Strona poczÂątkowa
 
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Kiedy można było tylko się uśmiechać.
A trzeba też kochać kogoś
I trzeba żyć potem,
I znów, znów, znów zabijać.
zespół Agata Kristi
Rozdział 1
Rzeczywistość rozbita na setki szklanych kawałków... W ich czarnych
zwierciadłach migały jasne gwiazdy... Z kryształowym brzękiem odleciały precz, a
na spotkanie ze mną rzucił się całkiem inny świat  oślepiająco białe zaśnieżone
pole i ostro niebieski firmament. Nieznośnie jaskrawa kula zachodzącego słońca
niezliczonymi błyskami odbijała się od szreni, do oczu z miejsca napłynęły łzy.
Przy czym teraz najmniej mnie to martwiło  ziemia uciekła spod nóg i z
wysokości kilku metrów runąłem w zaspę na poboczu drogi. Zdążyłem osłonić
rękami twarz, ale i tak upadek okazał się bolesny, wywołał nieprzyjemny ból w
połamanych niegdyś żebrach.
Wygramoliłem się na rozjeżdżoną kołami furmanek drogę, usiadłem obok
nieruchomego kompana wpatrzonego w pole, potrząsnąłem głową. Buzująca we krwi
adrenalina jeszcze działała i nic mnie szczególnie nie bolało, ale czy to długo potrwa?
Uśmiechnąłem się krzywo, postanawiając nie tracić czasu, i ścisnąłem w dłoni
monety.
Bimetalowa dziesiątka z Gagarinem. Pocięte pięć rubli. Nowiutkie dziesięć
kopiejek. Lepka dwurublówka. Rubel z wgłębieniem. Pięć rubli. Zgięte dziesięć
kopiejek. Wytarte dwa ruble. Jeszcze jedna. Wytrawione kwasem pięćdziesiąt
kopiejek. Posiekany rubel. Półrublówka. Sfatygowany rubel...
Każda moneta kłuła zimnem zaczynające drętwieć na lodowatym wietrze
palce, ale te ukłucia zabierały ze sobą część buzującej we mnie energii i chociaż
trochę gasiły rozpalające się płomienie magicznego odrzutu.
 Powiedz mi, Sopel, przyjacielu  spytał w zadumie Jermołow, obserwując,
jak z nosa odrywa mu siÄ™ kropelka krwi i pada, barwiÄ…c i bez tego niezbyt czysty
śnieg drogi  po kiego czorta zasuwaliśmy do Granicy piechotą, skoro od razu
mogłeś nas przerzucić?
 Szura, tobie w teleporcie nie spadło przypadkiem coś na łeb?  Wsypałem
drobne z powrotem do kieszeni.  Skąd mogłem wiedzieć, że zadziała po tamtej
stronie? Tak spróbowałem, na wariata.
 No właśnie, na wariata.  Wytarł twarz garścią śniegu, wstał, postękując.
 O mały włos byłbyś nas utrupił.
 Ale nie utrupiłem.  Czując, jak mnie kołysze na boki, wstałem i
klepnąłem Szurika w ramię.  Wyluzuj się! Patrz, słoneczko świeci, trawka
zielenie... tfu!... śnieg bieleje. Razi w oczy, zaraza. Nie życie, a rozkosz!
 Otóż to, nie życie. Zimno sobacze.  Jermołow naciągnął na twarz czapkę
narciarskÄ….  Chodzmy, bo sobie wszystko odmrozimy.
 Ano chodzmy, tylko dokÄ…d?
 A nad czym tu się głowić?  Ponury Szurik poprawił szelki plecaka. 
Tam jest Fort, nie widzisz?
 A!  Odwróciłem się we wskazanym kierunku, popatrzyłem na sterczące
ze śniegu wąskie błękitnawe liście.  A to co za roślinki?
 Takie same palmy. Widzisz, wycinają je i ładują na wozy. Znaczy, że będą
pędzić wachę.
 Super  mruknÄ…Å‚em.  A ty gdzie teraz idziesz?
 Do oddziału.  Jermołow próbował bez większego powodzenia oczyścić z
kurzu i błota półkożuszek.
 Jest sens? Czas ciÄ™ chyba nie goni?
 Jakieś propozycje?  Spojrzał na mnie z ukosa, podążając miarowym
krokiem.
 Owszem. Leć do Fortu przekazać ode mnie wiadomość paru ludziom. 
Włożyłem mu w rękę obiecaną dopłatę, dwa ruble srebrem.  No jak?
 A sam czemu nie pójdziesz?  Szurik schował pieniądze do wewnętrznej
kieszeni półkożuszka.
 Nie chcę się rzucać w oczy  powiedziałem prawie prawdę. Jak tylko
wejdę przez bramę, od razu mnie porwą białe rączęta. Jeśli nie drużynników, to
patrolowców. I sam Leszy zechce przyjść po moją duszę. A po co mi to?  Mam
pewne stare sprawy z Patrolem.
 Komu?  Szurik westchnął ciężko.  Wiadomość komu, pytam, mam
przekazać?
 Niosącym Zwiatłość.
 Co?!!!
 Właśnie to. Poprosisz, żeby wezwali ojca Dominika albo Mścisława,
powiesz, że będę czekać w videosalonie...  W paru słowach opisałem, jak
wyglądają kaznodzieja i jego pomocnik, po czym wpatrzyłem się w bezchmurne
niebo. Nieczęsto nas pogoda aż tak rozpieszcza. Tylko że mi i tak nic po tym.
Chciałbym się jak najszybciej już pozbyć notatek Jeana. Aż mnie paliły w ręce.  I
nie zapomnij ich ostrzec, że mam przy sobie trochę broni, niech mi zorganizują
przejście do Fortu bez rewizji.
 Z lewymi spluwami chcesz wlezć do środka? Choryś czy niemytyś? 
Szurik przystanął na poboczu.  Masz ochotę jechać do Strefy Północnej?
 Ja i bez spluw mam zupełnie przechlapane.  Osłoniłem oczy przed
oślepiającymi promieniami słońca, spojrzałem na plac targowy. Sporo narodu się
kręciło jak na zimowy wieczór, musiał dotrzeć tabor z Siewieroreczeńska.
Rzeczywiście tak było: wokół zgromadzonych przy bramie miejskiej furmanek
kłębiła się tutejsza hołota. Jeden liczył, że coś zwinie, inny chciał kupić jakieś
barachło od ochrony.  Jak mnie dorwą, ślad nawet nie zostanie.
 Jak chcesz.  Jermołow wzruszył ramionami.  Przekazać, przekażę, ale
w razie czego sam sobie będziesz radził.
 Jasna sprawa.  Zatrzymałem się przy pierwszym rzędzie kramów,
splunąłem i roztarłem ślinę podeszwą.  Leć.
Szurik potarł białe od szronu brwi, chciał jeszcze coś powiedzieć, ale
przemyślał i ruszył do przejścia służbowego. Dobrze żołnierzom  nie muszą sobie
mrozić tyłków w kolejce. Ale jeśli wszystko pójdzie dobrze, i ja nie będę musiał
długo czekać.
Do videosalonu oczywiście nie poszedłem. Na początku znalazłem ustawioną
na betonowej kolumience przyczepkę z podobno gorącym jedzeniem. W odróżnieniu [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • cs-sysunia.htw.pl
  •  
     
    Podobne
     
     
       
    Copyright © 2006 Sitename.com. Designed by Web Page Templates