Strona poczÂątkowa
 
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ognistą nienawiścią, że się cofnęłam.  Co wy dwoje tu robicie?  gotowała się ze złości,
patrząc na mnie z rażąco oczywistym gniewem, nie inaczej jak James na nią patrzył parę
sekund wcześniej.
- To nie ma znaczenia  warknął James. Elisabeth zignorowała go i wciąż piorunowała
mnie wzrokiem.  Przestań!  rozkazał gorąco, powodując, że wzrok Elisabeth powędrował
do niego.  Mogłaby z łatwością wykopać stąd twój żałosny tyłek! Ale poprosiłem ją by tego
nie robiła i tego nie zrobi, więc na twoim miejscu płaszczyłbym się z podziękowaniami niż
piorunował wzrokiem!
Zamiast uspokoić ją, jak James i ja myśleliśmy, komentarz Jamesa wydawał się jeszcze
bardziej ją rozwścieczyć i bez żadnego ostrzeżenia Elisabeth całkowicie zaatakowała.
Mnie.
Przewróciłam się na twardą podłogę z głuchym odgłosem, gdy oddech stanął mi w piersi,
bo jedna z kończyn Elisabeth spadła na mój brzuch. Wzięłam głęboki wdech, ignorując
mocne kłucie zarówno w plecach, jak i mojej wcześniej zranionej kostce, gdy próbowałam
napełnić płuca. James hamował Elisabeth, odciągając jej kopiącą i walczącą figurę ode mnie.
- Nawet go nie lubisz!  krzyczała histerycznie Elisabeth, szamocząc się dziko w
ramionach Jamesa. Byłam zszokowana widząc prawdziwe łzy wypływające z jej oczu. 
Nienawidzę cię! Nienawidzę cię! Głupia, brudna szlamowata zdzira! Nawet nie&
- Drętwota!
49
Głos Jamesa przełamał powietrze, a za nim podążył szybki wybuch czerwonego światła, a
Elisabeth opadła w jego ramionach. Nie zdawałam sobie sprawy, że znowu przestałam
oddychać, dopóki nie wypuściłam długiego, męczennego westchnienia.
- Nic ci nie jest?  zapytał szybko James, kładąc nieprzytomną Elisabeth na podłodze i
pędząc do mnie. Skinęłam głową, trzęsąc się, zastanawiałam się, dlaczego przyglądał mi się
tak dziwnie.
Tak było, aż nie poczułam wilgoci na policzkach.
Płakałam.
- W porządku  wymamrotałam, z wściekłością wycierając oczy. Naprawdę płakałam. To
znaczy, to bolało i byłam zaskoczona oraz moja głupia kostka bolała o wiele bardziej niż
powinna, ale&
- Nie jesteś w porządku  uparł się stanowczo James, kiwając na moje mokre policzki.
Uśmiechnęłam się lekko, gdy skończyłam wycierać zabłąkane łzy.  Byłam po prostu&
wstrząśnięta  wytłumaczyłam cicho, wzruszając ramionami. James zawahał się, a potem
skinął głową, wyciągając rękę by pomóc mi wstać. Moja kostka płonęła w bólu, gdy James
podniósł mnie na nogi, ale nic nie powiedziałam.
- Lepiej wejdzmy do środka  powiedział James chwilę pózniej, wciąż przyglądając mi się
uważnie.  Merlin jeden wie, czy Filch usłyszał całe zamieszanie.  Potaknęłam, poczym
spojrzałam na oszołomioną figurę Elisabeth. Z twardym westchnieniem James pochylił się i
podniósł Elisabeth w swoich ramionach.
- Chodzmy  mruknął cicho. Odwróciliśmy się do Grubej Damy, która obserwowała nas
ze niezadowoloną miną.  Locus Loft.
Z poirytowanym pfff! Gruba Dama otworzyła się, a my weszliśmy do środka.
Pokój Wspólny był pusty, nie licząc zabłąkanego zwierzątka czy dwóch. Ogień wciąż palił
się w kominku, ale oczywiste było, że skrzat domowy wkrótce przybędzie by trochę bardziej
go rozpalić. Poszłam cicho za Jamesem do schodów dziewcząt.
- Będę musiała ją lewitować  szepnęłam ze znużeniem, wyciągając moją różdżkę z
torby.  Włączy się alarm, jeśli spróbujesz wejść na górę.
- Em, tak  odpowiedział James równie cichym głosem. Delikatnie położył ją przed sobą
na podłodze.
Wycelowałam różdżką w Elisabeth.  Wingardium Leviosa.
Jej ciało powoli podniosło się z ziemi, wisząc kilka stóp nad ziemią. Cicho wskazałam w
kierunku schodów, patrząc jak ciało Elisabeth podąża za moim rozkazem i stopniowo wspięło
50
się schodami, czekając na mnie w połowie. Westchnęłam zmęczona, a potem zwróciłam się
do Jamesa.
- Uważasz, że powinnam potraktować ją  ennervarte ?  zapytałam.
James pokręcił głową.  Nie przejmuj się tym  powiedział.  Prześpi to. Jutro rano
będzie miała z tego ból głowy, ale domyślam się, że i tak by go miała.
Pokiwałam głową, następnie odwróciłam głowę by spojrzeć na Elisabeth. Jej ciało wciąż
wisiało w tym samym miejscu, nie poruszało się.
- Może zabić mnie we śnie  mruknęłam matowo, sztywny uśmiech rozszedł się po mojej
twarzy. Kiedy James nic nie powiedział, odwróciłam się by na niego spojrzeć. Patrzył na mnie
w najdziwniejszy sposób, jego oczy były jasne za okularami, blask ognia łagodnie tańczył na
jego twarzy i włosach. Naprawdę jest przystojny. Przypuszczam, że gdy jest się prawie-
przyjaciółmi a nie wrogami, łatwiej jest zobaczyć takie rzeczy.
- Naprawdę jesteś wspaniała  szepnął cicho, jego głos dziwnie ciężki.  Wiesz o tym,
prawda?
Patrzyłam na niego tępo, niepewna co na to powiedzieć.  Ja& to znaczy, nie jestem&
- Jesteś  zapewnił energicznie. Przez chwilę nic nie robił, a potem, niepewnie, jakby nie
był całkiem pewien tego co robił, nachylił się i pocałował mój policzek.
Może to była całość szalonych wydarzeń nocy, albo dlatego, że byłam tak zmęczona,
albo może dlatego że ostatnio zdecydowałam, że on istotnie jest tak przystojny, jak wszyscy
uważali, ale z jakiegoś powodu, zaczęłam się mocno rumienić.
- Ja& ta, um& więc dzięki  wyjąkałam, rumieniec się pogłębił.  Em, dobranoc, James.
- Dobranoc, Lily.
Wtedy się odwróciłam, wciąż zarumieniona i weszłam po schodach na górę, lewitując
przed sobą ciało Elisabeth.
I teraz jestem tutaj, jedyna obudzona, śmierdząca alkoholem, bez krówek, bez
cukrowych tart i bez Jamesa Pottera jako przyjaciela  lub przynajmniej nie jako oficjalnego
przyjaciela. A jeśli to nie jest współczucie, jeśli to nie jest wszystkiego dawanie i nie
otrzymywanie niczego w zamian, po prostu nie wiem co to jest.
Matka Teresa nie miała nic na Lily Evans.
W każdym razie nie dzisiaj.
Piątek, 26 Września, Dormitorium 7-rocznych Dziewcząt
51
Spostrzegawcza Lily: Dzień 11
Suma Obserwacji: 70
To jest ostatni raz, kiedy jestem współczująca. Poważnie. Ostatni raz. Nie będzie już
więcej dobroczynności dla Lily Evans. Od tego momentu będę przeklętym Scroogem, jeśli
tego trzeba by czuć się znowu jak normalna osoba.
Jestem wykończona.
Zmierdzę.
Jestem zgorzkniała.
Jestem głodna.
A moja kostka? Całkowicie czuje się, jakby znowu miała odpaść. Oznacza to, że dzisiaj
będę musiała odwiedzić panią Pomfrey, która znowu na mnie nakrzyczy za nie opiekowanie
się lepiej sobą, choć chciałabym zobaczyć jak dobrze ona by się goiła, po zaatakowaniu jej
przez wysoką, pijaną, dziką dziewczynę.
Niezbyt dobrze, jak sądzę.
Matka Teresa może mieć swój tytuł z powrotem. Bycie współczującym jest dla [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • cs-sysunia.htw.pl
  •  
     
    Podobne
     
     
       
    Copyright 2006 Sitename.com. Designed by Web Page Templates