|
|
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
mszczonowskiej i owdowiałej starościny będzińskiej. Wzrusza- jąca miłość tych trojga stanowi dominujący akcent całej kores- pondencji w teczkach krośniewickich. W liście z Niesułkowa Jan Leon Hipolit przeprasza czule matkę za to, że pisuje do niej nie dość często, a siostrę błaga żartobliwie o wstawiennictwo u szwagra, Pana Starosty", który pogniewał się na niego o tę przeklętą Bękarcicę" (cho- dziło pewnie o jakąś klacz, okulawioną przez warszawskiego junaka). Przyrzeka siostrze, że jeśli pokój w tej sprawie zosta- nie zawarty, to dalsza walka toczyć się będzie na szachy, którą to grą zajmuję się obecnie". Dopytuje się, czy na ostatnim balu w Małej Wsi była dobra zabawa i czy dużo tańczono" oraz czy prędko zapowiada się wesele panny Wojewodzianki (naj- młodszej z pięciu sióstr szwagra) ...na które mam już odło- żone dwie pary pantofli, otrzymanych od Mamy". Poza tym jest jeszcze w liście mowa o różnych ploteczkach towarzyskich, o słojach przygotowanych na konfitury i marynaty oraz o księ" dzu Gracjanie, który pada do nogi Jakubowskiej", (wymieniana często w listach klucznica z Małej Wsi). Wszystko przesycone atmosferą beztroski, ziemiańskiego dostatku, miłości rodzinnej i spokoju. Pisany po francusku list kończy się polskim dopiskiem znakomicie oddającym mikroklimat epoki: Z największą ocho- tą doniósłbym wiele nowin Niesułkowskich, ale mi już świcy braknie". \ Pozwólmy na razie zgasnąć tej rozczulającej świcy". Niech Kozietulski odpoczywa sobie spokojnie w biskupim Niesułko- wie pod Strykowem bądz wyżywa się nadal w warszawskiej rywalizacji z Blachą. W odległym Paryżu bez jego udziału przygotowują się wydarzenia historyczne, które już niedługo pozwolą mu wkroczyć na drogę szwolezerskiej chwały. MERWSI NAK)LEOCCZYCY eży przede mną stare wydawnictwo angielskie, antologia satyry i karykatury antynapoleońskiej. Cała historia genialnego Korsykanina wyszydzona w rysunkach współczesnych mu dzien- nikarzy londyńskich. Oto ważny dla naszej opowieści rok 1804, okres przeobrażeń ustrojowych we Francji. W kwietniu tego roku senat ogłosił dożywotniego Pierwszego Konsula dziedzicz- nym cesarzem Francuzów. Republika zmieniła się w cesarstwo. Ileż tematów dla reakcyjnej satyry europejskiej! Sławni gene- rałowie republikańscy synowie oberżystów, adwokatów i ma- łomiasteczkowych rzemieślników przymierzają u krawców haftowane stroje dygnitarzy dworskich! Mistrzowie ceremonii starego dworu wersalskiego opracowują program uroczystości koronacyjnych dla mordercy księcia d'Enghien! Sprowadzony z Włoch papież ma osobiście namaścić skronie francuskiego antychrysta! Niezłomny demokrata Beethoyen wymazuje z Sym- fonii Heroicznej dedykację, ofiarowaną niegdyś generałowi Bo- naparte. Czyż to wszystko nie oznacza ostatecznej likwidacji rewolucji i obłaskawienia raz na zawsze groznego zdobywcy? Fura śmiechu dla starej Europy królów i cesarzy! Złote czasy dla karykaturzystów londyńskich! Na pierwszym obrazku śmierć Republiki Francuskiej. Nad zwłokami młodej kobiety w czapce frygijskiej pochyla się dwóch lekarzy. Co jej się stało? pyta jeden. Jeszcze niedawno wyglądała tak dobrze? Nieudany poród odpowiada dru- 34 gi. Umarła wydając na świat tego małego uzurpatora. A oto maleńki Boney" (jak nazywano wówczas w Anglii Bo- napartego) ugina się pod ciężarem ogromnej korony, po którą wyciąga ręce jako po swoją legalną własność skrwawione bez- głowe widmo Ludwika XVI. Na dalszych rysunkach Boney zmienia się w Napa". Nap w płaszczu cesarskim uczy się monarszych manier od sławnego aktora Talmy. Nap klęczy kornie przed papieżem, czekając na koronację. Nap, przebrany za ogrodnika i uzbrojony w łopatę, kopie w ogrodzie dołki pod drzewa genealogiczne dla siebie i dla swojej rodziny. Nap w czapce piekarza wyciąga z pieca świeżo upieczonych dygni- tarzy i marszałków Cesarstwa. Nap pyta jednego z dawnych towarzyszy broni, jak mu się podobają uroczystości korona- cyjne. Niezmiernie, wasza cesarska mość odpowiada we- teran wojen republikańskich. Szkoda tylko, że nie ma tu tych 300.000 ludzi, którzy oddali głowy po to, żeby takich ceremonii już nigdy nie było. Rzecz jasna, że owe szyderstwa propagandystów londyńskich nie wynikały wcale z rozbawienia nową sytuacją czy z żalu po zlikwidowanej rewolucji. Dyktował je najzwyklejszy strach strach wyspiarzy, zagrożonych w swoich najistotniejszych in- teresach. W Londynie doskonale wiedziano, że w nadmorskich obozach wojskowych pod Boulogne potężna armia francuska przygotowuje się do inwazji na Wyspy Brytyjskie. Flota fran- cusko-hiszpańska od miesięcy przeprowadzała skuteczną blo-
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plcs-sysunia.htw.pl
|
|
|
|
|
Podobne |
|
|
|
|