Strona poczÂątkowa
 
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

rozmowę, zapytując, co czytał. Sposobność do
ofiarowania mu lektury nasuwała się sama i przyjął ją
z wdzięcznością. Kiedy poleciłem mu Jeremiasza
Gotthelfa, okazało się, że znał prawie wszystkie jego
dzieła. Natomiast nie znał Gottfrieda Kellera i
obiecałem pożyczyć mu jego książki.
Przyniósłszy mu je następnego dnia, miałem
możność być z nim sam na sam, ponieważ
majstrowa chciała właśnie wyjść, a jej mąż pracował
w warsztacie. Wtedy wyznałem mu, jak bardzo się
wstydzę, że zostawiliśmy go wczoraj samego i że
cieszyłbym się, gdybym mógł czasem przy nim
posiedzieć i być jego przyjacielem.
Mały kaleka zwrócił swoją dużą głowę nieco ku
mnie, popatrzył i powiedział:
 Pięknie dziękuję.
Nic więcej. Ale ów obrót głowy sprawił mu
trudność i był tyle wart co dziesięć uścisków
człowieka zdrowego, a wzrok miał tak jasny i
dziecięco piękny, że zaczerwieniłem się z
zawstydzenia.
Teraz czekało mnie trudniejsze zadanie  rozmowa
z majstrem. Zdawało mi się, że najlepiej będzie
wyznać mu wprost mój wczorajszy lęk i wstyd.
Niestety, nie zrozumiał mnie; mimo to jednak
dogadaliśmy się zupełnie dobrze. Zgodził się
zatrzymać chorego u siebie jako naszego wspólnego
gościa, podzieliliśmy się niewielkim kosztem jego
utrzymania, a mnie dozwolono bywać u Boppiego, ile
zechcę, i uważać go jakby za własnego brata.
Jesień była niezwykle długo ładna i ciepła. Dlatego
pierwszą rzeczą, którą uczyniłem dla Boppiego, było
wystaranie się o fotel na kółkach  woziłem go nim
codziennie na spacer, przeważnie w towarzystwie
dzieci.
Rozdział 8
Taki już jest mój los, że o wiele więcej
otrzymywałem od życia i od moich przyjaciół, niż
sam mogłem im dać. Tak było z Ryszardem, z
Elżbietą, z panią Nardini i ze stolarzem, a teraz
zdarzyło się, że w dojrzałym wieku i przy dość dużej
dozie szacunku dla samego siebie miałem zostać, ku
własnemu zdumieniu, wdzięcznym uczniem
nędznego kaleki. Jeśli rzeczywiście pewnego dnia
ukończę i ogłoszę moje dawno zaczęte dzieło,
niewiele w nim będzie rzeczy dobrych, których bym
nie zawdzięczał Boppiemu. Rozpoczął się dla mnie
szczęśliwy okres, z którego będę mógł przez resztę
życia obficie czerpać. Dane mi było zajrzeć w głąb
wspaniałej duszy, nad którą choroba, samotność,
ubóstwo i złe traktowanie przesuwały się jedynie jak
rzadkie, niezbyt ciężkie chmury.
Wszystkie te drobne występki, którymi zatruwamy
sobie i psujemy piękne, krótkie życie, jak gniew,
niecierpliwość, podejrzliwość, kłamstwo  wszystkie
te uprzykrzone, obrzydliwe przywary, które nas
wypaczają, zostały w tym człowieku przez długą i
ciężką chorobę boleściwie wypalone. Nie był
mędrcem, ani też aniołem, ale był człowiekiem
pełnym zrozumienia i ofiarności, który dzięki wielkim,
strasznym cierpieniom i wyrzeczeniom nauczył się
nie wstydzić swej słabości i oddać się w ręce Boga.
Kiedyś zapytałem go, w jaki sposób udaje mu się
pogodzić ze swym zbolałym i bezwładnym ciałem.
 To bardzo łatwe  zaśmiał się życzliwie.  Po
prostu toczy się nieustanna wojna między mną a
chorobą. Raz wygrywam bitwę, to znów przegrywam,
i tak się wciąż ze sobą bijemy; czasem przycichamy
oboje, zawieramy umowÄ™ o zawieszenie broni,
pilnujemy siebie nawzajem i czatujemy, dopóki
któryś z nas nie rozzuchwali się i wojna nie zacznie
siÄ™ na nowo.
Dotychczas mniemałem zawsze, że posiadam
nieomylne oko i jestem dobrym obserwatorem. Ale
Boppi również w tej dziedzinie stał się moim
nauczycielem i budził mój podziw. Ponieważ
przyroda, a zwłaszcza zwierzęta sprawiały mu dużą
przyjemność, prowadziłem go często do ogrodu
zoologicznego. Tam spędzaliśmy wyjątkowo miłe
chwile. Po krótkim czasie Boppi znał już każde
zwierzę, a ponieważ zabieraliśmy ze sobą zawsze
chleb i cukier, niektóre zwierzęta znały także nas obu
i zawarliśmy przyjazń z tym i owym. Szczególnie
polubiliśmy tapira, którego jedyną cnotę stanowiło
zamiłowanie do czystości, niespotykane na ogół u
przedstawicieli jego gatunku. Poza tym zresztÄ…
uznaliśmy, że jest zarozumiały, mało inteligentny,
nieuprzejmy, niewdzięczny i wielce żarłoczny. Inne
zwierzęta, szczególnie słoń, sarny i kozice, a nawet
kudłaty bizon, okazywały zwykle jakąś wdzięczność
za ofiarowany im cukier, czy to patrzÄ…c na nas
poufale, czy to zezwalając chętnie na pogłaskanie.
Ani śladu tego u tapira. Gdy zbliżaliśmy się do niego,
zjawiał się natychmiast przy siatce, zjadał powoli
wszystko, co od nas dostawał, i wycofywał się
znudzony, kiedy widział, że już nic dla niego nie
mamy. Uważaliśmy to za oznakę dumy i charakteru,
a ponieważ ani nie żebrał o przyznaną mu porcję, ani
nie dziękował za nią, tylko przyjmował ją
protekcjonalnie jako należny mu haracz, nazwaliśmy
go Celnikiem. Boppi przeważnie nie mógł sam
karmić zwierząt i niekiedy powstawał spór o to, czy
tapir ma już dosyć, czy też należy mu się jeszcze
jedna kostka cukru. Rozważaliśmy i badaliśmy tę
kwestię rzeczowo i dokładnie, jakby chodziło o jakąś
sprawę państwową.
Kiedyś minęliśmy już tapira, gdy Boppi zauważył,
że jednak powinniśmy byli dać mu jeszcze jedną
kostkę cukru. Wobec tego wróciliśmy się, tapir zaś,
spoczywający na słomie na swym legowisku,
spozierał na nas wyniośle przymrużonymi oczyma i
nie podszedł do siatki.
 Raczy pan łaskawie wybaczyć, panie Celniku 
krzyknął Boppi  ale wydaje mi się, że omyliliśmy się
o jednÄ… kostkÄ™.
Poszliśmy dalej, do słonia, który wyczekująco
kołysał się na obie strony, wyciągając ku nam swoją
ciepłą, ruchliwą trąbę. Słonia Boppi mógł karmić sam
i wówczas przyglądał się z dziecinnym
zadowoleniem, jak olbrzym wygina ku niemu zwinnÄ…
trąbę i bierze chleb z wyciągniętej na płask dłoni,
łypiąc na nas przebiegle i życzliwie wesołymi,
malusieńkimi oczkami.
Uzgodniłem z jednym z dozorców, że w razie
braku czasu będę mógł zostawiać Boppiego w fotelu
w ogrodzie, aby również i w takie dni mógł
przebywać na słońcu i przyglądać się zwierzętom.
Pózniej opowiadał mi wszystko, co widział.
Szczególnie imponowała mu uprzejmość, z jaką lew
odnosił się do swojej małżonki. Z chwilą gdy ona
kładła się na spoczynek, on zmieniał kierunek swej
nieprzerwanej wędrówki, tak że ani jej nie dotykał i
nie potrącał, ani nie przechodził nad nią. Najbardziej
zaś bawiła Boppiego wydra. Nigdy nie znudził się
obserwowaniem zwinności oraz sztuczek pływackich
i gimnastycznych tego ruchliwego zwierzÄ…tka.
Sprawiały mu tym większą radość, że sam był
unieruchomiony w fotelu i z trudem jedynie zdobywał
się na każdy ruch głowy i rąk.
W jeden z najpiękniejszych dni owej jesieni
opowiedziałem Boppiemu o moich dwóch
miłościach. Tak bardzo zżyliśmy się ze sobą, że nie
mogłem przed nim zataić tych, zresztą ani miłych,
ani chwalebnych, przeżyć. Wysłuchał mnie życzliwie
i z powagą, nie mówiąc ani słowa. Ale pózniej wyznał
mi, że pragnąłby raz zobaczyć Elżbietę, ów  biały
obłok", i prosił mnie, abym o tym pamiętał, gdybyśmy
jÄ… kiedyÅ› spotkali na ulicy.
Ponieważ jakoś do tego nie dochodziło, a dni
zaczynały być chłodne, udałem się sam do Elżbiety i
poprosiłem ją, aby sprawiła tę przyjemność
biednemu garbusowi. Była tak łaskawa, że zgodziła
się; nazajutrz poszedłem po nią i zaprowadziłem do
zwierzyńca, gdzie Boppi już na nas czekał. Kiedy
piękna, dobrze ubrana, wytworna dama podała
kalece rękę, schylając się z lekka ku niemu, a biedny
Boppi o rozpromienionej twarzy z wdzięcznością i
niemal czułością podniósł na nią swe duże, poczciwe
oczy, nie potrafiłbym powiedzieć, kto z nich dwojga
był w tym momencie piękniejszy i bliższy memu
sercu. Dama powiedziała kilka uprzejmych słów,
kaleka nie spuszczał z niej błyszczących oczu, a ja
stałem obok i dziwiłem się, że tych dwoje [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • cs-sysunia.htw.pl
  •  
     
    Podobne
     
     
       
    Copyright © 2006 Sitename.com. Designed by Web Page Templates