Strona poczÂątkowa
 
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wszystko w tym uczuciu jest możebne i prawóiwe, że dana kobieta, oparłszy się długi
czas wszystkim pokusom i prawóiwym namiętnościom, może ulec w ciągu kilku goóin
jednej myśli, huraganowi duszy, z tych, których tajemnicę zna tylko jeden Bóg!
 Ostatecznie, czyż to nie jest sprężyna wszystkich przygód, jakieśmy sobie opowia-
dali od trzech dni?  rzekł.
Od trzech dni żywa wyobraznia Diny pełna była najbaróiej zdradliwych romansów,
a rozmowa paryżan poóiałała na tę kobietę na kształt najniebezpieczniejszych książek.
o o de balza Muza z zaścianka 49
Lousteau śleóił spod oka skutki tego zręcznego manewru, aby pochwycić chwilę, gdy
ta zdobycz, której dobra wola kryła się pod płynącą z niezdecydowania zadumą, bęóie
zupełnie odurzona. Dina chciała pokazać paryżanom La Baudraye, przy czym odegrano
tam komedię z zapomnianym rękopisem. Kajcio puścił się cwałem na rozkaz swej kró-
lowej, pani Piédefer udaÅ‚a siÄ™ na sprawunki do Sancerre, a Dina z dwoma przyjaciółmi
skierowała się do Cosne. Lousteau usadowił się obok kasztelanki, Bianchon na przoóie.
Rozmowa obu przyjaciół była baróo serdeczna i pełna współczucia dla losu tej wybranej
duszy tak mało zrozumianej, a zwłaszcza żyjącej w tak niegodnym siebie otoczeniu. Bian-
chon wspomógł znakomicie óiennikarza, drwiąc z prokuratora, z poborcy i z Kajcia;
w tonie jego uwag było coś tak wzgardliwego, że pani de La Baudraye nie ośmieliła się
bronić swych wielbicieli.
 Tłumaczę sobie doskonale  rzekł lekarz, kiedy m3ali Loarę  stan, w jakim
pani dotrwała. Pani umiałaby się poddać jedynie miłości wyobraznią, która często pro-
waói do miłości sercem, a z pewnością żaden z tych luói nie jest zdolny przesłonić tego,
co zmysły mają odrażającego w pierwszych dniach pożycia w oczach szlachetnie czującej
kobiety. òiÅ› dla pani miÅ‚ość staje siÄ™ koniecznoÅ›ciÄ….
 Koniecznością!  wykrzyknęła Dina, spoglądając ze zdumieniem na lekarza. 
Mam tedy kochać na receptę?
 Jeśli pani bęóie żyć tak, jak żyjesz, za trzy lata staniesz się wstrętna  odparł
Bianchon tonem wyroczni.
 Doktorze?&  rzekła pani de La Baudraye niemal przerażona.
 Niech pani wybaczy memu przyjacielowi  rzekł Lousteau żartobliwie  jest
zawsze lekarzem, miłość jest dlań tylko kwestią higieny. Ale nie jest samolubny, choói
mu widocznie tylko o panią, skoro sam odjeżdża za goóinę.
W Cosne zebrało się sporo luói dokoła starej, odmalowanej na nowo karocy, na
której drzwiczkach widniał herb nadany n -La Baudraye'om przez Ludwika XIV.
 Wysiądzmy, daóą nam znać  rzekła baronowa, która postawiła woznicę na
straży.
Dina ujęła ramię Bianchona; lekarz poprowaóił ją nad brzeg Loary krokiem tak
szybkim, iż óiennikarz musiał zostać w tyle. Jedno mrugnięcie oka wystarczyło dokto-
rowi, aby uprzeóić Stefana, iż chce mu pomóc.
 Stefan podoba się pani  rzekł Bianchon do Diny  przemówił żywo do twej
wyobrazni, rozmawialiśmy wczoraj wieczór o pani, kocha panią& Ale to człowiek lekki,
trudny do ustalenia; brak majątku skazuje go na życie w Paryżu, gdy panią wszystko wiąże
do Sancerre& Spójrz pani na życie nieco z wysoka& zrób ze Stefana swego przyjaciela,
nie bądz wymagająca, przyjeóie trzy razy na rok spęóić parę pięknych dni przy tobie
i bęóiesz mu zawóięczała piękność, szczęście i majątek. Pan de La Baudraye może żyć
sto lat, ale może też umrzeć w ciągu tygodnia, zapomniawszy włożyć pancerza z flaneli,
w który się zaw3a; nie narażajcie tedy niczego. Bądzcie rozsądni oboje. Niech pani nie
mówi ani słowa. Czytam w pani sercu.
Wobec twieróeń tak ścisłych pani de La Baudraye uczuła się bezbronna w obliczu
człowieka, który występował równocześnie jako lekarz, jako spowiednik i jako powiernik.
 Mój Boże  rzekła  czy pan wyobraża sobie, iż kobieta może stawać do współ-
zawodnictwa z kochankami óiennikarza?& Pan Lousteau wydaje mi się miły, dowcipny,
ale jest przeżyty etc., etc.
Dina urwała, zmuszona powściągnąć potok słów, pod którym chciała ukryć swe in-
tencje, Stefan bowiem, jak gdyby zainteresowany rozwojem Cosne, zbliżał się do nich.
 Niech pani wierzy  rzekł Bianchon  Stefanowi potrzeba tego, aby go ktoś
pokochał serio; jeśli zmieni tryb życia, talent zyska na tym.
Woznica nadbiegł zdyszany, aby oznajmić dyliżans; przyspieszono kroku. Pani de La
Baudraye szła mięóy dwoma paryżanami.
 Bywajcie zdrowe, óieci  rzekł Bianchon, nim weszli do miasteczka  błogo-
sławię was.
Puścił panią de La Baudraye, oddając jej ramię Stefanowi, który przycisnął je do
serca z wyrazem czułości. Cóż za różnica! Ramię Stefana przyprawiło Dinę o najżywsze
wzruszenie, gdy ramię Bianchona nie mówiło jej nic. Skrzyżowali z sobą owo nabrzmiałe
krwią spojrzenie, które jest więcej niż wyznaniem.  Tylko kobieta z prowincji zdolna jest
o o de balza Muza z zaścianka 50
ubrać się w organtynową suknię, jedyną materię, na której ślady zgniecenia nie daóą
się zatrzeć  rzekł sobie w duchu Lousteau.  Ta kobieta, która mnie już wybrała na
kochanka, bęóie robiła ceregiele z przyczyny sukni. Gdyby włożyła fular, byłaby óiś mo-
ją& Od czego zależy cnota&  Podczas gdy Lousteau dociekał, czy pani de La Baudraye
miała zamiar stworzyć sobie samej niewzruszoną barierę, wybierając suknię z organtyny,
Bianchon przy pomocy woznicy ładował walizkę na dach dyliżansu. Wreszcie podszedł
pożegnać się z Diną, która rozwinęła dla niego niezmierną serdeczność.
 Niech pani jeóie, pani baronowo, zostawcie mnie& Kajcio wróci  szepnął jej
do ucha.  Pózno jest  dodał głośno.  Bywajcie!
 Bywaj zdrów, wielki człowieku  rzekł Lousteau, ściskając dłoń Bianchona.
Kiedy óiennikarz i pani de La Baudraye wtuleni obok siebie w głąb starej karocy
minęli Loarę, ociągali się oboje z nawiązaniem rozmowy. W tym położeniu słowo, które
przerwie milczenie, posiada straszliwą doniosłość.
 Czy pani wie, jak baróo panią kocham?  rzekł naraz bez ogródek Lousteau. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • cs-sysunia.htw.pl
  •  
     
    Podobne
     
     
       
    Copyright © 2006 Sitename.com. Designed by Web Page Templates