś mu się dobrze przyjrzeć.
 Nie przyjrzałem się.
Przeniósł wzrok na lusterko wsteczne i popatrzył na mnie, mrużąc oczy, jakby
myślał, że kłamię. Odwzajemniłem mu spojrzenie w lusterku i powoli pokręciłem gło-
wÄ….
 Nie kłamię, detektywie. Tam się paliło, a facet był za mną. A oczy i tak mia-
łem zamknięte prawie cały czas, bo był ogień i żar.
Mason chrząknął z niesmakiem i odwrócił wzrok od lusterka.
Pojechali do Clark, potem na zachód, do skrzyżowania Clark i Sześćdziesiątej
Piątej, gdzie Mason zajechał na wąski, stromy parking przy restauracji U Mamy. Mama
była tam, odkąd pamiętam i wcześniej chyba też. Kiedy byłem dzieckiem, ojciec za-
bierał mnie w soboty na śniadania U Mamy. Z domu szliśmy na piechotę  zawsze na
piechotę, nigdy samochodem, nawet kiedy lało albo padał śnieg  a potem jedliśmy i
rozmawialiśmy. Tata pił wodę i kawę, a ja sok pomarańczowy do naleśników. Krzywił
się za każdym razem, kiedy to zamawiałem   Sok pomarańczowy i syrop  zwykł
mawiać.  Zęby ci od tego spróchnieją .
Mason wyłączył silnik, wysiedliśmy i weszliśmy do środka. Sala była prawie pu-
sta; za chwilę mieli zamykać. Kiedy wstąpiłem do policji, czasem spotykałem się tutaj z
tatÄ… zazwyczaj wczesnym rankiem, po mojej nocnej zmianie. Ostatnim razem, kiedy tu
byłem, przyszedł jakiś facet, który dobrze znał Gradduków, i długo rozmawiał z moim
ojcem, jakby mnie nie zauważał. %7ładen z nas nie skomentował tego, ale więcej tu nie
przyszliśmy.
Zza rogu wyszła kelnerka, zobaczyła nas i uniosła brwi.
 Będzie jeszcze czas na kawę?  zagadnął Dean.
 Zawsze jest czas na kawę  odparła i zaprowadziła nas do stolika pod ścianą.
Dean wziął ze sobą apteczkę, którą wyjął ze schowka w samochodzie. Zaapli-
kował mi aspirynę i podał antyseptyczne chusteczki w plastikowych opakowaniach.
 Wytrzyj tym sobie ramiona. Masz tam trochę oparzeń. I ślad na szyi. Nie wy-
glądają poważnie, ale powinieneś pójść do lekarza. Mówisz całkiem normalnie, więc
pewnie nie doznałeś wstrząśnienia mózgu, ale nie chcę, żebyś nas oskarżył za odmo-
wę udzielenia pomocy medycznej. Jeśli chcesz się zbadać przed rozmową możemy
podwiezć cię do szpitala.
Pokręciłem głową.
 Jest w porządku. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • cs-sysunia.htw.pl
  •  
     
    Podobne
     
     
       
    Copyright © 2006 Sitename.com. Designed by Web Page Templates