|
|
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
rządcę, Brandy ego, oraz jego syna. Gdy ojciec siedział zamknięty u siebie, rola Brandy ego stała się ważniejsza, jego syna także. Munchaun mógł przejąć ich obowiązki w razie potrzeby, a poza tym tylko on potrafił zrugać Tolocampa bez obawy odwetu z jego strony. 3.17.43 Znowu musiałam poświęcić przedpołudnie na szycie pod okiem Anelli. Stała mi i siostrom nad głowami, krytykowała naszą pracę, kazała przerabiać to i owo. W końcu miałam tego dosyć. Lilia, Nia i Mara wykazywały większy zapał spodziewając się obiecanej nagrody. Anella, z właściwym sobie brakiem wyczucia, powtórzyła nam polecenia Tolocampa dla rządcy i naszych braci: okoliczni biedacy nie mogli odtąd korzystać z zasobów Warowni. Wszystko ma pozostawać do dyspozycji podległych nam osadników. W czasach kryzysu Warownia musi trwać jak skała, świecąc przykładem dla reszty kontynentu. Tolocamp, o czym z ukontentowaniem doniosła nam Anella, był przekonany, że uzdrawiacze i harfiarze zwrócą się do Warowni o wsparcie w żywności i lekach. Mistrz Capiam i mistrz Tirone zgłosili formalną prośbę o rozmowę z lordem Tolocampem następnego dnia. Dla mnie była to kropla przepełniająca czarę. Wyczerpała się moja cierpliwość, układność i lojalność wobec ojca. Nie mogłam dłużej znosić tej kobiety ani pozostawać w zależności od człowieka, którego tchórzostwo i skąpstwo przynosiło ujmę memu rodowi. Nie chciałam przebywać w zhańbionej Warowni. Wyszłam z pokoju tłumacząc się tym, że chcę przygotować słodycze na wieczór. Zeszłam do kuchni, a potem do ambulatorium. Przygotowałam fellis w największym dzbanie oraz równie dużo syropu na kaszel. Gdy moje wywary bulgotały na kuchni, przetrząsnęłam przeładowane półki zdejmując garściami zioła, korzenie, łodygi, liście, pąki kwiatów i bulwy. Wszystko to mogło się przydać w Cechu Uzdrowicieli. Zioła spakowałam, powiązałam i zostawiłam w ciemnym kącie wewnętrznego magazynu, na wypadek gdyby zjawiła się tam Anella. Przelałam fellis i tussilago do owiązanych słomą gąsiorów. Do ładunku dołączyłam paczkę swoich ubrań. Potem sporządziłam lepki deser do wieczornego posiłku - dość, aby Anella i jej rodzice przeżarli się przy stole. Wieczorem odnalazłam stryja Munchauna i poprosiłam go o rozdzielenie biżuterii między siostry. - Proszę, proszę - powiedział podnosząc zawinięty w skórę pakiet z klejnotami. - Czy zostawiłaś sobie trochę? - Tak, ale nie sądzę, żeby biżuteria miała mi się przydać tam, dokąd mam zamiar się udać. - Daj mi znać, Rill, kiedy tylko się urządzisz. Będzie mi ciebie brakowało. - A mi ciebie, stryju. Opiekuj się siostrami, dobrze? - Czyż nie robiłem tego zawsze? - Lepiej niż ktokolwiek inny. - Tyle tylko byłam w stanie powiedzieć. Uciekłam na dół po schodach. 3.18.43 Następnego dnia, kiedy w małej kuchni zaczęłam przygotowywać kolejny kocioł wzmacniającej zupy, zobaczyłam idącego przez dziedziniec Mistrza Harfiarzy i Mistrza Uzdrowicieli. Szli na spotkanie z Tolocampem. Zawołałam Sima i kazałam mu czekać przed ambulatorium z dwoma ludzmi. Miałam pewne zadanie do wykonania. Przebrałam się w strój bardziej nadający się do tego, co zamierzałam uczynić, i wetknęłam jeszcze parę drobiazgów do torby u pasa. Dostrzegłam swoje odbicie w niewielkim lustrze na ścianie. Włosy stanowiły jedyny przedmiot mojej dumy, lecz wahałam się tylko przez chwilę. Chwyciłam nożyce i zdecydowanie, zanim zdążyłam zmienić zdanie, obcięłam drugie sploty i wcisnęłam je w ciemny kąt bielizniarki. Nikomu w najbliższym czasie nie przyjdzie do głowy przeszukiwać mój pokój. Krótkie włosy pasowały do mojej nowej życiowej roli. Zawiązałam włosy na karku rzemieniem. Potem opuściłam pokój, który dawał mi wytchnienie w samotności od czasu, gdy skończyłam osiemnaście wiosen, i udałam się po spiralnych schodach do apartamentów ojca na pierwszym piętrze. W ścianie tuż za głównym wejściem do jego kwatery znajdowało się wgłębienie. Ledwie zdążyłam się tam schronić, gdy bębny obwieściły szczęśliwą nowinę, że Orlith zniosła dwadzieścia pięć jaj, w tym jedno jajo królowej. Założę się, że w Weyrze Fort świętowano z tej okazji. Wiadomość była pocieszająca, ale zaraz posłyszałam ponury głos ojca. Czyżby ta wieść nie przypadła mu do gustu? W zwykłych czasach kazałby podać wino, aby to uczcić. W siedzibie Cechu nie zastałabym nikogo. O tej porze wszyscy wykonywali już wyznaczone zadania w Warowni lub poza nią. Przyłożyłam ucho do drzwi. Słyszałam większość rozmowy, która toczyła się wewnątrz. Capiam i Tirone dysponowali silnymi, dzwięcznymi głosami, a w zdenerwowaniu mówili jeszcze głośniej. Tylko mój ojciec mamrotał. - Dwadzieścia pięć z jajem królowej. Wspaniały wylęg mimo póznej pory Obrotu - mówił Capiam. - Moreta... - dobiegło mnie niewyraznie. - Kadith... Sh gall... tak chorzy. - To nie nasza sprawa - usłyszałam głos mistrza Tirone. - Choroba jezdzca nie wpływa na sprawność smoka. W każdym razie Sh gall walczy z Opadem w Neracie, musiał zatem całkowicie powrócić do zdrowia. - Wiedziałam, że pan i pani Weyru Fort chorowali i wrócili do zdrowia. Po śmierci uzdrawiacza Weyru pośpiesznie wysłano tam Jallorę z Cechu Uzdrowicieli. Dlaczego Sh gall latał nad Nerathem, o tym nie było mowy. - Chciałbym, aby zawiadamiano nas o sytuacji w Weyrach - powiedział ojciec. - Tak bardzo się martwię. - Weyry - odrzekł z naciskiem Tirone - przekazują swoje tradycyjne obowiązki Warowniom! Czy to ja sprowadziłem chorobę do Weyrów? - rzekł głośniej, rozdrażnionym głosem ojciec. - Albo do Warowni? Gdyby jezdzcy nie latali z miejsca na miejsce jak opętani... - A Lordowie Warowni? Gdyby tak zatkali każdą dziurę i szczelinę... - Capiam rozgniewał się także. - To nie jest pora na wymówki! - przerwał im skwapliwie Tirone. - Wiesz równie dobrze albo i lepiej niż inni, że to żeglarze sprowadzili tę straszliwą klęskę na kontynent! - W głosie mistrza brzmiała najwyższa niechęć. Miałam nadzieję, że ojciec to zauważył. -
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plcs-sysunia.htw.pl
|
|
|
|
|
Podobne |
|
|
|
|