|
|
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
osobistego. Widział pan kiedyś tego człowieka? Józef Musiał oglądał zdjęcie przez kilka minut. Patrzył pod światło, obracał na wszystkie strony wy- krzywiając przy tym twarz w błazeńskich grymasach. Miały wyrażać zdziwienie i rozczarowanie. Po chwili oddał zdjęcie inspektorowi. Niestety, bardzo mi przykro powiedział głośno. Nie znam go. Nigdy go nawet nie widzia- łem. Ale czy powinienem? No, niech pan powie, inspektorze, może powinienem... To już wszystko powiedział inspektor. Jak będziemy jeszcze czegoś chcieli, dostanie pan we- zwanie na komendę. Zawsze pan może na mnie liczyć. Zawsze do usług. Polecamy się. Inspektor odwrócił się i ruszył do samochodu. Miał już otworzyć drzwi, gdy nagle zatrzymał się, jakby przypomniał sobie coś ważnego. Panie Musiał... Tak? Podszedł bliżej. Nachylił się tak, że Zawadzki z łatwością mógł poczuć odór alkoholu, wydobywający się z ust swojego rozmówcy. Panie Musiał, mam sprawę. Prywatnie. Prywatna sprawa? Dla pana inspektora wszystko! krzyk Józefa Musiała mógłby obudzić umar- łego. W promieniu paruset metrów słychać było każde słowo. Ten samochód należy do mojego znajomego. Chyba puścił lewy amortyzator. Mógłby pan przystać kogoś, kto by się tym zajął? Dla pana inspektora wszystko! Pan inspektor oczywiście wolałby Józef Musiał mówił teraz pra- wie szeptem żeby to był jakiś łebski chłopak? Prawda? Inspektor nic nie odpowiedział. Robi się. Odszedł kołyszącym się krokiem. Po chwili w drzwiach warsztatu ukazała się nowa postać. Był to młody chłopak na pierwszy rzut oka wyglądał na około dwudziestu lat. Podobnie jak poprzednik ubrany był w kombinezon, który już z daleka zalatywał zapachem benzyny i smaru. W ręku niósł torbę z narzę- dziami. Niech pan powie znajomemu, żeby wprowadził wóz do warsztatu. Zaraz otworzę drzwi. W porządku, Inspektor zapukał w szybę po stronie kierowcy. Szykuje się drobna naprawa powiedział. Pojedziesz prosto, tam gdzie te drzwi. Powiesz krótko, o co chodzi. Lewy amortyzator. O resztę już ja będę się martwił. Wacław Weber nie wyglądał na uszczęśliwionego. Jeżeli to konieczne... Mam nadzieję, że po tej naprawie nie będziemy musieli wracać pieszo. Drzwiczki zatrzasnęły się i samochód ruszył wolno w stronę budynku. Zawadzki obserwował przez chwilę, jak jego przyjaciel daje sobie radę z ustawieniem samochodu na wąskim podjezdzie kanału i jak rozmawia z mechanikiem. Potem wszedł do środka. Było to niskie, ponure pomieszczenie. Pod ścianami leżały sterty blachy, narzędzia i wielkie puszki la- kieru. Dwa stanowiska obsługi były zajęte stały tam samochody, widocznie w trakcie naprawy. Sądząc po ilości kurzu i brudu, który pokrywał ich karoserie trwała ona dosyć długo. Pod drzwiami zauważył kilka pustych butelek po wódce. Jak świadczyły odgłosy libacji dochodzące spoza drzwi, które prowadziły na zaplecze, wszyscy pracownicy mieli wolny dzień. Podszedł do swojego przyjaciela. Załatwione? Uhm. Z kanału, na którym stał samochód, sączył się nikły blask lampy, od czasu do czasu można było usły- szeć brzęk narzędzi. Wyglądało na to, że mechanik zabrał się już do pracy. Czy mam wyjść? zapytał Wacław Weber. Jak chcesz. Skierował się w stronę samochodu. Halo! krzyknął. Hałas ucichł na chwilę. W szczelinie między podwoziem a betonową podłogą ukazała się twarz me- chanika. Pan coś mówił? Owszem. Powiedziałem, że bardzo u was wesoło. Milczenie. Mechanik najwyrazniej nie miał ochoty na rozmowę. Nazywacie się Adamiak, prawda? inspektor uśmiechnął się przyjacielsko. %7ładnej reakcji. Sporo o was wiemy znowu życzliwy uśmiech. Tak jak o wszystkich, którzy tu pracują. Znowu nic. Będziesz miał kłopoty, chłopcze. Naprawdę poważne kłopoty... Demonstracyjne splunięcie. Jak na początek nie było złe. Kradzież części... Panie, pan to mi może... No rozmowa nareszcie się rozkręciła. Inspektor sięgnął po papierosy. Otwarcie nowej paczki i poszukiwanie zapałek zajęło mu sporo czasu. Jego rozmówca nie okazywał jednak żadnych oznak zniecierpliwienia. Wszystko było na dobrej drodze. Słuchaj, gówniarzu, masz jedyną szansę, żeby wygrzebać się z tego wszystkiego. Nie rób trudności. Inspektor zaciągnął się głęboko dymem, a potem z całym spokojem powoli wydmuchnął go w twarz rozmówcy. No!? Co? O co chodzi?
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plcs-sysunia.htw.pl
|
|
|
|
|
Podobne |
|
|
|
|