[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Wyszedł naprzeciwko niego ze trwogą na twarzy. Spojrzenie na nią kazało wojewodzie poszanować ten niepokój serca szlachetnego, które tyle przebaczyć umiało, a do zemsty tak nieskorym było. Król stał, pytać nie śmiejąc, Skarbimierz odezwać się nie miał odwagi. Milczenie samo wymowne było. Zbigniew? jęknął wreszcie. Nie żyje! rzekł, nie ciągnąc już dłużej wojewoda. Chciano mu oczy wyjąć tylko, ranił oprawcę i sam się przebił na żelazie, które trzymał. Słysząc to król pobladł jak chusta, pochwycił się za głowę i uszedł szybko. Nie widziano go już tego wieczora, nie usiadł do wieczornego stołu, mówiono, że całą noc spędził w zamkowym kościele na modlitwie. Nazajutrz przybywający panowie znalezli go w szatach podartych, z głową popiołem posypaną, boso, bladego, załamującego ręce, rozgorączkowanego, we łzach. Na próżno starali się go pocieszyć. Skazał się na post, na chleb i wodę, wdział od tego dnia prostą opończę szarą, skrył się od tłumu, unikał ludzi, zmienił strasznie. Strwożona królowa posłała po panów, panowie pobiegli po biskupa Baldwina, do duchownych, wzywając ratunku. Obawiano się stracić pana tego, na którego barkach spoczywało bezpieczeństwo królestwa, lękano się, aby dla dobrowolnej pokuty nie wyrzekł się panowania i małoletnim dzieciom a opiekunom niepewnym państwa nie zwierzył. Biskup Baldwin zaledwie potrafił uspokoić nieco srodze sobie tę śmierć braterską wyrzucającego króla. Duchowieństwo całe ofiarowało się ze skarbnicy ogólnej łask, którymi Kościół rozporządzał, przyczynić się do ulżenia sumieniowi strwożonego pana. Nie ograniczając się na tym, pobożny król całe dnie prawie w kościołach przebywał, klęcząc lub krzyżem leżąc w czasie mszy, które się za zmarłych odmawiały, śpiewania psałterza i modlitw. Codziennie tłumy ubogich sam karmił i przyodziewał; na koniec, pod pozorem podróży dla widzenia się z królem węgierskim, udał się Bolesław na wędrówkę do kościoła świętego Idziego, patrona swego, na Węgrzech, na którego cześć kościół też w Krakowie, przez ojca rozpoczęty, dokończył. Zwiadek naoczny tej pielgrzymki króla, który był pierwszym rycerzem swojego wieku i najgorliwszym wyznawcą wiary, opisuje ten pochód pokutny Bolesława, jakiemu podobne w owych wiekach tylko widywano. Było to w wielkim poście, w porze przedwiosennej, najprzykrzejszej w naszym klimacie. Król przez cały ciąg tych dni czterdziestu żył tylko chlebem suchym i wodą. Biskupi i prałaci zmuszali go na próżno, aby tak ostry post na modlitwy lub msze zamienił. Codziennie z rana wychodził z biskupami i kapelanami, prawie zawsze boso, przez cały dzień idąc, póki godzin do Panny Marii, pacierzy kapłańskich, siedmiu psalmów pokutnych, litanij, psałterza całego i wigilij za umarłych nie odśpiewano. W ciągu drogi, na noclegach, nogi umywał ubogim, rozdawał szaty, karmił ich, sypał jałmużny, obdarzał, kogo tylko spotkał. Wieść o tej pielgrzymce pobożnej poprzedzała go. Wychodzili więc na spotkanie biskupi, opaci, zakony, nareszcie i sam król węgierski Koloman. Każdy kościół otrzymywał ofiarę, w niektórych złoto i bławaty, sprzęty kościelne kosztowne na pamiątkę zostawiał. Duchowieństwo obdarzał obficie, po królewsku. Przystawowie Kolomana pilnowali tego, aby go wszędzie ze czcią i poszanowaniem należytym przyjmowano. Pielgrzymkę tę odbywszy, wrócił król do Krakowa, ale i tu jeszcze pielgrzymich sukni i kapicy nie zrzucił, aż dopóki nie pokląkł u grobu Wojciecha świętego w Gnieznie. I do tego miejsca jeszcze szedł pieszo i boso, i tu posypały się dary pańskie. Sprawiono naówczas na relikwie apostoła Prus, patrona Polski, trumienkę złotą, osiemdziesiąt grzywien ważącą, drogimi kamieniami sadzoną. Biskup, duchowieństwo, kościoły obficie zostały obdarzone. Jednakże pisze Gallus pomimo pielgrzymki pobożnej, tak świątobliwie odbytej, dawny ucisk serca nie ustąpił mu nigdy z pamięci. KONIEC
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plcs-sysunia.htw.pl
|