[ Pobierz całość w formacie PDF ]
dyszlów rydwanu, jednocześnie wsadzając miecz za pas. Podnosząc okrągłe \erdzie i opierając ich końce o swoją pierś, Conan naparł na nie całą swojąmasą. Koła wielkości człowieka ledwo drgnęły. Cymmerianin szarpnął dyszle na siebie. I tak na zmianę: do przodu i do siebie, do przodu i do siebie... śołnierze jakby się ocknęli i dodając sobie nawzajem otuchy okrzykami, rzucili się na -73- zbuntowanego gladiatora. W tym czasie Conan dopiął celu - koła zrobiły pełny krąg i cię\ki powóz ruszył z miejsca. Na nogach i popychających dyszle rękach wystąpiły nabrzmiałe \yły, całe ciało napięło się w wysiłku jak najszybszego rozpędzenia drewnianego kolosa. śołnierze, którzy rzucili się na gladiatora, wpadli na masywne boki rydwanu, który właśnie odwrócił się w ich stronę. Ktoś ogłuszony upadł na ziemię, po kimś przejechało koło, wbijając się w ciało całym cię\arem tego, kogo niosło na sobie, biegnący z tyłu napierali na tych na przodzie i byli przewracani przez tych, którzy przera\eni rzucili się z powrotem -jak najdalej od masywnego powozu. Conan staranował rzędy prześladowców i zawrócił swo-jąniezwykłąbroń do ściany, \eby wzdłu\ niej, znosząc wszelkie przeszkody, podejść do bramy, otworzyć ją i ... no, co będzie, to będzie. Plan by się powiódł, gdyby miał przed sobą uzbrojoną hałastrę, a nie \ołnierzy regularnej armii, czego jak czego, ale szybkiego opanowywania się i tłumienia paniki jednak nauczonych. Nieoczekiwany obrót wydarzeń wywołał w szeregach polujących na gladiatora zamieszanie, ale myśliwi szybko się przegrupowali i umo\liwiając rydwanowi swobodny przejazd, nie przeszkadzając sobie nawzajem, rzucili się w pogoń za siłaczem, \eby zaatakować jego nieosłonięte plecy. Conan obejrzał się - jeszcze chwila i \ołnierze go dogonią. Rzucił dyszle. Rydwan przejechał jeszcze kawałek siłą rozpędu, a potem koła ugrzęzły w piasku. Conan wyszarpnął miecz zza pasa i odwrócił się w stronę prześladowców. Có\, jak miecze, to miecze. Chocia\... Conan wbił swój dwuręczny miecz w piasek. Wzdłu\ ściany, przy której zamarł Conan, walały się ró\ne śmieci, zrzucone tam, gdzie nie przeszkadzały nikomu, a\ do chwili, gdy ktoś je zauwa\y i rozka\e uprzątnąć. Potę\ny barbarzyńca chwycił za kowadło - najwidoczniej gdzieś w pobli\u była równie\ kuznia - które przed sekundą zauwa\ył i które zmieniło jego plany, wyprostował się, trzymając w rękach cię\ki, morderczy monolit, lekko skręcił tułów i cisnął ten przera\ający nabój w nadbiegających zbrojnych. Trzask rozpadających siew drzazgi tarcz, chrzęst łamanych kości, dzwięk metalu zmieszały się z wyciem przera\enia i agonalnym charczeniem. Ranni i przera\eni \ołnierze przeszkadzali swoją bieganiną odwa\nym i wściekłym. I wtedy rozbrzmiał dziki, wbijający strach w uszy wrogów, bojowy okrzyk synów Cymmerii. Wyszarpnąwszy miecz z piasku Conan wbił się w plątaninę vagarańskich \ołnierzy. Barbarzyńca z lekkością zaznajamiał ciała wrogów ze stalą, -74- która kierowana bezlitosną ręką, przelała rzeki krwi. Wojownicy Haszyda nie umieli poradzić sobie ze strachem przed tym dzikim zwierzęciem, które wyrwało się na wolność. Zcisk i tłok przemieniały \ołnierzy w tusze do rozbioru. Ci, którzy prze\yli huraganowy atak rozjuszonego gladiatora, rzucili się do ucieczki. Conan nie miał zamiaru gonić za nimi po podwórcu, pobiegł w stronę zamkniętej bramy. śołnierze, którzy ośmielili się stanąć na jego drodze, bądz to ufając swojemu doświadczeniu wojennemu, bądz te\ licząc na pomoc miejscowych bogów, ginęli odjednego, maksimum dwóch cięć miecza barbarzyńcy. Przy samej bramie ju\ nikt na niego nie czekał. Odlatuje w bok zasuwa, otwierają się skrzydła bramy. Miasto. Jakiś plac, mnóstwo ludzi... Na Croma! Jak mógł o tym nie pomyśleć! Słup do przywiązywania koni, konie! Dla nich warto wrócić. Na porzuconym przez Cymmerianina podwórcu, akurat przy drzwiach prowadzących do pomieszczeń, w których trzymano gladiatorów, działo się coś dziwnego. Wzlatywały i opadały szable, vagarańczycy padali na piasek. Conan biegł do słupa, nie spuszczając wzroku z niezrozumiałego tumultu. I gdy był ju\ w połowie drogi do celu, zrozumiał, o co chodzi. Zamajaczyły zarysy kobiecego ciała, czarne loki, związane rzemieniem, khorajska szabla w pięknej ręce. A niech mnie!... - Cymmerianin był wstrząśnięty. - Wyrwała się, szablę któremuś zabrała... wygląda na to, \e moich prześladowców te\ tego... Ale walczy! Z kupą mę\czyzn się bije, z \ołnierzami, nie z byle pachołkami... I do tej pory \ywa!".
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plcs-sysunia.htw.pl
|