[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Zeskoczyła zobmurowania i zaczęłabić go pięściami popiersiach. Usiłował pochwycić jejręce, ale niemógł tegouczynić nie zadając jej bólu. Jestem spokojny, jak dziecko powtarzał. Spokojny, jak dziecko! Nic z tegonie będzie. Mamo! krzyknęła Bibi, stając na progu. Onisię biją! Zobacz! Oni się biją! Maritie nie zwróciła na to uwagi, szarpała pomarańczową koszulkęMaxa, biijąic go i szczypiąc. Nienawidzęcię! krzyknęła. Nienawidzę! Udało mu się wreszcie przytrzymaćjej ręce,skrzy\ował jei zamlknął w jednej dłoni. Nie masz pojęcia . powiedział jak towiele. Jafcwieleznaczy taka nienawiść! Mamo! Zobacz! wołała Bibi. Chodz zarazi zobacz. Matka ukazałasię na tarasie dopiero po długiej chwili. Wyrazjej twarzy świadczył otym, \e Missis wcią\ milczała. Co wy wyrabiacie powiedziała niepatrzącnanichi westchnęła, ale ju\ głośniej, abydotarło to doMissis,której nie było jeszcze widać. Takiładny dom! Tak by wamtu byłodobrze! Skarbie! Max puścił wreszcie ręce Maritie i poprawił koszulkę. Nie przesadzaj. Jedzenie w hoteluniejest wcale talde złe. Dla ciebie! Aledla dzieci? Przybrały jednak na wadze. Bo opychają się ciastkami. Dowiedziałam się wszystkiego od Eryka. No to przynajmniej mają przyjemność. W gruncie rzeczy nic cię to nie obchodzi. W gloriematki był wyrzut, ale patrzyła nie na Maxa, lecz naMissis,która wreszcie objawiła się na tarasie. Zwróciłysię teraz ku niej wszystkie spojrzenia, a Angielka otworzyła torebkę i pochyliwszygłowę zaczęła w, niejczegośzawzięcie szukać. Kochana Missis pomyślałaMaritie. Czuła się okrutna, nie ujawniając swoich przyszłorocznych planów. Ledwo pohamowała odruch, \eby natychmiast to uczynić, gdy Missis po długich poszukiwaniachw torbie wyjęła wreszcie chusteczkę i głośno wypró\niłanos. Nie mogła jednaktego zrobić, postanowiła byćtwarda dokońca, twarda jak kamień. Szary mercedes ukazałsię u wylotu uliczki, podjechałi zatrzymał sięprzed bungalowem. ' Joachim otworzył drzwiczki. Halo, Maritie! zawołał. - Halo! ucieszyła się,od razu zbiegającdo niego. Sąd wiedziałeś, \e tu jesteśmy? Wczoraj po kolacjitwoja matka powiedziała mojej,\e wybieracie się obejrzeć domki za kasynem. Wziąłemsamochód i przyjechałem. Stary ci pozwolił? Wcią\z tym wyje\d\asz. Mogę u\ywać wozu, kiedyzechcę. Nie'masz się o coobra\ać. Pojedziemy po papierosy. Oni będą tu jeszcze dlugo obwąchiwać wszystkiekąty. Dokąd się wybierasz? krzyknąłMax. Zaraz wrócę. Tylkokupimy papierosy. Mo\esz palić moje. Nie lubię amerykańskich. Za mocne. Zatrzasnęła drzwiczki i gdy Joachim nacisnął pedał,po raz pierwszy od kiedy się znali, spojrzała na niegoz prawdziwą sympatią. Dziękuję ci powiedziała. Za co? Joachimzaczerwienił się gwałtownie. 2e przyjechałeś. Nie masz pojęcia, cozrobiłeś dlamnie. Joachim odwrócił do niej zdumioną twarz, aleprowadziłwóz i, na szczęście, nie mogło totrwać długo. Kiedy zjechali wdółdo pawilonu handlowego, gdziemo\na było kupić papierosy, kazała mu najpierw podjechać pod budynekpoczty. Kup mi kilka znaczków poprosiła. Mam trochę pocztówekdo wysłania. Joachim wyskoczył z wozu, uradowany, \e goo cośprosi. Po razdrugi uśmiechnęła się do niego ze szczerąsympatią. Przed dwomaokienkami napoczciewiły sięprzewa\nie długie ogonki. Niemniej jednak trzeba byłodziałaćszybko. Skorzystała z pierwszej okazji, gdy naplacyk przed pocztą zajechał wycieczkowy autobus o hałaśliwym motorze. Włączyła biegw mercedesie i umknęłasprzed poczty, nie od razu wiedząc dokąd się skierować. Najodpowiedniejszym miejscem dla ukrycia wozubyłoby jakieś podwórze, ale hotelei restauracje stały tuna wolnej przestrzeni bez \adnych zabudowań gospodarczych i jedynie zieleń otaczała je ze wszystkich stron. Przypomniała'sobie jednak jedną ze starszych restauracji przy drodze do kasyna. Miała osłonięte drzewamizaplecze,gdzie zatrzymywały sięcię\arówki, zaopatrującekuchnię. Wjechała tam, zaparkowała wóz i zairiknęła go,wyjąwszy kluczyk ze stacyjki. Dzień byłchłodny, ale piękny. Pobiegła ku pla\y, nucąc. Zdawała sobie sprawę, \e gdy Joachim nie zastaniejej przed pocztą, uda się natychmiast z powrotem dobungalowu i od razu wszyscy rozpoczną poszukiwania: Max, Bilbi i Eryk, Missismo\etylko matka nie, zwłaszcza jeśli Missis nie podjęła jeszcze decyzji zamieszkania w jednym pokoju z kucharką. Matka godziła sięzwykle tylko na jeden kłopot, zajmowanie się dwomarównocześnienie le\ało w jejzwyczaju. Musiała się wiec spieszyć, jeśli plan miał się udać,
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plcs-sysunia.htw.pl
|