|
|
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
aby obejrzeć dziwnego przybysza. Dżolly przerażona hałasem i nagłym ruchem tylu osób rzuca się do drzwi i niknie wmrokutak niespodzianie, jak się zjawiła. Wędruje teraz na podwórzeskuszona zapachami wydobywającymi się ze śmietnika: "Tumuszą być naprawdę godne uwagi specjały! ".Dżolly grzebiełapami w odpadkach, łapczywie chwyta skóręwędzonej ryby, oczy jej dziko błyszczą. Stara, cuchnąca kość,zgniłe jajko podniecająjej apetyt jeszcze bardziej. Leżyw śmietnikuna brzuchu, wyszukując "co lepsze" kęsy, piszcząc i stękając z rozkoszy. Po skończonej uczcie Dżollytarza się nastosie śmieci i zgnilizny,nie mogąc siędość nacieszyć miłymzapachem, wreszcie wstaje, opanowuje ją nieprzeparta senność, a z nią chęć 82 powrotu na wygodne domowe posłanie. Wyłazize śmietnika i szybko pędzi do siebie na Górkę. Nim zdążyła dobiec, drzwi już zamknięto. Dobija się więc z wściekłąnatarczywością, jakbyzdjęta lękiem przed możliwością samotnegospędzenia nocy na dworze. Otwieram małemuwłóczędze. Rzuca się wesoło ku mnie, głaszczę ją napowitanie, lecz zaraz cofam rękę zewstrętem sierść jestbrudna, lepka i cuchnąca! Dżolly kładzie się na sianie obok Doryi z lubościąobwąchawszyswoje łapy,zabierasię do lizania futerka. Co się komu podoba,nieprawdaż? Dorajestwygodnicka i nie ma ochotydzielićposłania z hieną, rozpierasię łapami i spychatowarzyszkę z siennika na podłogę, ta protestuje. Godzę, jak umiem,kłótnice,niepodobnabowiem śmierdzącej Dżolly wpuścićdo pokoju. Noc cała przechodzi im na przemian to nadrzemce, to nautarczkach, lecz dopiero ranekwieńczy wszystko, kiedywypuszczona z komórki koza, zamiast wyjść od razu na dwór,jakby dając wyraz najwyższemu lekceważeniu 83. i pogardzie, zatrzymuje się w sieni i obiera sobielegowisko Dory i Dżolly za miejsce do załatwienia naturalnych potrzeb. Obie sprzeczające sięwciągu nocy przyjaciółki zrywają się na równenogi ze zmoczonego siana i pełneoburzeniazgodnie rzucają się na Białkę. Rozgorzałą walkę chłodzi powiew rannego powietrza. Błękitneniebo uśmiecha się tak promiennie do ziemii jej mieszkańców, że moja "hultajska trójka"przestaje się awanturować iurządzana znakzgody zwykłe swe biegi "na przełaj" i "z przeszkodami". VIII Pranie Dziś mamy pranie. Dzień ten w każdej rodzinienależy do najbardziej utrapionych w miesiącu. A co dopiero mówićo praniu w Domkuna Górce! Chciałoby się uciecjak najdalej dolasu, by nie czuć mdłego zapachu mydlin, przepełniającego całe mieszkanie,mimo iż drzwii okna są szeroko otwarte. Dżolly jednakże jestnajwidoczniej odmiennego zdania, gdyż wciąga tę woń z wyraznymi oznakami zadowolenia i nie wybiera sięnigdzie na spacer. Kręcisię pomiędzy kotłem, miednicą i balią ztakimzaaferowaniem, jakgdyby chciała zdjąć zesłużącej przynajmniejpołowę odpowiedzialności za właściwe upranie bielizny. Lecz Józefowa, nierada pomocnicy, tupie nogą i grozniekrzyczy: Dżolly, wynoś mi się stąd, pókim dobra! 85. Hienka niewiele sobie robi z tych gniewów,od dawna wyczuwa, że służąca ma do niej słabość, a jak tu "się wynosić", kiedy dokoła takaniebywała ilość "ścierek"! Dla Dżolly bowiemkażda rzecz uszyta z tkaniny czy to będzieserweta, koszula czyfiranka, jest miłym przypomnieniem ściereczki z koszyka, na którejspała we wczesnym dzieciństwie i bez której nieumie jeszcze i teraz się obyć. Toteż wyczekuje tylko chwili, kiedysłużąca sięodwróci, byporwać ze stosu wyżętej bielizny tę lub innąsztukę i pędzi z nią do lasu w jałowce, gdziezwykła urządzać drzemkę. Zwabiona lamentem Józefowej przybiegam na pomoc. Leczw Dżolly wszelkie trudności tylko zwiększająwysiłki i przebiegłość potrzebnedo osiągnięciapożądanego celu. Wobeczdwojonej czujnościz naszej strony, wykazuje zdwojoną zręcznośćw porywaniu bielizny i wynoszeniu jej w krzaki. Straciwszy wreszcie cierpliwość,zamykampsotnicę wpokoju służącej, dlabezpieczeństwausuwając stamtąd wszystko prócz łóżka i szafy. Po upływie kwadransa, zaniepokojona głuchym 86 warczeniem, idę zobaczyć, co też się znów stałonowego. Zastaję Dżolly z najeżonąsierścią i błyszczącymi oczami,borykającąsię z materacem. Stare pokrycieustępuje wobec szturmu mocnych zębów hienki. Kłaki włosia zaścielają podłogę i łóżko, wciskająsię do zaślinionegopyskaDżolly i łaskoczą podniebienie. Zwierzę rzucasię, krztusi i takjest rozżarte, że niepozwala się zbliżyć do siebie. Tyle przestępstw wymaga kary, chwytam hienkę za skórę na karkuiuniósłszy wpowietrze, wymierzam jej kilkamocnych klapsów. Biciejako środek wychowawczy nie zachwyca mnie bynajmniej, lecz kara cielesnaw stosunku do Dżolly to jedyny przekonującyi zrozumiałydla niej sposób wyrażenia zakazui jedyny środekochronny przed jej niszczycielskimiskłonnościami. W dodatku klapsy muszą być mocne, gdyż Dżollyjest twardą sztukąi bicie lekkieuważa raczejza złośliwą zaczepkęze strony równej sobie istoty,a nie za karcenieprzez zwierzchnika. Natura jej w gruncie 87. rzeczy jest wybitnie niewolnicza, lubi i powinna czuć przemoc, i tylko siłę szanuje. Uderzenie bolesne przywołuje ją do porządku, zadotkliwą karę nigdy się niegniewa i natychmiast podchodzi, potulnie prosząc o darowaniewiny. W trakcie przeprawy z hienką,Białka, skorzystawszy z drzwi otwartych odstrony werandy, zakrada się do pokoju. Jej Kozia Mość odznacza się nieprawdopodobnym łakomstwem. Wysilając całą swą mierną inteligencję w kierunku plądrowania po kątach w poszukiwaniusmakołyków, koza z niebywałą chytrościąpotrafi dobrać się do spiżarni i zjeść wszystko, cow niej znajdzie: kotlety cielęce, ser, śmietanę,nie mówiąc już o warzywach lub owocach, zaktórymi przepada.
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plcs-sysunia.htw.pl
|
|
|
|
|
Podobne |
|
|
|
|