Strona poczÂątkowa
 
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- A skąd będziemy wiedzieli, kiedy do nas rano przyjdzie? Mam nastawić
budzik, czy może przyjdziesz po mnie, żeby mnie obudzić?
- Nie sądzę, żeby to się sprawdziło w praktyce - powiedziała wolno.
Popatrzyli na siebie bez słowa.
- Sugerujesz, że powinniśmy spędzić razem noc jak twoje koty?
- Niekoniecznie od razu całą noc. Wystarczy ranek. Aóżko jest
dostatecznie szerokie, a pokój bardzo przestronny.
- Nic nie powiedział, ale Holly była pewna, że tak samo jak ona
przypomniał sobie jeden płomienny pocałunek, który im się przydarzył. - Chyba
że masz lepszy pomysł. Matteo uśmiechnął się przekornie.
- Co sobie o mnie pomyślisz?
- %7łe, podobnie jak my wszyscy, reagujesz na zaistniałą sytuację. Robimy
to, co uważamy za słuszne, z nadzieją, że postępujemy, jak trzeba.
- A skąd mamy mieć pewność, że to, co robimy jest słuszne?
- 109 -
S
R
- Kiedy Liza się uśmiechnie, na pewno tę pewność zdobędziemy. W
końcu o to w tym wszystkim chodzi. Nie zapominajmy o tym.
Skinął głową, a po chwili spojrzał na nią w dziwny sposób.
- Chciałbym ci coś dać.
Poszedł na chwilę do swojej sypialni, a ona w tym czasie przebrała się w
koszulę nocną. Była zadowolona, że wybrała prosty, bezpretensjonalny fason.
Wyglądała elegancko, ale nie wyzywająco.
Kiedy wrócił, też miał na sobie szlafrok. W rękach trzymał butelkę
szampana i dwa kieliszki. Postawił je na nocnym stoliku i zaprosił Holly gestem,
aby usiadła. Potem wręczył jej grubą kopertę.
- To twoje kopie dokumentów. Pilnuj ich, żeby nie zginęły. Podpisałem je
dziś po południu. Wszystko zostało załatwione jak należy.
Nie miała co do tego wątpliwości. Była teraz signorę Fallucci, żoną
milionera, w razie owdowienia dziedziczką fortuny. Była również prawną
opiekunką córki męża i ewentualną kuratorką jej majątku aż do osiągnięcia
pełnoletności.
Kiedy podniosła głowę, Matteo podał jej kieliszek z szampanem i
powiedział:
- Chcę ci podziękować za dzisiejszy dzień i wszystkie następne. - Gdy bez
słowa przyjęła szampana, spytał: - %7łałujesz czegoś?
- Jeszcze nie - powiedziała lekko. - W razie czego dam ci znać. A teraz,
mówiąc szczerze, bardzo mi się podoba. Przynajmniej jest cicho.
- Nie rozumiem.
- Zawsze, kiedy o czymś dyskutujemy, zaczynamy na siebie wrzeszczeć.
Nawet propozycję małżeństwa mi wykrzyczałeś.
- Masz rację. To skutek napięcia, w którym żyjemy. Zazwyczaj bardziej
nad sobÄ… panujÄ™.
- Ja również.
- 110 -
S
R
- Zwykle podnoszę głos, kiedy się czegoś boję. - Wzruszył ramionami. -
Nie zdarza się to często, ale czasem tak.
- Rozumiem.
- To nie Fortese napawa mnie strachem, ale to, co siÄ™ stanie z wami,
gdyby mnie zabił. Kiedy powiedziałaś, że za mnie nie wyjdziesz, poczułem,
jakby ziemia usuwała mi się spod nóg. Jako sędzia przywykłem, że osiągam to,
czego potrzebuję, jednak na ciebie w żaden sposób nie mogłem wpłynąć. -
Uśmiechnął się. - Jesteś jak ten kot, który chadza własnymi drogami, a jeśli
zamieszka pod jakimś dachem, to dlatego, że tak chce z sobie tylko znanych
powodów. Miłość, obowiązek, jakiś wyższy cel, ale nigdy presja czy
zniewolenie. Nawet gdyby zakuto cię w łańcuchy, i tak pozostałabyś wolnym
duchem.
- Pewnie masz rację - rzekła z namysłem, wspominając wszystkie swoje
życiowe wybory.
- Gdy u mnie zamieszkałaś, zawsze, kiedy wieczorem wracałem do domu,
zastanawiałem się, czy nie zniknęłaś w ciągu dnia.
- Nie miałam o tym pojęcia.
- Nie mogłem dać po sobie niczego poznać. Bez trudu mogłabyś wówczas
mną manipulować.
To ją naprawdę zdumiało. Zawsze uważała, że Matteo jest człowiekiem o
dominującym charakterze, który wszystkim rządzi. Tymczasem odsłonił przed
nią swoją słabą stronę, nie obawiając się, że teraz będzie o niej wiedziała.
- Już od pierwszego dnia zrozumiałem, jak bardzo będziesz dla nas ważna
- ciągnął refleksyjnym tonem. - Pojawiłaś się znikąd i nagle bez ciebie nie
mogłem wyobrazić sobie życia. Zacząłem wierzyć w przeznaczenie.
- Ty, sędzia, mówisz takie rzeczy?
- Sędzia też człowiek - odparł z zadumą - nawet jeśli bardzo by pragnął...
- Potrząsnął głową. - Cóż, mamy długi dzień za sobą i jesteśmy zmęczeni.
- To prawda.
- 111 -
S
R
Powiedzieli sobie dobranoc, położyli się naprzeciwległych brzegach łóżka
i zgasili światło. Holly zamknęła oczy i po chwili spała jak zabita.
Obudził ją jakiś hałas. Otworzyła oczy i zorientowała się, że z drugiej
strony łóżka dobiega ją jakiś zduszony, przeciągły jęk.
Matteo leżał na wznak z twarzą zwróconą w jej stronę, a jego dłoń
kurczowo zaciskała się na poduszce. Mówił coś w języku, którego nie
rozumiała.
- Matteo? Wszystko w porządku? - W odpowiedzi wyrzucił z siebie potok
niezrozumiałych słów. Dopiero w tej chwili zdała sobie sprawę, mówi przez sen.
- Matteo - powtórzyła, niepewna, czy powinna go obudzić. Widziała jednak, że
cierpi. Jego twarzy była wykrzywiona w nienaturalnym grymasie, a głos stał się
ostry.
- Nie, nie, nie...
Instynktownie chwyciła go za rękę. Po chwili zaczął lżej oddychać.
- Już dobrze - powiedziała miękko. - Jestem tu. - Leżał nieruchomo, a na
jego czole widoczna była pionowa zmarszczka. - Jestem tu - szepnęła czule. -
Wszystko będzie dobrze.
Powoli jego czoło wygładziło się, a oddech uspokoił, ale ręka nie puściła
jej dłoni.
Zgadzając się na to małżeństwo, nie miała pojęcia, z czym przyjdzie się
jej zmierzyć. Czyżby postąpiła zbyt pochopnie? Matteo powierzył jej coś, co
być może było dla niej zbyt wielkim ciężarem. Lecz klamka już zapadła. Obie-
cała mu coś i nie było drogi odwrotu.
Kiedy znów się obudziła, w pokoju było jasno. Spojrzała na Mattea. Leżał [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • cs-sysunia.htw.pl
  •  
     
    Podobne
     
     
       
    Copyright © 2006 Sitename.com. Designed by Web Page Templates