|
|
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Kiedy dotarli do skraju miasta, Charlie poprosił, żeby zatrzymała się przed sklepem z narzędziami. Po chwili wrócił z zakupami. - Czy mogę popracować przy tym siodle na twoim podwórku? Wymaga drobnych napraw i muszę je porządnie wyczyścić.- Oczywiście. Nadal nie była gotowa, żeby się z nim rozstać. - Zjadłbyś coś? - spytała, gdy dotarli przed dom. - Umieram z głodu - przyznał. - Umyj się, a ja przyniosę ci lunch. Kilka minut pózniej zjawiła się na podwórku z kilkoma sporymi kanapkami, dwiema butelkami wody sodowej i szkicownikiem. Usiadła pona ous l a d an sc na ławce przy stole z drewna sekwoi. - Jedzenie czeka. Nie będzie ci przeszkadzać, jeśli trochę porysuję? - Ani trochę. Umieścił siodło obok garażu na starym stole poplamionym farbą. Zdjął koszulę. Cassie zafascynowana zerknęła na opaloną skórę, szeroką klatkę piersiową, silne mięśnie. Prawdziwe uosobienie kobiecych westchnień. Nigdy nie rysowała go rozebranego. Gdyby jednak miała to zrobić, wyglądałby właśnie tak. - Chodz, zjedz coś - zaproponowała. Wytarł ręce w szmatkę, którą pastował siodło, i podszedł do stołu, jednak nie usiadł. Przełknął kanapkę błyskawicznie, wypił wodę i wrócił do pracy. Cassie nadgryzła swoją kanapkę i po chwili sięgnęła po szkicownik. - Opowiedz, jak wygląda rodeo w twoich stronach - poprosiła i zaczęła rysować Charliego. - Może wiesz coś o historii tych zawodów? - Po co ci to potrzebne? - Chcę napisać historyjkę zatytułowaną: Charlie na rodeo". Co ty na to? - Dobry pomysł. - Spojrzał z uśmiechem znad siodła. - Czy ja w twojej historii wygrywam? - To się dopiero okaże. Opowiadaj, dobrze? Obserwowała delikatne, rozważne ruchy jego rąk i starała się oddać to na rysunku. - Cóż - powiedział po chwili - myślę, że zaczęło się od pona ous l a d an sc przechwałek kowbojów. Podczas spędu ciężko harujemy, więc pod koniec dnia wszyscy są tak zmęczeni, że stać ich najwyżej na gadanie. Wiesz, jacy są mężczyzni. Lubimy współzawodnictwo, uwielbiamy się przechwalać, czasami trochę na wyrost. - Zauważyłam - stwierdziła ironicznie. - Zaczynają się sprzeczki o to, kto jest najlepszym jezdzcem, kto zręczniej rzuca lassem, kto potrafi najdłużej utrzymać się na dzikim koniu. Takie gadki powtarzają się każdego wieczoru, aż zaczynają się zakłady. Nadchodzi koniec spędu, wszyscy się gromadzą i organizują zawody, żeby przekonać się, kto miał rację. - Czyli wszystko zaczęło się od przechwałek i zakładów podczas spędu? - Tak sądzę. A potem takie zawody stały się, tradycją. Jeśli ludzie na przykład usłyszeli, że na sąsiednim ranczu jest koń, którego nie można ujezdzić, wybierali się tam w niedzielę i próbowali go dosiąść. Dla urozmaicenia włączano do zawodów jeszcze kilka koni. Przechwałkom i zakładom nie było końca. Rancza konkurowały ze sobą, a i tak zwykłe wygrywał przyjezdny zawodowiec, który żył z ujeżdżania mustangów. Cassie słuchała z zainteresowaniem. Dotychczas nie wiedziała zbyt wiele o czasach, w jakich toczyła się akcja jej opowieści o kowboju Charliem. Nie zamierzała przedstawiać prawdziwego kowboja z Dzikiego Zachodu. Z tego, co czytała, wyrobiła sobie o nich zdanie. Miała ich za niedomytych prostaków, brutali i analfabetów, którzy przedkładali samotność i zwierzęta nad towarzystwo łudzi. Jej Charlie pona ous l a d an sc był wyidealizowany i przez to bardzo atrakcyjny. Według niej taki kowboj bardziej pasował do opowieści dla dzieci. Pomyślała, że może jednak nadszedł czas, by dodać opowieściom więcej prawdy i realizmu. Oczywiście, jeśli ma zamiar traktować pisanie poważnie. Przerwała rozważania, słysząc, że Charlie przeklina pod nosem. - Spójrz tylko. Dla mnie to nie jest prawdziwe siodło. Dali mi kopię przepisów. Określone są wszystkie wymiary, ale nikt nie pomyślał o wygodzie jezdzca. - Pokręcił głową. - Przepisy, przepisy, można od nich zgłupieć. Zerknij sama. Z bocznej kieszeni wyciągnął plik papierów. Zaczęła je przeglądać, a Charlie sięgnął po następną kanapkę. - Musi wyjechać z zagrody z obiema nogami w strzemionach, trzymając ostrogi przy boku konia - czytała na głos. - Jezdziec zostanie zdyskwalifikowany, jeśli zostanie zrzucony, zmieni rękę trzymającą wodze,owinie wodze wokół dłoni, dotknie wolną ręką dosiadanego zwierzęcia, siodła lub wodzy, dotknie konia kapeluszem. Spojrzała na Charliego, który zajadał kanapkę, popijając wodą sodową. - Teraz rozumiem, co miałeś na myśli - powiedziała. - To naprawdę skomplikowane. - Nie tylko to. Jest więcej tych nie wolno mu". Możesz poruszać się tak, a nie inaczej, masz cztery sekundy na to, ale dwie na tamto. Człowiek najchętniej dałby drapaka. - Mamy mnóstwo przepisów - zgodziła się. - Chyba na tym polega postęp cywilizacyjny. pona ous l a d an sc - Przepisy - prychnął szyderczo. Pokręcił głową i wrócił do polerowania skóry, która już nabierała połysku. - Nam niepotrzebne są płoty ani zagrody. Jest plac i jeden sędzia. System jest prosty i świetnie funkcjonuje. Teraz potrzebne są stopery, sprzedawcy biletów, sędziowie, pomocnicy, wynajęci dostawcy zwierząt. Cały tłum... Jeszcze nie widziała go tak zirytowanego. Kolejne oblicze kowboja Charliego. - Zrozum, to jest - biznes. Ludzie, którzy to organizują, muszą zarobić. Widzowie płacą, bo pragną to oglądać. Popyt i podaż, te rzeczy. Wyprostował się, przesunął kapelusz do tyłu i podrapał się po głowie. Kosmyk włosów zsunął mu się na czoło. Spojrzał w dał.- Dziś rano myślałem właśnie o tym, że kiedyś wszystko było o wiele prostsze. - Charlie, nic nie jest proste i chyba nigdy nie było. - Może i tak. - Postęp ma swoje plusy i minusy. - Nagle uznała, że musi stanąć w obronie współczesnego świata. - Penicylina pomogła w zwalczaniu wielu chorób, ale pojawiły się nowe wirusy odporne na jej działanie. Wyhodowano zboża odporne na suszę, ale drzewa zaczęły wymierać. Komputery ułatwiają kontakt między ludzmi, ale piszemy do siebie coraz mniej tradycyjnych listów. Zawsze jest coś za coś. Rzucił jej strapione spojrzenie. - Jak ty to znosisz? Wzruszyła ramionami. - Chyba już się przyzwyczaiłam. pona ous l a d an sc Wstała z ławki i podeszła do niego. Odsunęła mu kosmyk z twarzy. - Doskonale rozumiem, że dzisiejsze czasy są dla ciebie zaskoczeniem. Chciałabym jakoś ci pomóc oswoić się z tym. Spojrzał na nią, a potem delikatnie ujął jej twarz w dłonie. - Zwietnie dajesz sobie z tym radę - powiedział cicho. Wstrzymała oddech. Był tak blisko. Miał skórę gorącą od słońca. - Nie wiem, jak się zachować, gdy mówisz takie miłe rzeczy.- Nie musisz nic mówić ani robić. - Uśmiechnął się lekko. - Kocham cię - powiedział cicho. Spodziewał się, że usłyszy to samo, ale Cassie nie
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plcs-sysunia.htw.pl
|
|
|
|
|
Podobne |
|
|
|
|