[ Pobierz całość w formacie PDF ]
powiedziała Ania. Ach, Gilbercie, to& to jest nie do pomyślenia. Słuchaj cierpliwie, kochanie, co ci powiem. Znam dobrze twoje uczucie. Zupełnie to samo czuję i ja. Ale zawsześmy się spodziewali, że wyprowadzimy się stąd. Ale nie tak prędko, Gilbercie, nie teraz! Druga taka sposobność może nam się nie nadarzyć. Jeśli nie kupimy domu Morganów, kupi go kto inny, a w całym Glen nie ma drugiego domu, który by się tak dla nas nadawał, i nie ma w ogóle drugiego odpowiedniejszego miejsca, gdzie by można się było pobudować. Ten nasz mały domek, to trzeba przyznać, jest i był tym, czym żaden inny domek nie będzie, ale sama wiesz, jaki on dla lekarza niewygodny trochę zanadto leży na uboczu. Wciąż odczuwaliśmy cały minus tego położenia, mimo to, o ile możności, staraliśmy się temu zaradzić. Poza tym, on teraz zaledwie dla nas wystarcza, a za parę lat, jak mały Jim podrośnie i będzie mu się należał własny pokój, to tu w ogóle będzie nam za ciasno. Ach, wiem, wiem rzekła Ania ze łzami w oczach. Wiem o wszystkim, co przemawia przeciwko niemu. Ja jednak tak go kocham i tu jest tak pięknie! Czułabyś się tu bardzo samotna, zwłaszcza kiedy Ewa odjedzie, a kapitana nie ma. Posiadłość Morganów jest piękna i z czasem polubimy ją także. Zawsze ją podziwiałaś, Aniu. Tak, przyznaję, ale to wszystko przychodzi tak nagle. Dostaję zawrotu głowy. Dziesięć minut temu nie myślałam wcale o tym, żeby opuszczać to drogie miejsce. Myślałam, jakie nowości tu zaprowadzę z wiosną i co zasieję w ogródku. A jak my stąd odejdziemy, to kto się tu sprowadzi? Dom leży na uboczu, więc możliwe, że wynajmie go jakaś biedna, wędrowna rodzina i zapuści go zupełnie. Ach, to będzie profanacja i tak by mnie to bardzo bolało. Wiem i o tym. Ale, Aniu, nie możemy poświęcać dla takich względów naszych własnych interesów. Dom Morganów nadaje się doskonale dla nas i doprawdy nie możemy wypuścić z rąk takiej okazji. Pomyśl o tej łące wśród drzew albo o tym gaiku za domem: zajmuje dwanaście morgów i będzie doskonałym miejscem zabawy dla naszych dzieci. Jest tam również piękny sad, a poza tym zawsze podziwiałaś mur z czerwonej cegły, biegnący dokoła ogrodu, z furtką do niego wiodącą; zawsze mówiłaś, że wygląda tak jak w powieściach. W końcu z okien masz tak samo piękny widok na przystań jak i tutaj. Ale światła z latarni nie widać. Przeciwnie. Możesz je widzieć z okna na strychu. Jest tam jeszcze jedna dobra rzecz, Aniu. Ty lubisz duże poddasza. Ale w ogrodzie nie ma strumyka. To prawda, natomiast przez gaj klonowy poza domem płynie strumyk, który wpada do stawu w Glen. A i ten staw również nie jest zbyt oddalony od domu. Będziesz mogła sobie wyobrażać, że znowu masz niedaleko Jezioro Lśniących Wód. Gilbercie, proszę cię, nie mów mi na razie nic więcej o tym wszystkim. Pozwól mi całą rzecz rozważyć, przyzwyczaić się do tej myśli. Dobrze, nie ma pośpiechu. Tylko, jak się już zdecydujemy na kupno, to dobrze będzie jeszcze przed zimą się tam sprowadzić. Gilbert wyszedł, Ania zaś odłożyła na bok drżącymi rękami ubranko Jima nie mogła dziś więcej szyć. Z wilgotnymi od łez oczyma obchodziła każdy kącik małego państewka, w którym tyle czasu szczęśliwie królowała. Posiadłość Morganów miała wszystkie zalety wspomniane przez Gilberta. Ziemia była doskonała, a dom dość stary, aby wyglądać na poważną, pełną tradycji siedzibę, ale równocześnie dość nowy, żeby mieć wszystkie wygody i zalety nowoczesnego mieszkania. Ania podziwiała go często, ale co jest godne podziwu, nie zawsze godne jest miłości. Mały, wymarzony domek lubiła zaś tak bardzo! Lubiła wszystko, co z nim było związane: i ogród tak przez nią i przez tyle innych mieszkanek pielęgnowany i doglądany, i szmer strumyka, który wijąc się, przecinał jeden róg ogrodu, i furtkę zawieszoną między dwoma pniami jodłowymi, i stare, czerwone schody, i poważne topole, i małe, dziwnego kształtu, szkłane szafeczki nad kominkiem w stołowym pokoju, i skrzywione drzwi, prowadzące z kuchni do spiżarni, i dwoje śmiesznych okien na strychu, i małe wgłębienie na schodach. Przecież w tym wszystkim była cząstka jej samej. Jakże więc mogła porzucić to miejsce? A ten domek, nawiedzany niegdyś przez miłość i radość, został przez nią samą i przez jej szczęście i smutki uświęcony na nowo. Tu przeżyła swój miesiąc miodowy; tu mała Joy spędziła jedyny dzień swego życia; tu wróciła słodycz macierzyństwa razem z Jimem; tu słuchała przecudnej muzyki, jaką jest śmiech dziecka; tu przy kominku siadywali drodzy przyjaciele. Radość i smutek, narodziny i śmierć uświęciły na zawsze mały, wymarzony domek. I naraz przyszła chwila, w której musi go opuścić. Wiedziała o tym, mimo że walczyła z Gilbertem. Domek stał się za ciasny. Zajęcie Gilberta wymagało zmiany pod tym względem. Jego praca, mimo że była bardzo owocna, przecież doznawała tu wielu przeszkód. Ania musiała
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plcs-sysunia.htw.pl
|