|
|
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zostawiło echo. Schowała książkę do torby. Wtedy to ją uderzyło. Co robisz w korytarzu? Leniwy uśmiech. Idę na lunch. Czekaj. Nie masz teraz zajęć? Pochylił się, oddychając tym samym powietrzem co ona, sprawiając że zachłysnęła się powietrzem. Ten cholerny pół uśmieszek robił jej śmieszne rzeczy. Znów poszli do knajpy we wtorek, rozchodząc się bez pocałunku prawdziwego pocałunku. Ale, kiedy jego czoło dotknęło jej, naprawdę wierzyła, że ją pocałuje, właśnie tam w holu. Bethany totalnie nie miała nic przeciwko. Mam korytarzowe zajęcia, - powiedział, przekrzywiając głowę delikatnie na bok, ustawiając ich usta w tej samej linii. - I wyjście z klasy załatwiłem swoim urokiem. Chciałem cię zobaczyć. Swoim urokiem? - Jej oczy zamknęły się. - Jak to zrobiłeś? Nigdy nie zdradzę swoich sekretów. Wiesz lepiej niż to. - Dawson odsunął się, łapiąc jej wolną rękę. Czując jakby to czego chciała potrzebowała zostało jej właśnie zabrane, zagapiła się na niego. Jego uśmiech rozszerzył się. - Chciałem zjeść z tobą lunch. Więcej niż pochlebiona, pozwoliła mu zaciągnąć się w dół korytarza...z dala od stołówki, jak się okazało. Hej, gdzie idziemy? To niespodzianka. - przyciągnął ją do swojego boku, zarzucając ciężkie ramię na jej ramiona. Długość jego ciała pasowała do jej jakby było do tego stworzone. Opuszczamy kampus? Tak. Czy zamierzamy wpakować się w kłopoty? Zatrzymał się, obracając ją w swoich ramionach. Byli prawie pierś przy piersi, jego ręka nadal na jej ramionach. Pytania, pytania Bethany. Zaufaj mi. Nie wpadniesz w kłopoty ze mną. Uniosła brew. Z powodu twojego uroku, co? Dokładnie. - wyszczerzył się. Dawson ruszył a ona poszła z nim, wyobrażając sobie co by jej mama zrobiła jeśli zostaliby złapani, a szkoła by do niej zadzwoniła. Obowiązkowe testy ciążowe w jej przyszłości. Spojrzała na Dawsona i zdecydowała, że to jest tego warte. Kiedy wyszli przez czarne drzwi, oczekiwała rozbrzmienia alarmu i ochrony biegnącej na złamanie karku. Kiedy to się nie stało i ich stopy dotknęły chodnika, zaczęła się odprężać. Dawson puścił jej rękę, podnosząc tempo, kiedy wyjął kluczyki ze swojej kieszeni. Gdzie chcę cię zabrać jest dwie przecznice w dół. Możemy pojechać jeśli chcesz. - Spojrzał przez ramię, jego oczy zaczynając od czubka jej głowy schodzące całą drogę w dół do jej placów u nóg. Jezuuniu, kiedy tak na nią patrzył, czy oczekiwał że będzie zdolna do komunikowania się? Teraz była papką, w dużym stopniu bezużyteczna. Jego uśmiech uniósł się wyżej, tak jakby wiedział co jej robił. To trochę za zimno dla ciebie. A co z tobą? Zwrócił się twarzą do frontu, bawiąc się tymi kluczami. Ze mną w porządku. Chociaż to jest twój świat. Uśmiechnęła się do jego pleców. To trochę zimn.. - Jej słowa skończyły się zaskoczonym wrzaskiem, kiedy jej stopa uderzyła w grubą warstwę lodu która się nie rozmroziła. Zanim się zorientowała, jej ramiona wymachiwały, kiedy walczyła by utrzymać balans. To się nie stanie. W tych malusieńkich, malutkich sekundach, zrezygnowana do rozbicia czaszki szeroko otwartej tuż przed Dawsonem. Ambulans musiałby być wezwany. Mama by się dowiedziała. Tata zostałby wezwany z pracy. Byłaby uziemiona, z wstrząsem. Albo gorzej. Ciepłe ramiona otoczyły ją, łapiąc ją pół sekundy przed tym jakby uderzyła. I wtedy przypomniała sobie, zawieszona w powietrzu, jej włosy dotykały asfaltu. Twarz Dawsona była cale od jej, oczy zamknięte w koncentracji, twarz ściągnięta i ponura. Bethany nie mogła nawet mówić przez szok. Dawson był kilka stóp na przedzie. Dla niego by dostać się do niej tak szybko było rozsadzające-umysł. Bezdechu, gapiła się na niego w górę i ciężko przełknęła. Okej. Masz refleks kota na steroidach. Ta, - powiedział, brzmiąc prawie tak bezdechu jak ona. - W porządku? Zwilżając usta, przytaknęła i wtedy zdała sobie sprawę, że on tego nie widzi. Tak, ze mną w porządku. Powoli prostując się , postawił ją z powrotem na nogi, zanim ją uwolnił. Jego oczy otworzyły się i Bethany nie mogła uwierzyć w to co widzi. Tęczówki nadal były piękną zielenią, ale zrenice...zrenice były białe. Bez zdawania sobie z tego sprawy, postąpiła krok naprzód. Dawson... Mrugnął i jego oczy były normalne. Tak? Potrząsając głową, nie widziała czy jej umysł se z nią pogrywał czy co. yrenice nie mogły być białe. I był szybki-jak złoty medalista olimpijski. I cichy też. Cichy jak duch w programie tracenia na wadze. I jego przyjaciel mógł stopić piłeczki do ping-ponga... Rozdział 8 Przez następny miesiąc, Bethany widziała więcej i więcej Dawsona. Byli razem tak często jak mogli w szkole. To jak potrafił wykręcić sobie drogę z czwartej lekcji na zgodnych zasadach zdumiewało ją. Urok? Piekło, musiał mieć to w buteleczkach. W dniach kiedy dzielili lunch, zabierał ją do lokalu Mom and Pop na końcu ulicy. Nie było już więcej bliskich-śmierci wypadków na parkingu i ani więcej niesamowitych wyczynów szybkości Dawsona na końcu.
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plcs-sysunia.htw.pl
|
|
|
|
|
Podobne |
|
|
|
|