Strona poczÂątkowa
 
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ki, o połamanych huśtawkach. Przyszedł jej na myśl
Mac-Dwa, potem Keisha i mały Bobby, któremu dzieciń-
stwo upływa na ulicach rozbrzmiewających odgłosami strze-
laniny.
 Przytul mnie  szepnęła do Mike a.
Dwadzieścia minut pózniej wrócili do komendy. Wieści
o incydencie już się rozniosły, więc zasypywano ich pytania-
mi. Zabezpieczony pistolet Vi odesłano do laboratorium,
gdzie miał zostać starannie zbadany. Niewątpliwie były na
nim odciski palców. Należało także sprawdzić, czy pasują do
niego łuski znalezione po poniedziałkowej strzelaninie.
Mike uprzedził Sandrę, że pochodzenia zarekwirowanej
dziewiątki pewnie nie zdołają ustalić, bo z lufy usunięto
kwasem numer identyfikacyjny. Z drugiej strony jednak
spece zatrudnieni w laboratorium mają swoje sposoby, więc
może coś ustalą.
Tymczasem Sandra pracowała z policyjnymi rysownika-
mi nad portretem pamięciowym Vi, a Mike rozłożył plan
wschodniej dzielnicy i zaznaczał miejsca, gdzie prawdopo-
dobnie można go spotkać. To była standardowa metoda
poszukiwania domu albo kryjówki podejrzanego. Mieli
nadzieję, że po zdobyciu dodatkowych informacji uda im się
wskazać miejsce pobytu Vi.
Policjanci tłumnie ich odwiedzali, wypytując, czy
132 Alicia Scott
rzeczywiście widzieli poszukiwanego trzynastolatka. Jaką
miał broń? Jak się zachowywał? Czy Sandra rzeczywiście go
ścigała? Pozwoliła mu uciec?
Kilka minut po czwartej Sandra i rysownik skończyli
portret pamięciowy. Na podstawie rysopisów powstał wize-
runek przeciętnego murzyńskiego trzynastolatka: okrągłe
policzki, szeroki nos, długie rzęsy, szerokie czoło, krótkie
czarne włosy pod baseballową czapką noszoną daszkiem do
tyłu.
 Gratuluję  mruknął porucznik Hopkins.  Udało się
wam zawęzić krąg podejrzanych do tysiąca podobnych
smarkaczy.
Mimo tych wątpliwości Sandra posłała szkic do redakcji
Citizen s Post  . Miał się ukazać na pierwszej stronie
 
porannego wydania. Nie dostała jeszcze odpowiedzi na swój
list. Nic dziwnego, Vi był zajęty, miał dzień pełen wrażeń.
 Jak sądzisz? Co robił w parku?  zapytała Mike a, gdy
wreszcie zrobiło się nieco spokojniej. Wieczorne patrole
wyjechały już w teren.
 Zapewne mieszka w pobliżu.  Mike pochylił się nad
szczegółowym planem wschodniej dzielnicy i wskazał bu-
dynki stojące wzdłuż parku.  Takie blokowiska pasują do
naszej teorii na temat jego środowiska.
 Weszliśmy na jego podwórko.
 Jasne. Węszyliśmy za nim.
 W takim razie dlaczego nie okazał zdecydowanej
wrogości? Prawdopodobnie namierzył nas znacznie wcześ-
niej, niż my zdaliśmy sobie sprawę z jego obecności. Miał
dość czasu, żeby otworzyć ogień.
 Początkowo staliśmy obok czwórki nastolatków.
 Mike wzruszył ramionami.  Przez kilka minut trzymałaś
dziecko. Wolał nie ryzykować, bo mógł postrzelić swoich.
 A więc gdybym nie wzięła Bobby ego na ręce...
 powiedziała z wahaniem.
Moja była żona 133
 Nie wiem, Sandro.
Mike wyczuwał, że nadal jest przygnębiona. Odruchowo
podszedł bliżej, wyciągnął ramiona, żeby ją objąć, ale
w ostatniej chwili przypomniał sobie, gdzie są. Opuścił ręce,
cofnął się, spoglądając na nią znacząco. Zauważyła tę
pantomimę i lekko skinęła głową. Oczywiście zdawała sobie
sprawę, że ściany mają uszy.
 Czeka mnie papierkowa robota  powiedziała z oży-
wieniem.  Są duże zaległości.
 Muszę znalezć Koontza.
 Miejmy nadzieję, że coś wyszperał w tych waszych
notatkach.
 Zobaczymy. Długo będziesz dziś pracowała?
 Owszem.
 Możemy pogadać, jak skończysz? Mam kilka sugestii,
które powinny cię zainteresować.
 Nie wiem, czy to dobry pomysł. To był trudny dzień,
więc należałoby odpocząć.  Zawahała się i dodała niepew-
nie:  Trzeba zachować obiektywizm.
 Droga pani komendant, w śledztwie wielką pomocą
jest również intuicja.
 Ale sÄ…d nie bierze jej pod uwagÄ™.
 To nie znaczy, że policyjny węch jest do niczego. Kto
za dużo kombinuje, niekiedy wpada w kłopoty.
 Zgadza się  odparła cicho.  Czasami nie warto się
zastanawiać.
 Moim zdaniem dziś po południu sporo osiągnęliśmy.
Trzeba iść dalej tym tropem.
 To... dobry pomysł.
 Spotkamy się o ósmej?
 No... zgoda.
 U ciebie?  zapytał cicho.
Sandra na moment wstrzymała oddech.
 Tak.
134 Alicia Scott
Popełnił błąd, ponieważ na nią popatrzył. Niebieskie
oczy lśniły jak gwiazdy. Wilgotne różowe wargi były lekko
rozchylone. Cholera jasna, pomyślał, jaka szkoda, że otacza-
ją nas mundurowi. Chciał ją pocałować. Pragnął czuć, że
Sandra drży w jego ramionach tak samo jak przed kilkoma
godzinami.
 O ósmej  powiedział zduszonym głosem.
 Tylko się nie spóznij.
Mike owi nie udało się znalezć Koontza. Po męczącym
dniu wziął prysznic i w szatni włożył czyste spodnie koloru
khaki oraz ciemnozieloną koszulę, natarł policzki wodą po
goleniu. Niecierpliwie czekał na dzisiejszy wieczór. Pod-
niósł wzrok i ujrzał Koontza stojącego przed nim z dziwnym
wyrazem twarzy.
 Cześć, partnerze  burknął Koontz.
 Witaj, Rusty  odparł Mike, rozglądając się po szatni.
Było tam czterech kolegów, przyglądających im się z cieka-
wością, jakby na coś czekali.
 Słyszałem o incydencie we wschodniej dzielnicy  mruk-
nął po chwili Koontz. Podszedł do pustej ławki i oparł na niej
stopę. Włożył dziś modne skórzane buty oraz nowy garnitur
z granatowego jedwabiu. Mike odruchowo zaczął się przyglą- [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • cs-sysunia.htw.pl
  •  
     
    Podobne
     
     
       
    Copyright © 2006 Sitename.com. Designed by Web Page Templates