|
|
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Szpital jest przepełniony, wciąż brak miejsca, lekarze czekają, aż zwolni się łóżko. Obiecują, że jutro... Straszliwy atak bólu w nocy. Nie spałem przez całą noc i zwijałem się jak robak pod łopatą... 19/I Jutro kładę się do szpitala. Chirurg zawiadomił mnie już, że operacja odbędzie się w poniedziałek. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Francuski marszałek Turenne, którego gwizd przelatujących kul przyprawiał o dreszcze, przeglądając się pewnego razu w lustrze zawołał z pogardą: - Drżysz, szkielecie? Ale nie tak byś zadrżał, gdybyś wiedział, dokąd cię zaprowadzę! - Wypiliśmy wtedy wódki, ale nie było czym przegryzć. Przegryzliśmy ziemią. Pożuliśmy trochę i wypluliśmy. Całkiem nie najgorzej, nawet smacznie. O żołnierzu, który nie mógł spokojnie słuchać szelestu wieczornego wiosennego wietrzyka. Zmieniał się nie do poznania, oczy napełniały mu się łzami, twarz bladła, przykładał rękę do serca. - Nie mo-o-o-gę! - wył odwracając głowę, strzelał i znowu jęczał przygryzając wargi: - Nie mo- o-o-gę! Tak mnie ciągnie na swobodę, w pole, do tych gwiazd, do tej dróżki. Ach, bracia kochani! Podczas bitwy pod Novi, kiedy Francuzi zasypali wojska rosyjskie gradem pocisków, Fuks przyznał się Suworowowi, że strach go obleciał. Suworow przyjrzał się mu uważnie. - Nie bój się niczego - powiedział. - Trzymaj się mnie, ja sam też jestem tchórzem. O tym, jak niemiecki żołnierz, potężny dryblas, zszedł ze schodów trzymając za nogi, głową w dół, dwoje żydowskich dzieci. Jak potem zabił je uderzając o węgieł domu. (Jasnoniebieskie oczy żołnierza.) Sen. Zniła mi się matka, która opowiadała, że widziała we śnie, jak z moich ust wypełzła żmija. Czyżbym się miał pozbyć wrzodu żołądka? Daj Boże! Zobaczymy! A więc idę na operację. Już dostałem zastrzyk morfiny... Och, jak się nacierpiałem! Och, jak się nacierpiałeś, Kapijewie! Och, jak się nacierpiał ten nieszczęsny męczennik - tyle łat z wrzodem żołądka! Ale tym razem wycierpimy. Co tam! Pal diabli! Jakie to dziwne: notatnik skończył się akurat przed samą operacją, chociaż wcale mi na tym nie zależało. W styczniu br., już po oddaniu polskiego przekładu do druku, tygodnik Litieraturnaja Rossija opublikował nieznane fragmenty Notatek z frontu . Dołączamy je do książki w przekonaniu, że stanowią cenne uzupełnienie wyboru. Stara to prawda: wszystko na świecie jest względne. Teraz przekonuję się o istnieniu jeszcze jednej prawdy: wszystko na świecie jest tendencyjne. W każdym razie, wszystko, co żyje. Wszystko - co nie jest tendencyjne - ginie. Obiektywnego życia nie ma i być nie może. Obiektywna jest tylko śmierć. Jeżeli jest się obiektywnym, to w ogóle nie można myśleć, a wy mi tu gadacie o obiektywnej prawdzie! Gdzieście ją znalezli? Myśl to wytwór namiętności, a namiętność nie jest obiektywna ani obojętna. Na świecie żywotna jest tylko namiętność, tylko tendencyjność, chyba że doprawdy nic nie rozumiem! ...Owego pochmurnego, mglistego poranka zjawili się przede mną jak widma. Za nimi widać było na wpół rozwaloną chatę krytą trzciną. Palił się dach. Dym mieszał się z mgłą, powoli opadał na ziemię... Cała ulica jak okiem sięgnąć - przeorana pociskami, usiana potrzaskanymi drzewami i wmarzniętymi w ziemię trupami końskimi - wyglądała potwornie w swojej straszliwej nagości. Oto oblicze wojny - pomyślałem. Dwaj ranni zastygli przede mną trzymając się za ręce i chwiejąc się ze zmęczenia. - Do-szpi-ta-la! - rozszyfrowałem w końcu ich bełkot. Stali jak nieme oskarżenie rzucone światu i ludzkości. Ludzie, coście z nami zrobili? Obiad przy akompaniamencie artylerii. Trzask i zgrzytanie w mózgu. Jakby ktoś z całej siły walił mnie w czoło młotkiem. Przez całe życie gromadzą się we mnie łzy. Ciułam je. Nieszczęście po nieszczęściu. Tragedia po tragedii. Milczę. Tak jestem spragniony chwili, kiedy runie wreszcie ostatnia nadzieja i kiedy, samotny jak palec, zacznę wszystko opłakiwać. I rozwiane marzenia, i wykoślawioną młodość, i zszarpane zdrowie. Obawiam się jednak, że nawet i wtedy nie rozpłaczę się, ale zabiorę swoje łzy do grobu. I tak sobie myślę, że jeżeli ktoś po stu latach rozkopie mój grób, to nie znajdzie tam nic, wszystko już będzie prochem. Pozostaną jedynie ciężkie jak kulki rtęci krople - moje nie wypłakane za życia łzy. Ura - słowo pochodzenia tatarskiego. Oznacza - biją . (Na przykład: Biją naszych ). Jeżeli zaś wymawiać oddzielnie Ur-ga! - znaczy Bijcie! Dawniej szukałem myśli i nastrojów poza sobą. A teraz szukam ich w sobie. Przyglądam się sobie uważnie. Rynek w stanicy, niedaleko frontu. Przerazliwe błoto. Zlepy żebrak w łachmanach stoi na bosaka i śpiewa trzymając w zsiniałych od chłodu rękach podartą czapkę. Właściwie nie śpiewa, ale raczej wyje z wzniesioną ku niebu pobladłą twarzą i utkwionymi w pustce martwymi bielmami: Zpiewajmy pieśń, towarzysze, O najpotężniejszym człowieku, O najukochańszym i mądrym, Pieśń o Stalinie śpiewajmy... Ciarki mnie przechodzą... Kochany człowieku? Chcę, żeby moje myśli zostały po mnie, żebym ci mógł je przekazać. Niestety, jedyny sposób to przelać je na papier. Słuchaj więc. Umarłem. Moje kości zgniły, już dawno przestałem istnieć, ale zwracam się do ciebie, mój żywy i nieznany. Wyobraz sobie - stąpasz po ziemi... (Z listu do żyjących). Trwająca do póznej nocy dyskusja twórcza zakończyła się gremialnym biciem wszy. Biliśmy je przy świetle świec i dziwiliśmy się, że ich jest znacznie mniej, niż można się było spodziewać. Rozmowa toczyła się na przemian o wszach i poezji... Tam, na pierwszej linii, o niczym i o nikim się nie myśli. Ja, moje życie i nic poza tym. Zmierć krąży i chce nas rozłączyć. Goni mnie, a ja od niej uciekam. Zrozum, tu chodzi o głowę, to nie przelewki. Sąsiedni pułk nosi imię Szamila. Nasi telefoniści tak rozmawiają ze sobą: - Szamil? - Tak. - Tu Koczubej. Myśli są jak fale przypływu. Przychodzą i odchodzą. Są niepowtarzalne, podczas gdy fakty się powtarzają. Walki pod Stodieriewską... Kto widział, jak pochyłe śnieżne zbocze staje dęba w dymie i wybuchach pocisków? Kto słyszał krzyki i jęki setek swoich rówieśników, których w tym samym momencie dopadła śmierć!? Kto oglądał taniec śmierci? Kto widział, jak stojącemu tuż obok człowiekowi raptem wypadają wszystkie wnętrzności i jak ranny, osunąwszy się na ziemię, bezmyślnie i tępo patrzy na kłębowisko własnych kiszek? Kto widział, jak leżącemu przed nim żołnierzowi pocisk
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plcs-sysunia.htw.pl
|
|
|
|
|
Podobne |
|
|
|
|