|
|
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
kiem rozdarł jeszcze kołnierzyk koszuli, żeby dać sobie kilka sekund więcej. Ale do jego gasnącej świadomości dotarło już, że przegrał... Rozdział czwarty Frank Whemple zdawał sobie sprawę, że powinien odczuwać szok i rozpacz, ale jedy- nym, czego faktycznie doznawał było poczucie winy z powodu zupełnej pustki emocjonalnej. Wraz z towarzyszącym mu poczuciem niewiary we wszystko. Miał wrażenie zupełnej nierze- czywistości całej tej sprawy z papirusem i Ardathem Beyem. Czy znaczyło to, że jego własny umysł znajduje się w niebezpieczeństwie? Podejrzewał, że podobnie jak i Helena, nie może w pełni polegać na swoim poczuciu rzeczywistości! Helena opowiadała mu poprzedniej nocy o śnie łączącym się z jawą do takiego stopnia, że jedno przenika drugie i jest nie do odróżnie- nia. Ta refleksja nieco go uspokoiła, ale przez całą minioną noc było z nim o wiele gorzej. Aapał się na tym, że wpatruje się w drzwi pokoju w oczekiwaniu, że pojawi się w nich ojciec. Ale jego ojciec nie żył przecież. Ambulans zabrał go już do kostnicy, gdzie patolog miał do- konać sekcji zwłok, by ustalić przyczynę śmierci. Choć doktor Briggs właściwie już postawił diagnozę: zawał serca. Pięćdziesiątka to grozny wiek dla mężczyzny. Atak serca przydarza się w nim często, i to bez jakiegokolwiek wcześniejszego ostrze- żenia. Doktor Muller zgodził się z tą diagnozą, ale Frank wyczuł w tonie jego głosu sporą dawkę rezerwy. Muller zabrał się do przerzucania popiołu, jaki pozostał po małym ognisku w gabinecie sir Whemple'a. Zamiast próbować podnieść Franka na duchu po stracie ojca, intensywnie pro- wadził jakieś swoje śledztwo. Wydało się to Frankowi nieco niestosownej przynajmniej w tym momencie. Gazeta wymruczał naraz Muller. Co? To jakby taka gazeta. Ten zwój papirusowy... Muller wyjął niewielki kieszonko- wy mikroskop i rozpoczął analizowanie spopielonych kawałków z paleniska. Mówiąc pre- cyzyjniej, to taka Gazeta Egipska . Czy nie spostrzegłeś niczego niezwykłego dzisiejszego ranka? Mój ojciec leżał martwy na podłodze odparł Frank sarkastycznie. Daj spokój ironii Frank przyjął uwagę Mullera skinieniem głowy. Gdzie jest zwój? Nie wiem. Przypuszczam, że w sejfie. Sprawdzmy... Stracili dużo czasu na poszukiwaniu klucza. Najpierw myśleli, że być może znajduje się ciągle w kieszeni sir Whemple'a. Już zamierzali udać się do kostnicy, kiedy Frank przeszukał jeszcze szufladę biurka. I znalazł klucz, który leżał skryty pod stertą papierów. Właściwie żaden z nich nie był szczególnie zdziwiony, kiedy się okazało, że w sejfie nie ma zwoju. Muller, bez specjalnego przekonania przeszukał jeszcze gabinet i po niedługim czasie dał sobie spokój. Ma go Ardath Bey stwierdził lakonicznie. Ciekawe tylko, jak wszedł w jego. posiadanie? Być może Nubijczyk, Selim, zabrał zwój. Gdzie on jest? Nie wiem. Nie było go dzisiaj rano. Towarzyszył memu ojcu przez lata. Przypu- szczam, że znalazł ojca i wpadł w panikę. Z pewnością wróci. Muller wyglądał na głęboko zamyślonego. Starożytna krew powiedział. Chwileczkę, doktorze Muller. Nic z tego nie rozumiem. Co tak istotnego znajduje się w tym papirusie? I co Ardath Bey zamierza z nim zrobić? Zamiast odpowiedzi, Muller wyjął z kieszeni niewielki przedmiot. Był to amulet ze sre- brnym łańcuchem. Frank na pierwszy rzut oka rozpoznał w nim noszony przez starożytnych Egipcjan symbol życia, mający odwracać złe moce. Na amulecie w kształcie krzyża Frank dostrzegł wizerunek bogini Izydy. Muller zwrócił się do niego: Przyniosłem go z myślą o twoim ojcu. Sądzę, że teraz ty powinieneś go założyć. Nie chciałbym pana urazić, doktorze Muller, ale jestem wyznawcą bardzo racjonali- stycznej szkoły, która zakłada, że jedyną mocą, jaką może mieć taki przedmiot, jest moc od- chylenia toru pocisku. I to bardzo nieznacznego odchylenia. A nie spodziewam się, by ktoś miał wkrótce do mnie strzelać. Wez to mimo twojej niewiary. Chociażby dlatego, żeby wyświadczyć mi zaszczyt. A dlaczego w takim razie nie miałby to być na przykład krucyfiks? Może równie dobrze chroni przed wszelkimi demonami. Muller odpowiedział bez szczypty sarkazmu: To nie jest zbyt proste do wytłumaczenia zwrócił się do Franka z nieznacznym uśmiechem twarzy, będącym wyrazem przekonania. Krucyfiks nie pomoże w tym przypa- dku... * * * Helena podkarmiała swego psa Wolframa smakołykami z własnego śniadania, gdy rozległ się telefon Zanim podniosła słuchawkę w odruchu urodzonej elegantki owinęła się
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plcs-sysunia.htw.pl
|
|
|
|
|
Podobne |
|
|
|
|