[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Macie jakieś dodatkowe informacje? spytał Rodgers. Policja przepuściła ich samochód. Nie mamy łączności z salą Rady Bezpieczeństwa. Sekretarz generalna chce tam wejść. Samochód podjechał do krawężnika i zatrzymał się. Mike powiedział Hood muszę iść do Sharon. Wiem. Generał otworzył drzwi i wysiadł. Generale, nie pojedzie pan ze mną? spytał Mohalley. Nie, nie pojadę. Rodgers przesunął się, by zrobić miejsce dla wysiadającego przyjaciela. Niemniej dziękuję za propozycję. Mohalley wręczył Hoodowi wizytówkę. Jeśli będzie pan czegoś potrzebował, proszę dzwonić powiedział. 120 Dziękuję. Zadzwonię. Urzędnik Departamentu Stanu najwyrazniej chciał coś powiedzieć, ale zrezygnował. Rodgers zatrzasnął drzwiczki samochodu i patrzył, jak odjeżdża od krawężnika, po czym spojrzał na przyjaciela. Hood stał nieruchomo. Słyszał dobiegające z daleka odgłosy ruchu ulicznego i warkot helikopterów, wiszących nad rzeką i gmachem ONZ. Słyszał głosy policjantów i głuche plaśnięcia worków z piaskiem, rzucanych za drewniane wzmocnienia barykad na Czterdziestej Drugiej i Czterdziestej Siódmej Ulicy. Przedziwne, ale nie miał wcale wrażenia, że stoi na ulicy. Duchem nadal był w samochodzie, nadal wpatrywał się w twarz Mohalleya. I nadal słyszał jego słowa: Prawdopodobnie jedno z dzieci . Paul powiedział Rodgers. Hood przyglądał się budynkom, roztapiającym się w ciemnościach Pierwszej Alei. Zmuszał się, by oddychać. Tylko mnie nie zostawiaj. Sharon potrzebuje cię teraz, ja będę potrzebował cię pózniej. Hood skinął głową. Mike miał rację. Ale nie potrafił zapomnieć o tej chwili, kiedy siedział w samochodzie i patrzył na ponurą twarz Mohalleya, zdał sobie sprawę z tego, co zaszło. Idę na drugą stronę ulicy oświadczył Rodgers. Brett spotka się ze mną w biurze CIA. Te słowa przywróciły mu poczucie rzeczywistości. Szeroko otworzył oczy. Brett? Zobaczyliśmy żandarmów, kiedy samolot kołował do terminalu. Nietrudno było domyślić się, po co przylecieli. Brett powiedział, że jakoś się wydostanie i przyjedzie do lokalu operacyjnego CIA. Rodgers uśmiechnął się lekko. Przecież go znasz. Nigdy się nie podda. Hood nieco się uspokoił. Kimkolwiek była ofiara terrorystów, większość zakładników nadal żyła. Spojrzał na budynek Departamentu Stanu. Muszę iść powiedział. Wiem. Opiekuj się nią. Masz numer mojego telefonu komórkowego i... Mam. Jeśli dowiemy się czegoś, jeśli wpadniemy na jakieś dobre pomysły, dam ci znać. Paul Hood patrzył na niego przez dłuższą chwilę, a potem odwrócił się i ruszył w stronę budynku licowanego brązowym piaskowcem. 121 28 ŠNowy Jork, sobota 23.32 Gdy pocisk dosięgnął Barbary Mathis, Georgijew odnosił spanikowaną dziewczynkę na miejsce. Downer, który strzelił, zbiegał właśnie z galerii. Barone także biegł na miejsce zdarzenia. To on krzyczał, każąc zatrzymać się Barbarze. Nie zwracając uwagi na własne bezpieczeństwo, żona jednego z delegatów z Azji wstała od stołu i podeszła do Barbary. Była wystarczająco mądra, by nie biec, a także zatrzymała się plecami do drzwi, sygnalizując w ten sposób, że nie zamierza uciekać. Bułgar nie kazał jej wrócić na miejsce. Kobieta odłożyła torebkę na ziemię, przyklękła i ostrożnie odciągnęła przesiąknięty krwią materiał od rany. Kula trafiła dziewczynkę w lewą część torsu na wysokość trzustki. Z niewielkiej rany ciekła krew. Barbara nie poruszała się. Skóra na jej chudych ramionach była przerazliwie biała. Georgijew był już blisko wielkiego stołu w kształcie podkowy. Zastanawiał się, czy to wszystko nie zostało zaplanowane jedna dziewczynka biegnie z krzykiem, ściągając na siebie uwagę wszystkich, druga ucieka w przeciwnym kierunku i próbuje wydostać się z sali. Jeśli tak, był to manewr mądry i niebezpieczny. Georgijew podziwiał jej odwagę. Problem w tym, że jak niektóre dziewczęta pracujące dla niego w Kambodży ona też nie zastosowała się do poleceń i musiała zostać za to ukarana. Na nieszczęście większość zakładników niewiele chyba nauczyła się z tej lekcji. Stawali się niebezpiecznie pewni siebie. Niektórych popychał do działania strach, innych oburzenie z powodu tego, co stało się z dwoma delegatami i dziewczynką. Nawet wśród zakładników może działać psychologia tłumu, wykluczająca rozsądek. Gdyby ci ludzie teraz się na niego rzucili, musiałby
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plcs-sysunia.htw.pl
|