|
|
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
melodię Rue. Moja piosenka i hałas poduszkowca brzmiały zbyt obco, żeby nowicjusz zdołał je zapamiętać i umiał rozpoznać, ale opanował tych kilka nut. Które oznaczają, że jest bezpieczna. Jest jej dobrze i nic jej nie grozi mówię, gdy przechodzę pod gałęzią ptaka. Już nie musimy się o nią martwić. Jest jej dobrze i nic jej nie grozi. Nie wiem, dokąd się udać. Przez jedną jedyną noc z Rue cieszyłam się przelotnym poczuciem, że jestem w domu. Te-raz znikło. Do zmierzchu snuję się to tu, to tam, gdzie mnie nogi poniosą. Nie boję się i nie zachowuję należytej ostrożności. To oczywiste, że jestem 274 łatwym celem, ale bez wahania zabiję każdego, kto mi się nawinie. Zrobię to z zimną krwią, nawet nie zadrży mi ręka. Nienawiść do Kapitolu w najmniejszym stopniu nie osłabiła mojej nienawiści do rywali, zwłaszcza do zawodowców. Przynajmniej oni mogą zapłacić za śmierć Rue. Nikogo nie napotykam. Została nas tylko garstka, arena jest wielka. Należy się spodziewać, że organizatorzy wkrótce zastosują nową metodę, żeby napuścić nas na siebie. Dzisiaj jednak nie brakowało krwi, więc może nawet uda się spokojnie zasnąć. Przymierzam się do wciągnięcia bagaży na drzewo, aby przygotować się do snu, kiedy z nieba sfruwa srebrny spadochron i ląduje u moich stóp. Podarunek od sponsorów. Tylko dlaczego dostaję go teraz? Nie brakuje mi zapasów. Może Haymitch zauważył, że jestem przygnębiona i postanowił mnie pocieszyć. A może dostałam coś, co wyleczy mi ucho? Rozwijam przesyłkę i widzę niewielki bochenek chleba, który w niczym nie przypomina białego, kapitolińskiego pieczywa. Przygotowano go z ciemnego, racjonowanego zboża i uformowano w kształcie rogala, na wierzchu posypany jest ziarnem. Przypominam sobie lekcję, której w Ośrodku Szkoleniowym udzielił mi Peeta. Od niego wiem, jak wyglądają charakterystyczne odmiany regionalnego pieczywa. Ten chleb pochodzi z Jedenastego Dystryktu. Ostrożnie podnoszę jeszcze ciepły bochenek. Ile musiał kosztować tych biedaków, których nie stać na żywność dla siebie? Wyskrobanie monety na zbiórkę musiało wiązać się ze sporymi wyrzeczeniami 275 wielu osób. Chleb z pewnością był przeznaczony dla Rue. Zamiast wycofać podarunek po jej śmierci, mieszkańcy Jedenastki uprawnili Haymitcha do przekazania go mnie. Czy w ten sposób pragną mi podziękować? A może, podobnie jak ja, nie lubią zostawać z zaciągniętym długiem? Bez względu na powód, z niczym takim się dotąd nie spotkałam. Prezent od mieszkańców dystryktu dla obcego trybuta. Unoszę głowę i staję w ostatnich promieniach zachodzącego słońca. Pragnę podziękować mieszkańcom Jedenastego Dystryktu mówię. Chcę, aby wiedzieli, że mam świadomość, skąd pochodzi prezent. I że w pełni doceniam jego wartość. Wdrapuję się niebezpiecznie wysoko na drzewo, nie żeby się schronić, ale jak najdalej uciec od tego, co dzisiaj przeżyłam. W plecaku Rue znajduję starannie zwinięty śpiwór. Jutro uporządkuję ekwipunek. Jutro opracuję nowy plan działania. Teraz udaje mi się tylko przypiąć pasem do gałęzi i zjeść kilka drobnych kęsów chleba. Jest dobry, kojarzy się z domem. Wkrótce na niebie pojawia się godło, w moim prawym uchu rozbrzmiewa hymn. Widzę chłopca z Pierwszego Dystryktu, a po nim Rue. To już wszyscy na dzisiaj. Zostało nas sześcioro, myślę. Zaledwie sześcioro. Zasypiam od razu, z chlebem w zaciśniętych dłoniach. Czasami, kiedy czuję się wyjątkowo zle, mózg podarowuje mi szczęśliwy sen. Idę z ojcem na wyprawę do lasu. Spędzam z Prim godzinę na słońcu i wspólnie jemy ciasto. Tej nocy umysł zsyła mi 276 Rue, nadal całą w kwiatach, przycupniętą wśród koron drzew. Uczy mnie rozmawiać z kosogłosami. Nie widzę ani śladu po jej ranach, nie ma krwi, jest tylko pogodna, roześmiana dziewczynka, która czystym, melodyjnym głosem śpiewa nieznane mi piosenki, jedną po drugiej. Przez całą noc. Po-woli się budzę i w półśnie słyszę ostatnie słowa piosenki, choć Rue już zniknęła wśród liści. Gdy odzyskuję świadomość, przez krótką chwilę czuję się lepiej. Usiłuję jak najdłużej pozostać w błogim stanie, wywołanym przez sen, lecz szybko powracam do rzeczywistości, tak smutnej i samotnej jak nigdy. Jestem ociężała, jakby wszystkie moje żyły wypełnił płynny ołów. Nic mi się nie chce, mam ochotę tylko leżeć w śpiworze i bez emocji spoglądać przez okap liści. Przez kilka godzin tkwię w bezruchu. Z letargu tradycyjnie wyrywa mnie wizja zaniepokojonej twarzy Prim, która w domu ogląda mnie na ekranie telewizora. Wydaję sobie serię poleceń, które trzeba wykonać. Teraz musisz usiąść, Katniss rozkazuję. Teraz napij się wody, Katniss. Moje ruchy są powolne, automatyczne. Katniss, uporządkuj bagaże. W plecaku Rue znajduję niemal pusty bukłak na wodę, garść orzechów i korzeni, kawałek króliczego mięsa, zapasowe skarpety i procę. Chłopak z Pierwszego Dystryktu miał przy sobie kilka noży, dwa zapasowe groty, latarkę, małą, skórzaną saszetkę, apteczkę pierwszej pomocy, pełną butelkę z wodą i paczkę suszonych owoców. Paczkę owoców! Miał dostęp do wszelkiego typu żywności, a wybrał tylko to. Odbieram to jako dowód jego niesłychanej buty. Dlaczego 277 miałby się obarczać dodatkowym ciężarem, skoro w obozie czekały
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plcs-sysunia.htw.pl
|
|
|
|
|
Podobne |
|
|
|
|