Strona poczÂątkowa
 
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

nastolatką, tyle tylko że on nie zobaczy mnie w szkole w Roseville.
- Nie chodzę do normalnej szkoły.
81
Wyglądał na trochę zdziwionego, ale zaraz potem zerknął na moją pierś
(Nie tak zerknął! Przecież miałam na sobie bluzę, pamiętacie? A poza
tym, niespecjalnie byłoby na co się gapić). Spojrzałam na srebrny
krzyżyk lśniący na nowej czarnej bluzie.
- Czyli co? Nauka w domu czy coś? - zapytał, a ja tylko przytaknęłam. -
Ze względu na religię?
- Właśnie - odparłam przekonana, że brzmi to bardzo wiarygodnie - coś w
tym stylu. - Zrobiłam krok wstecz w kierunku furgonetki, koleżanek i
domu. Muszę lecieć.
- Czekaj! - zawołał. - Jest ciemno. Odprowadzę cię. Wiesz... dla
bezpieczeństwa.
Z pewnością mogłabym załatwić go tą butelką i zrobić z niego
pośmiewisko, gdyby nie fakt, że jego propozycja była taka słodka.
- Dam sobie radę - odpowiedziałam, oddalając się chodnikiem.
- No to dla mojego bezpieczeństwa.
Nie mogłam się powstrzymać i zaczęłam się śmiać:
- Wracaj na festyn!
Jeszcze dziesięć kroków i znalazłabym się za zakrętem, byłabym już
wolna, ale on znowu krzyknÄ…Å‚:
- A jak masz na imiÄ™?
Cammie! - Nie wiem czemu to powiedziałam, ale stało się i nie mogłam
tego cofnąć, więc dodałam tylko: - Mam na imię Cammie. - Zupełnie
jakbym sama nie wierzyła, że to powiedziałam.
- Hej, Cammie - krzyknął, oddalając się długimi krokami w stronę wciąż
trwającego festynu - powiedz Suzie, że jest szczęściarą.
Czy ktoś powiedział kiedykolwiek coś bardziej seksownego?
Zdecydowanie nie!
- A tak w ogóle to jestem Josh.
82
Zawołałam, biegnąc:
- Cześć, Josh! - Ale zanim te słowa zdążyły do niego dotrzeć, mnie już nie
było.
Furgonetka Overnight Express stała na końcu uliczki z wyłączonymi
światłami. W ręku trzymałam butelkę pana Smitha i przez krótką chwilę
zupełnie nie mogłam sobie przypomnieć, co właściwie robiłam z tą
butelką. Tak, wiem. Teraz mi wstyd z tego powodu: dziesięć sekund w
towarzystwie chłopaka odwróciło moją uwagę od misji. Ale spojrzałam
na butelkę i przypomniałam sobie, kim jestem, dlaczego tu jestem oraz
gdzie jestem. Wiedziałam, że muszę natychmiast zapomnieć o
chłopakach, śmietnikach i kotkach o imieniu Suzie. Przypomniałam
sobie, co było prawdą, a co tylko przykrywką.
Otwierając tylne drzwi furgonetki, spodziewałam się zobaczyć wszystkie
moje koleżanki zazdroszczące mi pozytywnie zakończonej misji
szpiegowskiej, ale zobaczyłam jedynie mnóstwo paczek. Nie było nawet
monitora, a zamiast wielkich gratulacji w głowie słyszałam stopniowo
cichnące słowa:  Powiedz Suzie, że jest szczęściarą". Zorientowałam się,
że coś tu nie gra.
Wyskoczyłam na ulicę. Sprawdziłam szoferkę, gdzie na desce
rozdzielczej znalazłam tylko jaskrawopomarańczo-wą czapeczkę,
zostawioną pewnie przez prawowitego kierowcę. Pojawiliśmy się tu
niezauważeni, a jedyne, co z tego pozostało, to butelka i długa droga do
domu.
Pomyślałam, że ponadtrzykilometrowy sprint w mokrych dżinsach miał
być rodzajem zadośćuczynienia za pochłonięcie parówki w cieście i
lodów, ale kiedy dotarłam na skraj miasta, nie byłam już tego taka pewna.
Biegłam, a moje myśli płynęły swobodnie. Wróciłam w nich do Jo-sha.
Widziałam, jak Liz i Bex znikają za zakrętem razem
78
z panem Smithem. Rozmawiałam ze staruszką o babci, której nawet nie
znałam. Byłam po prostu zwykłą dziewczyną na festynie.
W oddali przez gęste drzewa dostrzegłam migoczące światła szkoły, a
moje buty wystukiwały na chodniku jednostajny rytm. Nogi oblepiał
wilgotny dżins, a po plecach ciekły mi strużki potu. Mama zawsze mówi,
że szpieg powinien ufać swojemu instynktowi, a mój właśnie podpo-
wiadał, że wcale nie chcę wracać do szkoły, że wcale nie chcę znalezć się
w pobliżu pana Solomona i pana Smitha i zanim dotarłam pod główną
bramę, byłam w stanie poświęcić właściwie wszystko, byle tylko przez
nią nie przechodzić.
- Udana noc, Cam?- zapytał stojący w drzwiach strażnicy ostrzyżony na
jeża, przysadzisty facet o ustach wiecznie pełnych gumy do żucia.
Wiedział, jak mam na imię, mimo że nigdy nie byłam mu przedstawiona.
Gdyby było inaczej, to pewnie nie nazywałabym go %7łującym Strażni-
kiem. Ale w tej sytuacji był tylko jednym z pracowników mojej mamy,
który pewnie był na misji z moim tatą, wiedział o mnie dokładnie
wszystko, podczas gdy ja o nim kompletnie nic.
Nagle zatęskniłam za moją ławeczką w Roseville, za tym hałaśliwym
anonimowym zgiełkiem rynku.
Szłam wzdłuż podjazdu, gdy %7łujący Strażnik zawołał:
- Hej, Cam, podwiezć cię? - Wskazał ciemnoczerwony wózek golfowy
stojący za strażnicą.
- Nie, dzięki. - Pokręciłam głową. - Dobranoc. Przepraszam, ale nie wiem,
jak ci na imiÄ™.
Gdy dotarłam do głównego holu, poszłam od razu na schody. Chciałam
wziąć prysznic, wskoczyć do łóżka i pozbyć się tego dziwacznego
uczucia, które zagniezdziło się gdzieś głęboko we mnie w chwili, gdy w
samochodzie zobaczyłam tę pomarańczową czapeczkę - uczucia bycia
opusz-
84
czoną. Nadal trzymałam w ręku nieszczęsną butelkę, ale wiedziałam, że
to wcale nie o nią chodzi. Wtedy usłyszałam jakieś kroki i rozkaz:
- Stać! - Pan Moscowitz biegł za mną.
- Witam, panie M. Zwietnie pan sobie dziś radził za kółkiem. -
Pamiętałam, że dla niego to też była pierwsza misja.
To musiało być coś ważnego, skoro tak mnie gonił, ale na jedną krótką
chwilę jego wygląd nieco się zmienił. Cały aż płonął (ale nie tak jak
wtedy, gdy testował niepalny żel doktora Fibsa).
- Naprawdę? - spytał. - Przed tym drugim znakiem stopu chyba trochę za
długo się wahałem. Czterdzieści osiem godzin lub mniej - dodał.- To jest
motto Overnight Express. Nie wydaje mi się, żeby prawdziwy kierowca
tyle zwlekał.
- E tam! - Skinęłam lekko głową. - Miałam wrażenie, że było w sam raz.
Nic tak nie opóznia jak wypadek.
Znowu jego twarz pojaśniała:
- NaprawdÄ™?
- Idealnie było.
Odwróciłam się, żeby wejść na schody, ale pan Moscowitz powiedział:
- A! Zaczekaj! Miałem ci przecież powiedzieć... -urwał nagle, a ja
wyobraziłam sobie, jak przerzuca gigabajty w mózgu - że masz iść na
zajęcia z tajnych misji. No wiesz, sprawozdanie.
Jasne, pomyślałam, ściskając butelkę, przecież to jeszcze nie koniec.
Gdy skaner optyczny ślizgał się po mojej twarzy, pan Moscowitz zapytał
jeszcze:
- To jak, Cammie, niezle było, co?
Oto najbystrzejszy facet na świecie szukał mojego potwierdzenia, że
faktycznie dobrze się bawił.
To miejsce nigdy nie przestaje mnie zadziwiać.
80
Rozdział 8
Kiedy wyszłam z windy, na podpoziomie drugim było ciemno. Idąc
labiryntem z matowego szkła, minęłam świecące znaki  Wyjście
ewakuacyjne" i migające ekrany komputerów. Przeszłam koło biblioteki
wypełnionej informacjami zbyt poufnymi dla pierwszoklasistki i wzdłuż
balkonu wychodzącego na ogromny, trójpoziomowy pokój wielkości sali
gimnastycznej, wyposażony w ruchome ściany i sztuczne ludzkie postaci.
Z Bex nazywałyśmy to miejsce domkiem dla lalek. To tu szpiedzy się
bawiÄ….
W miarę jak zbliżałam się do klasy, na korytarzu robiło się coraz jaśniej i
wkrótce widziałam przez szklaną ścianę sylwetki moich koleżanek. Nikt
się nie odzywał - ani pan Solomon, ani żadna z dziewczyn. Wśliznęłam
się przez otwarte drzwi i zobaczyłam koleżanki na swoich miejscach. Pan
Solomon siedział swobodnie na niskiej półce z tyłu klasy z dłońmi
zaciśniętymi na ciemnym drewnie.
Przez dłuższą chwilę stałam bez ruchu, nie wiedząc, co robić, aż w końcu
powiedziałam: - Mam butelkę. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • cs-sysunia.htw.pl
  •  
     
    Podobne
     
     
       
    Copyright © 2006 Sitename.com. Designed by Web Page Templates