Strona poczÂątkowa
 
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wrzędach stała już co najmniej setka krzeseł izbierali się podekscytowani goście 
miejscowa arystokracja oraz ta zLondynu, która bawiła na wsi, atakże osoby, które
Redmondowie po prostu lubili. Phoebe włożyła jedną ze swych dwóch lepszych sukien 
tę zgołębioszarego jedwabiu, zupełnie pozbawioną ozdób, nie licząc lśniącej srebrnej
przepaski pod biustem  oraz ukochane eleganckie rękawiczki, dzięki którym, jak miała
nadzieję, jej strój choć po części dorównywał pięknym strojom reszty gości.
W małej sali balowej było bardzo ciepło, jak zresztą wcałym domu Redmondów,
wktórym generalnie panowała wysoka temperatura, przynajmniej wporównaniu ze słabo
ogrzewanymi pokojami wakademii panny Endicott.
Markiza, który na kolacji znowu został usadzony obok bardzo podekscytowanej
Lisbeth, nigdzie nie było widać, nawet gdy do sali przybyli pozostali goszczący
uRedmondów panowie.
Lisbeth chyba też zauważyła jego nieobecność, gdyż tak mocno wymachiwała
wachlarzem, jakby to mogło sprowadzić go do sali lub jakby chciała sobie wten sposób
przypomnieć, że wachlarz jest od niego. Ichoć uśmiechała się do swoich sąsiadów
iwymieniała znimi uprzejmości, wyraznie było widać, że jest coraz bardziej
podenerwowana.
I zapewne ztego powodu powiedziała:
 Phoebe, bądz tak miła ipobiegnij po mój szal, dobrze?  Pobiegnij. Phoebe
mówiła pięcioma językami, ata dziewczyna każe jej biec po jakiś szal.  Tobie też się
pewnie przyda  dodała wielkodusznie.  Więc po drodze wez też iswój.
Zdaniem Phoebe posłanie jej po szal było zwykłym kaprysem, gdyż wdomu było
gorąco jak wzaciśniętej dłoni.
Twardo popatrzyła na Lisbeth, ale ta wyraznie nie miała sobie nic do zarzucenia.
Czekała, że Phoebe wykona polecenie.
W tym momencie do salonu wszedł jakiś człowiek, który przystąpił do układania
nut. Na ten widok oczekujący goście zaczęli się zekscytacją wiercić na krzesłach. Phoebe
nie chciała uronić nawet jednej nutki zkoncertu.
 Oczywiście  mruknęła, wzdychając wduchu.
Okręciła się na pięcie iprawie biegiem rzuciła się do schodów po szal. Kiedy już
go miała wrękach, szybko zbiegła do foyer iprzez dziedziniec pomknęła do swojego
pokoju. Przeklęta Lisbeth.
 Dokąd pani tak pędzi, panno Vale? Czyżby ziściły się moje marzenia iwsalonie
wybuchł pożar, akoncert został odwołany?
8
Phoebe zatrzymała się jak wryta irozejrzała, chcąc sprawdzić, skąd dochodzi głos.
 Tutaj  pomógł jej markiz.
Ach! Tam jest. Oparty okolumnę, był zaledwie zarysem sylwetki, którą zcienia
wyławiał blask srebrzystego księżyca, padające zokien światło kandelabrów oraz słabe
światełka kilku latarenek zawieszonych na ścianie domu, żeby przechodząca przez
dziedziniec służba nie pogubiła się wmroku. Stał wpobliżu jednej znich iponuro ćmił
cygaro. Wokół niego krążyło kilka owadów, zbliżając się ioddalając od czerwonej
końcówki.
 Tak  odrzekła.  Dom stanął wpłomieniach, aja uciekłam, całą resztę gości
zostawiajÄ…c ich losowi.
Krótko się roześmiał.
 Nie lubi pan muzyki isopranistek, lordzie Dryden?
 Och, przeciwnie. Bardzo je lubię  odrzekł zponurym rozbawieniem izaciągnął
się cygarem, jakby to było jedyne dostępne zródło tlenu. Koniuszek cygara rozżarzył się
czerwienią niczym oko diabła. Markiz wydmuchnął niebieski dymek wczyste nocne
niebo.
Gdy dym opadł, Phoebe wymownie zakaszlała.
 O,proszę wybaczyć  przeprosił markiz nieszczerze.
 Czy wolno mi być aż tak śmiałą izapytać czemu, skoro lubi pan słuchać
sopranistek&
 Zaskakujące, że prosi pani opozwolenie na bycie śmiałą.
 & stoi pan tutaj ipali? Wydawało mi się, że wdomu państwa Redmondów dba się
ozwyczajową kolejność rzeczy. Po kolacji panowie odeszli wypić drinka iwypalić cygaro,
panie zostały wjadalni iplotkowały opanu. Ateraz wszyscy wspólnie słuchają koncertu.
 Plotkowały omnie  powtórzył.  To zabawne, co pani mówi, panno Vale.
 Ale tak było. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • cs-sysunia.htw.pl
  •  
     
    Podobne
     
     
       
    Copyright © 2006 Sitename.com. Designed by Web Page Templates