|
|
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Ciemniej niż w moich butach powiedział Kalten. Zauważyłeś coś? Nic, nawet najmniejszego błysku. Z tyłu za tymi drzewami jest wzgórze. Kurik poszedł rozejrzeć się po okolicy z jego szczytu. To dobrze. Polegam na wzroku Kurika. Ja też. Czemu nie pasujesz go na rycerza, Sparhawku? Kiedy w końcu to zrobisz? Przecież żaden z nas nie może się z nim równać. Aslade by mnie zabiła. Ona nie jest stworzona na żonę rycerza. Kalten roześmiał się. Ruszyli dalej usiłując przebić wzrokiem ciemności. Sparhawku! rozległ się niedaleko nich głos Kurika. Tutaj jestem. Giermek podszedł do nich. To całkiem wysokie wzgórze wysapał. Zauważyłem jedynie światła wioski, oddalonej stąd o jakieś pół ligi na południe. Jesteś pewien, że nie były to ogniska? zapytał Kalten. Blask ognia różni się od świecących za oknami lamp, Kaltenie. To prawda. A więc to chyba wszystko powiedział Sparhawk. Przyłożył palce do ust i zagwizdał. Dla pozostałych był to sygnał, aby wrócili do obozu. Co postanowiłeś? zapytał Kalten, gdy przedzierali się przez szeleszczą- ce zarośla w kierunku środka gęstwiny. Przyćmione światło ogniska było jedynie nikłym czerwonym blaskiem w ciemnościach nocy. Zapytajmy jego świątobliwość odparł Sparhawk. To jego życie w końcu będziemy ryzykować. Weszli do otoczonego gąszczem obozowiska i Sparhawk odrzucił w tył kaptur płaszcza. Musimy podjąć decyzję zwrócił się do patriarchy Kadachu. Oko- lica sprawia wrażenie wyludnionej. Tynian uważa, że dwóch z nas w zupełno- ści wystarczy, by zapewnić waszej świątobliwości bezpieczeństwo w drodze do Chyrellos. Nie powinniśmy zwlekać z odszukaniem Bhelliomu, jeżeli chcemy nie dopuścić, by Annias zajął tron arcyprałata. Jednak wybór należy do waszej świą- tobliwości. 79 Nawet sam mogę jechać do Chyrellos, dostojny panie Sparhawku. Mój brat przesadza z troską o moje bezpieczeństwo. Sutanna ochroni mnie najlepiej. Wolałbym raczej nie wyzywać losu. Pamiętasz, wasza świątobliwość, jak wspominałem o tym, że jesteśmy śledzeni? Tak. Zdaje się, że nazwałeś to szukaczem, dostojny panie. Właśnie. Teraz, dzięki wytworzonym przez Sephrenię dymom, ten stwór nie czuje się najlepiej, ale nie mamy pewności, jak to długo potrwa. Szukacz nie powinien uważać cię za wroga. Gdyby jednak zaatakował, uciekaj, wasza świą- tobliwość. Wątpliwe, aby rzucił się za tobą w pościg. Tak, pan Tynian ma rację. Dwóch z nas wystarczy, aby zapewnić waszej świątobliwości bezpieczeństwo. Zrobisz, co uznasz za właściwe, mój synu. Pozostali wrócili do obozu i Tynian natychmiast zgłosił się na ochotnika. Nie sprzeciwiła się Sephrenia. Ty jesteś najbardziej biegły w nekro- mancji. Będziemy cię potrzebować, gdy tylko dotrzemy do jeziora Randera. Ja pojadę powiedział Bevier. Mam szybkiego konia i mogę dołączyć do was nad jeziorem. Ja wyruszę z nimi zaofiarował się Kurik. Jeżeli wpakujesz się w nowe kłopoty, Sparhawku, będziesz potrzebował rycerzy u swego boku. Ty przecież niewiele się różnisz od rycerza, Kuriku. Nie noszę zbroi zauważył giermek a sam widok Rycerzy Kościo- ła szarżujących w pełnym rynsztunku wystarcza, by wrogów obleciał strach. To dobry sposób na uniknięcie poważniejszej walki. On ma rację, Sparhawku powiedział Kalten. Jeżeli natkniemy się na większy oddział Zemochów i gwardzistów, przydadzą ci się ludzie odziani w zbroje. Dobrze zgodził się Sparhawk, po czym zwrócił się do Ortzela: Prze- praszam waszą świątobliwość za nasze zachowanie, jednak naprawdę nie mieli- śmy wyboru. Gdybyśmy pozostali uwięzieni w zamku barona, obie nasze misje zakończyłyby się niepowodzeniem, a na to Kościół nie może sobie pozwolić. Nadal, co prawda, nie w pełni to popieram, dostojny panie Sparhawku, ale twoje argumenty są przekonujące. Niepotrzebne tu przeprosiny. Dziękuję, wasza świątobliwość. Proszę spróbować zasnąć. Jutro waszą świątobliwość czeka daleka droga. Sparhawk odszedł od ogniska. Począł grze- bać w jednym z pakunków. Odszukał mapę i podszedł z nią do Beviera i Kurika. Kierujcie się prosto na zachód rzekł. Postarajcie się przed zmierzchem przekroczyć granicę Pelosii. Potem jedzcie na południe do Chyrellos po tamtej stronie granicy. Nie sądzę, aby nawet najbardziej gorliwy Lamorkandczyk ryzy- kował spotkanie z patrolem pelozyjskiej straży granicznej. To brzmi całkiem rozsądnie przyznał Bevier. Po dotarciu do Chyrellos zostawcie Ortzela w bazylice, a potem udajcie się do Dolmanta. Opowiedzcie, co się tu dzieje, i poproście, aby powiadomił Va- 80 niona i pozostałych mistrzów. Nalegajcie przy tym, żeby nie wysyłali tu Ryce- rzy Kościoła w celu gaszenia wzniecanych przez Martela niepokojów. Po śmier- ci arcyprałata Cluvonusa nasze cztery zakony powinny być obecne w Chyrellos, w przeciwnym razie knowania Martela się powiodą. Zrobimy, jak mówisz, dostojny panie Sparhawku obiecał Bevier. Nie oszczędzajcie koni. Jego świątobliwość najwyrazniej czuje się dobrze, więc odrobina ostrej jazdy mu nie zaszkodzi. Im szybciej przekroczycie granicę Pelosii, tym lepiej. Nie marnujcie czasu, ale bądzcie ostrożni. Możesz na nas polegać zapewnił Kurik. Dołączymy do was tak szybko, jak to tylko będzie możliwe oznajmił cyrinita. Masz wystarczająco dużo pieniędzy? zapytał Sparhawk swojego gierm- ka. Jakoś dam sobie radę. Kurik uśmiechnął się szeroko, błyskając zębami w mroku. Poza tym Dolmant to mój stary przyjaciel i zawsze chętnie udzielał mi pożyczek. Sparhawk roześmiał się głośno. Idzcie spać powiedział. Wyruszycie skoro świt. Następnego dnia wszyscy wstali przed brzaskiem. Bevier i Kurik wraz z pa- triarchą Kadachu odjechali na zachód. Sparhawk w blasku ognia jeszcze raz sprawdził mapę. Ponownie przeprawimy się przez ten bród zapowiedział. Na wschód stąd koryto rzeki jest szersze, więc prawdopodobnie musielibyśmy znalezć most. Pojedziemy na północ. Wolałbym nie natknąć się na żaden z patroli Gerricha. Na wschodzie niebo poróżowiało znak, że gdzieś za gęstą powłoką chmur wstawało słońce. Po śniadaniu przeprawili się przez bród. Tynian podjechał do Sparhawka. Nie chcę być niedelikatny powiedział ale mam nadzieję, że wybór nie padnie na Ortzela. Myślę, że dla Kościoła i czterech zakonów nastałyby ciężkie czasy, gdyby to on wstąpił na tron. To nie jest zły człek. Bez wątpienia, ale zaślepiony. Arcyprałat powinien być bardziej elastyczny. Czasy się zmieniają, panie Sparhawku, a Kościół winien się zmieniać wraz z nimi. Sądzę, że Ortzel nie w pełni uświadamia sobie potrzebę tych zmian. Wszystko co prawda jest w rękach hierarchii Kościoła, ja jednak zdecydo-
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plcs-sysunia.htw.pl
|
|
|
|
|
Podobne |
|
|
|
|