Strona poczÂątkowa
 
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Nie bucz, głupia, zawżdy z tego osiem morgów nasze...
- %7łeby chociaż z połowa z chałupą i z tym kapuśniskiem! - wskazała na lewo, w łąki, gdzie modrzały
długie zagony kapusty; skręcili ku nim.
Siedli na kraju łąk pod krzami, Hanka pokarmiała dziecko, bo płakać poczęło, a Antek skręcił papierosa,
zapalił i ponuro patrzył przed się...
Nie mówił on żonie, co go żarło we wątpiach, ni co mu leżało na sercu niby węgiel rozżarzony, bo aniby
mógł wypowiedzieć, niby zrozumiała go dobrze...
Zwyczajnie, jak kobieta, co ni pomyślenia nie ma, ni niczego nie wymiarkuje sama, ino żyje se jako ten
cień padający od człowieka...
- A gospodarstwo, a dzieci, a kumy - to i cały świat la niej. Każda kobieta taka, każda... - rozmyślał
gorzko i aż go ścisnęło za serce... - Ten ptak, co polatuje nad łęgami, ma lepiej nizli człowiek drugi...
Co mu tam za kłopoty! Polatuje se, pośpiewuje, a Pan Jezus obsiewa la niego pola, że ino mu zbierać a
pożywiać się...
- A bo to i gotowych pieniędzy ociec mieć nie ma? zaczęła Hanka.
- Przeciech!...
- A Józce to kupił korale takie, że i krowę by kupił za nie, a Grzeli to cięgiem do wojska śle pieniądze.
- Słać śle... - odpowiadał myśląc o czym innym.
- A przeciech to ukrzywdzenie wszystkich! A szmaty po matce to dusi w skrzyni i nawet na oczy nie
pokaże... A wełniaki takie, a chusty, a czepki, a paciorki... - jęła długo wyliczać dobro wszelkie i
krzywdy, i żale, i nadzieje, a Antek milczał zawzięcie, aż zniecierpliwiona szturchnęła go w ramię.
- Zpisz to?...
- Słucham, gadaj se, gadaj, to ci ulży! A jak skończysz, to mi powiedz...
Hanka, że to płaksiwa była, a i zebrało się jej dużo w duszy, buchnęła płaczem i jęła mu wyrzucać, że
mówi do niej jak do dziewki jakiej, że nie dba o nią ani o dzieci.
Aż Antek zerwał się na równe nogi i zawołał urągliwie :
- Wykrzykuj sobie, te gapy ano cię usłyszą i pożalą się nad tobą! - Wskazał oczami na wrony lecące
mimo nad łąkami, nacisnął czapkę i wielkimi krokami poszedł ku wsi.
- Antek, Antek! - wołała za nim żałośnie, ale ani się odwrócił.
Obwinęła chłopaka i popłakując szła miedzami z powrotem do domu; ciężko jej było na sercu - ani
pogadać ani wyżalić się przed kim na dolę swoją. A to człowiek żyje cięgiem jak ten samson, że nawet
do sąsiadów pójść nie pójdzie i pogadaniem serca nie ucieszy. Dałby jej Antek kumy! Nic, ino siedz w
chałupie a haruj, a zabiegaj, a jeszcze słowa dobrego nie usłyszysz! Inne do karczmów chodzą a na
wesela... a ten Antek... bo to mu dogodzić można?... Czasem taki, że i do rany przyłóż... to znowu całe
tygodnie ledwie bąknie jakie słowo i ani spojrzy... nic, jeno medytuje a medytuje... Prawda, że ma i o
czym! Bo i ten ociec nie mógłby to już gront im odpisać, nie czas to staremu iść na wycug? A dyć
dogadzałaby mu, że i rodzonemu nie byłoby u niej lepiej...
Chciała przysiąść do Kuby, ale przypiął się plecami do brogu i udawał, że śpi, choć mu słońce świeciło
prosto w oczy, dopiero gdy zniknęła za węgłem stodoły, podniósł się, otrzepał ze słomy i wolno jął się
przebierać pod sadami ku karczmie... paliła go ano ta złotówka...
A karczma stała na końcu wsi, za plebanią, na początku topolowej drogi.
Ludzi było mało co; muzyka czasem pobrzękiwała, ale nikto nie tańcował jeszcze, za rano było, i młodzi
woleli gzić się w sadzie albo wystawać na podjezdzie i pod ścianami, gdzie na świeżych, żółtych jeszcze
belkach siedziało sporo dziewczyn i kobiet, a w wielgiej izbie z czarnym, okopconym pułapem pusto
prawie było, małe przepalone szybki przesiewały czerwone przedzachodnie światło tak słabo, że ino
smuga leżała na powybijanej podłodze, a w kątach mrok zalegał. Jakieś ludzie siedzieli za stołami pod
ścianą, ale rozeznać nie rozeznał, kto taki?
Jeden Jambroży z brackim od światła stojał pod oknem z buteleczką w garści - przepijali gęsto do
siebie i pogadywali...
Basy buczały jako ten bąk, kiej się wedrze do izby ze dworu i lecący huczy... a czasem skrzypka z
nagła zapiskała cienko jakoby ptaszek wabiący abo i bębenek zahurkotał i pobrzękiwał... ale wnet
cichość zalegała.
Kuba poszedł prosto do szynkwasu, za którym siedział Jankiel w jarmułce i w koszuli tylko, bo ciepło
było, pogłaskiwał siwą brodę, kiwał się i wyczytywał w książce, przykładając oczy prawie do samych
kart.
Kuba się namyślał, przestępował z nogi na nogę, przeliczał pieniądze, podrapywał się po kołtunach i [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • cs-sysunia.htw.pl
  •  
     
    Podobne
     
     
       
    Copyright � 2006 Sitename.com. Designed by Web Page Templates