[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Ale biuro notariusza otwierano dopiero o dziewiątej i nie zastali tam żadnego urzędnika. - W każdym razie dzięki Bogu, że nie wypadła nam akurat niedziela - mruknął Rikard. - Aadnie byśmy wyglądali! Wykorzystując czas oczekiwania na otwarcie biura, zadzwonił do szpitala porozmawiać z Vinnie. Okazało się, że u niej wszystko w porządku, ale ciotka Kamma cierpiała silne bóle krzyża. Poza tym od tego ranka wprowadzono jeszcze ściślejszą izolację, wkraczali bowiem w krytyczną fazę okresu wylęgania choroby. Jeśli ktokolwiek z nich się zaraził, przyszedł już czas na pierwsze symptomy. Chorzy mogli stać się zródłem bezpośredniego zarażenia, nie tylko rozsiewając drobiny, które ewentualnie przejęli od Willy'ego Matteusa. Od teraz już sami mogli rozsiewać strach i zagrożenie dla innych. Vinnie wydawała się uradowana, zaskoczona i bardzo wdzięczna za jego telefon. Ucieszona, że wybrał właśnie ją. Mógł przecież zadzwonić do Ingrid, Kallego albo do Sommerów, a nawet do ciotki Kammy. Ale chciał rozmawiać właśnie z nią! Kiedy się rozłączył, Vinnie siedziała dalej, nie wypuszczając słuchawki i obracając ją w dłoniach. Zamknęła oczy, usiłując powstrzymać łzy szczęścia. Czasami zdarza się, że radość musi znalezć ujście w postaci łez, Opowiedziała mu o Ingrid i Kallem, którzy, jak się wydawało, odnalezli się nawzajem w szpitalu. Nie mogli się dotykać, nie mogli się nawet do siebie zbliżać, ale Vinnie domyślała się uczucia, jakie zrodziło się między nimi. Czułość, oddanie, ciepło. Podobało jej się to. Natomiast stosunki między małżonkami Sommer zmierzały dokładnie w przeciwnym kierunku. Vinnie była prawie pewna, że żona ma ochotę odejść od męża, ale rozwód nie był 121 taką prostą sprawą. Ona i córka stałyby się w społeczeństwie całkiem bezbronne, jeśli Gun w ogóle pozwolono by zatrzymać dziecko. Trudno to przewidzieć. Dziewczynka także się poddała, przestała nawet marudzić. Najczęściej leżała w łóżku przeglądając dawno już przeczytane czasopisma. Vinnie musiała przyznać się przed samą sobą, że i ona zaczęła się bać. W tych dniach miało się rozstrzygnąć, czy zapadła na ospę, czy też nie. Lekarze bezustannie robili teraz badania, a ona za każdym razem z lękiem myślała o wynikach. Każdy dzień był sukcesem. - Doskonale - stwierdził Rikard na posterunku policji. Oczy miał czerwone, przekrwione z niewyspania w ciągu ostatnich nocy. - Wiemy więc, gdzie leży zagroda. Musimy zabrać jakiegoś pilota, który dobrze zna wyspy Hvaler. Zaraz wyruszamy. Dochodziło pół do dziesiątej. Nareszcie udało im się zdobyć w kancelarii notarialnej informacje dotyczące zagrody sióstr Johansen. - A i tak niewykluczone, że to kolejny ślepy tor - powiedział młody kolega Rikarda, który także pracował nad tą sprawą. - No bo co oma miałaby robić na wyspie o tej porze roku? - Zamierzały sprzedać zagrodę - przypomniał mu Rikard. - Bardzo prawdopodobne, że dyrektor Brandt pojechał tam z jedną z sióstr obejrzeć ewentualny nabytek. - Co, wobec tego, stało się z dyrektorem? Czy nadal tam siedzi? - No właśnie - westchnął Rikard. - Muszę zadzwonić do doktora Posta, chciałbym, żeby nam towarzyszył na wszelki wypadek. Nic przecież nie wiemy, absolutnie nic. Najprawdopodobniej zastaniemy zagrodę pustą, ale nigdy nic nie wiadomo. To jedyny ślad po naszej tajemniczej szarej samarytance. Była już pierwsza po południu, kiedy duża łódz celników przedzierała się przez lód na Singlefjordzie. Przez chwilę płynęli nawet po otwartej wodzie, co było o niebo łatwiejsze, ale teraz, wśród wysepek Hvaler, kawały kry dryfowały gęsto, przypominając ławicę śledzi. Rikardowi i jego koledze udało się wykraść godzinę snu na wąskich ławeczkach. Obudzić się było trudniej, ale odrobina lodowatej wody na twarz szybko przywróciła im dobrą formę. - Czy jesteśmy już blisko wyspy? - zawołał Rikard do pilota. Nie był to, rzecz jasna, prawdziwy pilot, a po prostu człowiek, który znał Hvaler jak własną kieszeń. - Nie, jeszcze spory kawałek.
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plcs-sysunia.htw.pl
|