[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Zachwycony rozejrzał się wokoło. Miejsce to było jak wymarzone, jakby zostało stworzone specjalnie na jego życzenie. Zmienił się w człowieka, ubrał i ruszył na obchód. Nigdzie nie było żadnego strumienia, a pionowe stoki otaczały polanę w połowie, a może nawet w dwóch trzecich obwodu. W pozostałej części grunt lekko wznosił się i porastał go gęsty las. Jeszcze raz obszedł polanę, z każdą minutą czując się coraz bardziej usatysfakcjonowany. - To ci się podoba - odgadł Snorrl. Jim zastanawiał się, skąd wilk to wiedział. Stworzenie, nieczułe na tak wyrazną wskazówkę jak intonacja głosu, potrafiło jednak odgadnąć co teraz czuje. Utkwił w nim spojrzenie, lecz zrezygnował z bezpośred- niego pytania. Pomyślał, że kiedy wróci do domu i będzie miał okazję porozmawiać z Araghem, opowie mu to zdarzenie i może ten wyjaśni mu zagadkę. Ale znając go, wątpił, czy będzie skłonny do zdradzenia tej tajemnicy. - Nie wyobrażam sobie, żeby mogło być lepiej - oświa- dczył. - Las gęsty, nie ma strumienia, a grunt jest twardy. Właściwie nie ma tu nic, do czego można by mieć za- strzeżenia. Może z wyjątkiem... Nagle uświadomił sobie, że krąg otwartej przestrzeni jest zdecydowanie za mały, by pomieścić dwa tysiące ludzi, nie mówiąc już o mających ich atakować. Niemal zaśmiał się na głos z takiej ironii losu. Obecna sytuacja przypominała przypadek sióstr przyrodnich Kopciuszka z bajki, które pomimo usilnych starań nie mogły włożyć pantofelka. Jim stanął teraz przed podobnym problemem. - Obawiam się, że polana jest zbyt mała - rzekł do Snorrla. - Nie będzie tu miejsca dla wszystkich Pustych Ludzi, nie mówiąc już o nas. - Nie sądziłem, że łatwo da się spełnić twoje oczekiwa- nia i miałem rację - warknął wilk. - Czego więc oczekujesz ode mnie? Mam znalezć jeszcze jakieś miejsca, które chciałbyś obejrzeć? - Wydawało mi się, że powiedziałeś, iż te trzy są najlepsze. - To prawda. -- A więc już zdecydowałem. Skorzystamy z drugiego, tego ze strumieniem. Powinienem wiedzieć, że nie mam co liczyć na znalezienie ideału. - Mogłem się już o tym przekonać. To normalne pośród was, dwunogich istot, może tylko z rzadkimi wyjątkami, takimi jak Liseth. Nic nigdy was nie satysfakcjonuje. - Ależ ja jestem usatysfakcjonowany - zaprzeczył Jim. - Podoba mi się to drugie miejsce i jeśli tylko nadąży się sposobność, wykorzystam je. - To dobrze. Wilk na chwilę usiadł i poskrobał się tylną nogą po lewym boku, po czym wstał i otrzepał futro. - Może zdradzisz mi teraz w jaki sposób planujesz osiągnąć cel? Co chcesz zrobić? - Wiele, zanim jeszcze naprawdę zaczniemy. Najpierw musimy pojmać wysłannika przyjeżdżającego ze Szkocji. Czy chciałbyś uczestniczyć w całym tym przedsięwzięciu? Snorrl posłał mu spojrzenie pełne obawy i jednocześnie ciekawości. - Dlaczego miałbym narażać się na jakiekolwiek niebez- pieczeństwo, nic z tego nie mając? - zapytał. - Bo spodobałoby ci się to. Jim znał Aragha od niemal dwóch lat i walcząc u jego boku poznał nieco naturę wilków. - Ach, tak - odparł Snorrl po chwili zastanowie- nia. - Może, gdyby naprawdę odpowiadałoby mi to. - Chyba tak. Powiedz mi coś. Czy my ludzie mamy określony zapach? - Wszystkie istoty mają, a ludzie jeszcze intensywniejszy niż inni. Zapachy są całkiem interesujące, choć ludzie zupełnie tego nie doceniają i nie potrafią ich rozpoznawać. Wiem tylko, że żadnemu nie odpowiada zapach zgniłego mięsa. - To prawda - przyznał Jim. Przypomniał sobie jednocześnie, że w smoczym ciele nie odczuwał podobnego obrzydzenia, szczególnie kończąc jedzenie padłej krowy znalezionej na polu. Smoki, co odkrył będąc jednym z nich, były padlinożercami jak sępy. - A więc ludzie wydzielają zapachy. A Puści Ludzie też? - zapytał. - Oczywiście, że tak! Chyba właśnie dlatego obawiają się mnie, bo wiem gdzie są, nawet gdy zrzucą ubranie. - Wnioskuję także, że każdy z nich, jak ludzie, pachnie zupełnie inaczej. - Tak, że węchem odróżniam jednego od drugiego? Oczywiście. Przecież wy ludzie nie wyglądacie zupełnie tak samo, prawda? Zapewne oni też, jeśli tylko dałoby się ich zobaczyć. Dlatego też pachną różnie. - To dobrze! - ucieszył się Jim. - Więc idealnie nadajesz się do mojego planu. Widzisz, zamierzamy po- chwycić tego posłańca ze Szkocji, a wraz z nim przejąć złoto przeznaczone na zapłatę Pustym Ludziom za po- prowadzenie ataku na Anglie. Złoto! Srebro! - parsknął wilk. - Nie rozumiem, co widzicie w tych zimnych kawałkach. - Trudno to wyjaśnić. W każdym razie chodzi o to, że zjawi się tu wraz ze złotem. Chcemy go pojmać, a ja osobiście przekażę złoto Pustym Ludziom. Rzecz w tym, by mieć pewność, że żaden z nich nie przyjdzie dwukrotnie po swoją zapłatę. Jeśli staniesz przy moim boku, będziesz w stanie powiedzieć, po zapachu, że ten już tu był. Czy mam rację? - Nie widzę żadnych przeszkód - oświadczył Sno- rrl. - Oczywiście. Jeśli nawet nie rozpoznam go po jego zapachu, to wyczuję, że ma już przy sobie złoto. Jim popatrzył na niego zdziwiony. - Przecież złoto nie ma zapachu... - Nie, ale pozostanie na nim zapach twoich rąk. Dając je, pozostawisz przecież swoją woń, która tak szybko nie zniknie. - Jesteś więc w stanie wyczuć nawet tak nikły za- pach? - zapytał z niedowierzaniem Smoczy Rycerz. - Tak, jeśli jest świeży. Ale już po jakichś trzech godzinach nie rozpoznam go. W tej jednak sytuacji nie powinienem mieć problemu, bo nie sądzę, aby rozdawanie złota trwało aż tak długo. Ponadto, zapewne zapamiętam większość ich zapachów, poznam więc po tym, jeśli któryś będzie chciał cię oszukać. - Wspaniale. Możesz więc leżeć obok mnie, kiedy będę wręczać złoto. Spodobałoby ci się to, prawda? - Obchodziliby mnie najdalej jak się da - rzekł wilk, a jego żółte oczy rozbłysły. - Tak, to mi się podoba. - A czy spodobałoby ci się także, gdybym za pomocą magii dwukrotnie zwiększył twoje rozmiary? Snorrl spojrzał bystro na Jima. - Możesz to zrobić? - Oczywiście.
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plcs-sysunia.htw.pl
|