[ Pobierz całość w formacie PDF ]
przewspaniałych, krętych bulwarów, wizyt w muzeach oraz nie mającej sobie równych bibliotece. Jednak instynkt podpowiadał mi, bym udał się na ten posiłek. Coś w całym tym scenariuszu wydawało się nie w porządku. Aganis, pękaty jak baryłka brodacz, na którego ustach często gościł uśmiech, był rzeczywiście zdziwiony widząc mrocz-nego elfa w progach swojej oberży, sporego, piętrowego budyn-ku, stojącego na wysokości środka tylnego wału palisady okalającej wioskę. Miejsce to pełniło funkcję gospody, placówki wymiany towarowej i wiele innych. Gdy tylko zdołał przemóc swą pierwszą reakcję przypuszczam, że śmiertelne przerażenie jest jedynym określeniem na to, co zobaczyłem na jego obliczu zajął się pełnieniem swych obowiązków i, jak sądzę, aby mi dogodzić, postawił przede mną porcję jadła i napitku, dużo większą niż ta, która stała przed wieśniakiem zajmującym miejsce przy końcu baru. Pozostawiłem ten jawny przypochlebiania się bez komentarza. Noc była długa, a ja byłem głodny. A wiec ty jesteś Drizzit Do'Urden? zapytał wieśnia siedzący przy końcu baru. Był to starszy mężczyzna o p] rzedzonych siwych włosach i pomarszczonej twarzy, kt musiała oglądać niezliczone wschody słońca. Aganis słysząc to pytanie wyraznie pobladł. Czy uważał, uznam to za zniewagę i obrócę jego interes w perzynę? Drizzt poprawiłem, spoglądając na mężczyznę. Jak Timberline rzekł mężczyzna. Wyciągnął rękę, ] czym cofnął ją, otarł o koszulę i ponownie podał mi dło Słyszałem o tobie, Drizzt. Zauważyłem, jak bardzo starał, by wymówić me imię poprawnie i przyznaję, że ogron mi to pochlebiło. Mówią, że jesteś pogranicznikiem. Uścisnąłem mocno jego dłoń, i o czym jestem przekona mój uśmiech znacznie się poszerzył. Nie będę ukrywał, Drizzt znów moje imię, wymówios powoli a dokładnie nie obchodzi mnie czyjś kolor skó Słyszałem o tobie, słyszałem sporo dobrego o tym, czego i twoi przyjaciele dokonaliście w Mithril Hali. Jego komplement był odrobinę protekcjonalny i biec Aganis ponownie przybladł. Nie odebrałem jednak tego jan zniewagi, składając niezręczność Jaka na karb jego niedo świadczenia. Powitanie było wszak całkiem taktowne w poróv naniu z wieloma innymi, z jakimi się spotkałem, odki znalazłem się w świecie na powierzchni tyle razy mia dłoni wyciągano w mym kierunku obnażony miecz. To dobrze, że krasnoludy odzyskały sztolnie pr znałem. I dobrze się złożyło, że spotkałeś się z grupą dodał Jak. Tharman od rana nie posiada się ze szczęścia dorz zdenerwowany oberżysta. To wydawało mi się całkiem normalne, gdyż musicie zro zumieć, że w mych kontaktach z rasami zewnętrznego świat przywykłem do wszelkiego rodzaju nietypowych zachowań. Przyprowadziłeś Ricowi jego niewolnika? spytał ob-cesowo Jak. Ostatni kęs strawy nieoczekiwanie utkwił mi w gardle. Nojheima wyjaśnił Jak goblina. Widziałem niewolnictwo w całej jego brutalności w Men-zoberranzan, mieście mych narodzin. Mroczne elfy przetrzy-mywały niewolników z wielu ras, wykorzystując ich brutalnie, a gdy przestawali być użyteczni, poddawały ich torturom, łamiąc ich ciała tak, jak wcześniej łamały ich dusze. Zawsze uważałem niewolnictwo za odrażające, nawet gdy praktykowano je w odniesieniu do tak niewydarzonych ras, jak gobliny i orki. Skinąłem w odpowiedzi do Jaka, ale widząc mój nagły grymas mężczyzna umilkł. Aganis nerwowo czyścił kilkakrotnie ten sam talerz, przez cały czas patrząc na mnie i raz po raz ocierając fartuchem spocone czoło. Do końca posiłku prawie nie rozmawiałem, dowiedziałem się tylko mimochodem, która z chat należała do Rica. Nie chciałem odpowiedzi od tych dwóch ludzi. Chciałem na własne oczy zobaczyć, co uczyniłem. O zmierzchu stanąłem przy płocie otaczającym dom Rica. Chata była prostą budowlą z desek i bali, ze szczelinami zalepionymi błotem, aby wiatr nie dostawał się do wewnątrz, i spadzistym dachem, mającym zapobiegać osadzaniu się na nim śniegu. Nojheim wykonywał swoją pracę jak zauważyłem, nie miał na sobie okowów, ale w pobliżu niego nie było nikogo. Zauważyłem, że zasłony pojedynczego okna w ścianie chaty poruszyły się kilkakrotnie. Najwidoczniej Rico albo ktoś z jego rodziny pilnował goblina. Kiedy Nojheim skończył oporządzać kozę przywiązaną do palika przy ścianie domu, spojrzał na ciemniejące niebo i wszedł oddalonej nieznacznie od chaty niewielkiej stajni, przypomi-nającej bardziej komórkę. Przez liczne szczeliny w jej kanciastych ścianach dostrzegłem w chwilę pózniej blask rozpalonego we-wnątrz ognia. Co się tu stało? Nie mogłem tego pojąć. Jeżeli Nojheim rzeczywiście najechał Pengallen na czele swego oddziału, dlaczego pozwalano mu na taką swobodę? Przecież w każdej chwili mógł wziąć zapaloną żagiew, choćby tak jak teraz, z ognis i podłożyć ogień pod chatę Rica. Stwierdziłem, że nie zapytam o to Rica w głębi du odgadłem, co się stało i zdawałem sobie sprawę, iż uzyskam od niego szczerych odpowiedzi. Kiedy tylko wszedłem w głąb cieni słabo oświetlonej Nojheim znów zaczął swoje żałosne zawodzenia. Proszę, och proszę rzucił zawodzącym, skrzekliw głosem goblinów, a jego gruby język z mlaśnięciem przesu się po wargach. Odepchnąłem go, a mój gniew musiał być oczywisty, go nagle zamilkł i usiadł przy ognisku naprzeciw mnie, wpatruj się w pomarańczowe i żółte płomienie. Dlaczego mi nie powiedziałeś? Uniósł wzrok spoglądając na mnie z zaciekawieniem, jego twarzy malowała się jawna rezygnacja. Czy prowadziłeś najazd na Pengallen? naciskałem.!! Ponownie przeniósł wzrok na płomienie, a jego oblica wykrzywił grymas niedowierzenia, jakby to pytanie w ogoli nie wymagało odpowiedzi. I całkowicie mu uwierzyłem. A więc dlaczego? spytałem ostro, wyciągając rękę, schwycić go za ramię i zmusić, by spojrzał mi w oczy. Dlacze mi nie powiedziałeś, czemu Rico chciał cię z powrotem? Powiedzieć ci? wykrztusił, w jednej chwili stracił swo gobliński akcent. Goblin opowiadający Drizztowi Do'Ur denowi o swoich kłopotach? Goblin szukający współi u pogranicznika? Znasz moje imię? Na bogów, nawet zdołał wypowiedzieć je poprawnie. Słyszałem wiele chwalebnych opowieści o Drizzicie Do'Urdenie, Bruenorze Battlehammerze i walkach o odzyskanie Mithril Hali odparł i ponownie zdumiała mnie poprawność jego wymowy. To znane historie, często opowiadane wśród wieśniaków z nizin, którzy mają nadzieję, że nowy król krasnolud będzie hojnie gospodarował swym ogromnym bogactwem. Cofnąłem się. Goblin opuściwszy wzrok nadal wpatrywał| się tępo w płomienie. Nie wiem, jak długo trwało to milczenie. Nie wiem nawet, o czym myślałem. 1 Nojheim był spostrzegawczy. On wiedział. Pogodziłem się z moim losem rzekł w odpowiedzi j na nie zadane przeze mnie pytanie, choć w jego głosie i brzmiało raczej słabe przekonanie. Nie jesteś zwykłym goblinem. Nojheim splunął w ogień. Nie wiem nawet, czy w ogóle jestem goblinem odparł. Gdybym w tej chwili coś
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plcs-sysunia.htw.pl
|