[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Złapałem swój kij i odepchnąłem go. Wdaliśmy się w bójkę. Heather się skrzywiła. Jako nauczycielka historii wiedziała, jak poważne konsekwencje czekały wieśniaka, który poważył się zaatakować swojego pana. - Słudzy krzyczeli, żebym przestał i uciekał - ciągnął Jean-Luc. - Pozostali wychowankowie pobiegli zawiadomić barona. A ja dalej walczyłem. Jak szaleniec. Wszystkie lata frustracji i nieszczęść wybuchły ogromnym gniewem. - Mogę sobie wyobrazić. - Ona też była wściekła na siebie za wszystkie lata bycia wycieraczką. - Co zrobił baron? - Rozkazał nam przestać. Wtedy do mnie dotarło, co zrobiłem. Myślałem, że czeka mnie śmierć. - Jean-Luc potarł czoło i zmarszczył brwi. - Po raz pierwszy w pełni poczułem, co to znaczy być bezsilnym. Mój los spoczywał w rękach innego człowieka. - Straszne. - Heather usiadła w fotelu obok. - Ku zaskoczeniu wszystkich baron podszedł do syna i tak mocno uderzył go w twarz, że tamten upadł z rozciętą wargą. Baron nazwał to karą za to, że nie udało mu się zabić w 156 walce takiego nikogo jak ja. A potem powiedział, że jeśli chcę walczyć, to mogę. Byłem zaskoczony, ale ta perspektywa wydawała się lepsza niż wyrzucanie gnoju ze stajni do końca życia, więc się zgodziłem. - wiczyłeś z pozostałymi chłopcami? - Tak. Następnych kilka lat było trudnych. Cały czas musiałem się mieć na baczności, bo syn barona zastawiał wciąż na mnie pułapki i spuszczał mi lanie. - Co za potwór. Jean-Luc się uśmiechnął. - Był potworem. W owym czasie król Ludwik XII próbował zawładnąć Włochami. Zażądał więc od swoich możnych, żeby przysłali mu najlepszych rycerzy. Baron był powiązany z rodziną Gwizjuszy, którzy chcieli, żeby król poniósł klęskę, dlatego nakazano mu, żeby wysłał najgorszych ludzi. W ten sposób szybko zostałem pasowany na rycerza. Kolejny smutny żart. Heather się żachnęła. - Nie mogłeś być najgorszy. - Nie miałem żadnego doświadczenia bitewnego. Ani rodziny, więc można mnie było poświęcić. Dano mi coś, co z trudem mogło uchodzić za konia, i jakąś żałosną starą broń. - Mój Boże, wysłano cię na pewną śmierć. - Właśnie. Pamiętam, jak baron śmiał się, mówiąc, że jego decyzja, by mnie szkolić, okazała się trafna. Zostałem posłany zamiast jego syna, żeby umrzeć na wojnie, która była przegrana, zanim jeszcze się zaczęła. - Jean-Luc zamknął na chwilę oczy. - Tego dnia poprzysiągłem sobie, że już nigdy nie będę bezsilny. %7łe nigdy więcej nie będę pionkiem. Heather dotknęła jego ręki. - To musiało być okropne. Ujął jej dłoń. - Pierwsza bitwa, w której wziąłem udział, rozegrała się w 1500 roku. Przeżyłem. - Miałeś zaledwie piętnaście lat. Pokiwał głową. - Dobrze sobie radziłem. Zauważono mnie, dano lepszego konia i ekwipunek. Powoli awansowałem aż do roku 1513, do czasu bitwy o ostrogi. - To właśnie wtedy... - Mnie zabito. Anglicy wkroczyli pod Guinegate, a moi towarzysze się rozpierzchli. Byłem tak wściekły, że stanąłem w miejscu i zarąbałem pierwszego Anglika, który się do mnie zbliżył. Głupi błąd, bo za chwilę zostałem otoczony i wiele razy raniony. Zostawiono mnie, żebym się wykrwawił. Heather zadrżała, a on mocniej ścisnął jej rękę. - Właśnie tamtej nocy znalazł mnie Roman. Nie chciałem umierać. - Oczywiście, że nie. Byłeś taki młody. - Tak, ale chodziło o coś więcej. Chciałem być panem swojego losu. Miałem już dość bezradności. Pożądałem potęgi, władzy nad śmiercią. Przełknęła z trudem. - Zdaje się, że ją zdobyłeś. Uśmiechnął się cierpko. - Wciąż mogę umrzeć. A ostatni żart związany z moim krótkim życiem śmiertelnika polegał na tym, że następnego ranka moje ciało znikło, więc bitwa o ostrogi przeszła do historii jako starcie, w którym nie doszło do rozlewu krwi. Byłem jedyną, zapomnianą ofiarą. - Tak mi przykro. Zcisnął jej dłoń. 157 - Tylko kilka osób zna moją historię. Nie znoszę przypominać sobie, jakim żałosnym byłem człowiekiem. - Ja też byłam żałosna. Wszystkim dokoła pozwalałam, żeby mną rządzili. Oboje musieliśmy walczyć, żeby nasze życie stało się lepsze. - Skrzywiła się w duchu. Właśnie przyznała, że życie wampira stanowiło dla niego zmianę na lepsze. - Nie będę cię okłamywał, cherie. Zwiat wampirów jest równie okrutny, jak świat ludzi. Malkontenci gromadzą armię, może wybuchnąć kolejna wojna. To byłaby katastrofa dla nas wszystkich. Bo taka wojna nie przeszłaby niezauważona. Stałaby się pożywką dla mediów. Zaczerpnęła głęboko powietrza. - Twój sekret ujrzałby światło dzienne. Skinął głową. - Właśnie. Znalezliby się ludzie gotowi wytropić i pozabijać wampiry. - To naprawdę byłaby katastrofa. - Zabrała rękę i oparła się w fotelu. Zwiat wampirów był niebezpieczny. Jak mogłaby wciągnąć w niego córkę? Jean-Luc wstał i podszedł do okna. - Muszę cię ostrzec w związku z pokazem, który ma się odbyć w przyszłą sobotę. Zastanawiałem się, czy go nie odwołać, bo dla Luiego to może być szansa, żeby cię zaatakować. Ale zdecydowaliśmy, że pokaz się odbędzie. Przełknęła ślinę. - Więc mam być przynętą? Odwrócił się do niej. - Będę obok cały wieczór. Dobrze się przygotujemy. Tak będzie lepiej. Lepiej ściągnąć go tutaj, gdzie możemy kontrolować sytuację. I lepiej, żeby to się stało w nocy, kiedy Wampy nie śpią i będą mogły cię ochronić. Pokiwała powoli głową. - No i lepiej mieć to już za sobą. - Nie chciała żyć w cieniu grozby Louiego dłużej, niż to było konieczne. - Ale musimy zapewnić bezpieczeństwo mojej córce i Fidelii. Nie pozwolę wam ich narażać. - Zgoda. - Podszedł do stołu. - Teraz już wiesz, czego obawiam się najbardziej. Nienawidzę bezsilności. Wampiry mają wiele wyjątkowych zdolności, są na przykład wyjątkowo silne i szybkie, ale mają też jedną straszliwą słabość. W ciągu dnia są całkowicie bezbronne. Heather wstała. - Masz straże, które dbają o twoje bezpieczeństwo. Pokręcił głową i podniósł próbkę zielonego jedwabiu. - Nie o swoje bezpieczeństwo się martwię. Co rano o wschodzie słońca, kiedy zapadam w swój śmiertelny sen, ogarnia mnie straszliwy lęk, że kiedy będę leżał bezsilny, coś złego stanie się tobie, a ja nie będę mógł ci pomóc. - Zacisnął dłoń w pięść, mnąc materiał. - Nie zniósłbym tego. - Wszystko będzie dobrze. - Podeszła do stołu. - Mam Phila i Iana, i Fidelie z jej pistoletami. No i sama też nie jestem zupełnie bezradna. - Dotknęła jego ramienia. - Wszystkich nas dręczą jakieś lęki. - A czy ty wciąż się mnie boisz? Tego, czym jestem? - Upuścił materiał na stół. - Jak mogę
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plcs-sysunia.htw.pl
|