[ Pobierz całość w formacie PDF ]
się stało, gdyby Gina powiedziała to wszystko na rozprawie. Manny oparł się na fotelu. Jedna tylko sprawa nie daje mi spokoju. Kiedy zwróciłem jej uwagę, iż chyba powinna ci pomóc, odparła, że nie chce. Tego nie rozumiem. To cała ona. Może masz rację, ale nie bardzo pojmuję, czy tylko odmawia pomocy, czy chodzi jej o coś więcej. Czy przypadkiem nie chce cię bardziej pogrążyć? Jacka zmroziło. Nie sądzę słowa przychodziły mu z trudem choć z Gina nigdy nic nie wiadomo. Ale akurat to musimy wyjaśnić. Może powinienem z nią porozmawiać. Być może w cztery oczy zechce powiedzieć coś więcej. To jest pomysł! Spróbuj porozmawiać z nią szczerze, po przyjacielsku. Im szybciej, tym lepiej. Daj mi znać, gdy tylko spotkasz się z nią. Jasne powiedział na odchodnym Jack. I jeszcze jedno wstrzymał go Manny przy drzwiach. Gina może być najważniejszym świadkiem, więc ostrożnie! Nie zrażaj jej, bądz uprzejmy, a jeśli nic nie wskórasz, zapytaj, czy nie zechciałaby spotkać się ze mną. Ja się nią zajmę. Głowa do góry! Umiem rozmawiać ze świadkami, zwłaszcza kobietami. Rozumiem i dzięki odparł Jack z zagadkową miną. Ale takiej jak ona jeszcze chyba nie spotkałeś. 29 Siedemdziesięciotrzyletni Wilfredo Garcia stał przy kuchence gazowej niemal tak wiekowej jak on sam i gotował obiad bistec palamillo con platanos fritos wołowinę z pieczonymi bananami. Uchodzca z Kuby, przybył do Ameryki z dorosłymi dziećmi jeszcze w 1962 roku, ale nadal mówił łamaną angielszczyzną. Nie opanował języka przybranej ojczyzny, i gdy chciał coś istotnego przekazać, nieodmiennie przechodził na hiszpański, a że miał wyjątkowo sympatyczne usposobienie, słuchacze nie brali mu za złe niedoskonałości językowych. Wilfredo był pulchny, o brązowych oczach i tłustych policzkach, i uwielbiał jeść. Wieczorami zwykle jadał w domu, także dlatego, że okolice Adams Street nie należały do bezpiecznych, zwłaszcza po zmierzchu. Posypywał właśnie wołowinę siekaną pietruszką i cebulą (bo tak mu smakowała najbardziej), gdy zadzwonił telefon. Wilfredo spojrzał na aparat, ale nie podniósł słuchawki. Od kilku dni, od kiedy przeczytał w gazecie, że w sprawie Jacka Swytecka wielkie znacznie ma anonimowa wiadomość przekazana pod numer 911, nie odbierał telefonów. Zdawał sobie sprawę, że wcześniej czy pózniej zaczną się poszukiwania, nie chciał jednak w nic się mieszać. Właśnie dlatego tamtej krytycznej nocy poszedł zatelefonować z automatu, aby policja nie mogła ustalić, że to on był owym tajemniczym informatorem. W dalszym ciągu zresztą nie miął zamiaru przyznawać się do niczego. Postanowił, że do czasu, kiedy sprawy nie uspokoją się, będzie żył jak pustelnik. Ale telefon dzwonił. Najpierw dziesięć dzwonków, potem cisza i znów dwanaście. Uparcie, to pewnie coś ważnego pomyślał Wilfredo. Może córka z Nowego Jorku, a może bukmacher, do którego stale zaglądał. Wytarł ręce, wyłączył kuchenkę, podniósł słuchawkę. Oigo odezwał się po hiszpańsku. Wilfredo Garcia? Si. Mówi Michael Cookson z komendy policji. Jak się pan ma? Serce Kubańczyka podeszło do gardła. %7łałował, że podniósł słuchawkę. Dziękuję, dobrze odparł po angielsku z wyraznym hiszpańskim akcentem. Panie Garcia, prowadzę właśnie rutynowe czynności w związku z zabójstwem Eddy'ego Gossa, a pan jak rozumiem mieszka na tym samym piętrze, prawda? Si, to samo piętro, ale por favore nic nie wiem, nic nie słyszałem, nie chcę mieć z tym nic wspólnego. Ależ rozumiem, panie Garcia, i nie zakłócałbym panu spokoju, gdyby nie chodziło o ważną sprawę. Otóż poszukujemy człowieka, który krótko po zabójstwie zadzwonił pod numer dziewięćset jedenaście z automatu przed pańskim domem. Ale ja nie... powtórzył Wilfredo. Rozumiem policjant był naprawdę uprzejmy i budził zaufanie doskonale rozumiem, i tak między nami, wcale nie zależy mi, czy złapią winnego, czy nie. Wiemy, jaki był Goss, prawda? Ale co robić, trzeba sprawdzić wszystkie ślady. Gdyby więc przypadkiem dowiedział się pan, kto dzwonił tamtej nocy, to niech mu pan łaskawie podpowie, aby skontaktował się z nami, zanim dobiorą się do niego adwokaci. Mogę na pana liczyć? Tak jest odparł Wilfredo niepewnie. Czuł ucisk w gardle. A żeby pana nie trudzić, Mr Garcia, bo wiem, że ludzie dość niechętnie udzielają pomocy, to powiem, że nie ma potrzeby, aby pan albo ktokolwiek przychodził do nas, na komendę. Nawet nie musi pan tam dzwonić. Dam panu numer mojego pagera. Wystarczy mi dać znać, gdyby dowiedział się pan czegoś. Potrzebna mi tylko informacja i przyrzekam, że nikt ode mnie nie usłyszy pańskiego nazwiska i w ogóle niczego, chyba że będzie to absolutnie niezbędne. Rozumiemy się? Si. To niech pan łaskawie zapisze numer: pięć, pięć, pięć, dwa, dziewięć, zero, zero. Zanotował pan? Zanotowałem. Doskonale. Przepraszam, że pana trudziłem. Do widzenia. Do widzenia.
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plcs-sysunia.htw.pl
|