Strona poczÂątkowa
 
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

sza, ten...
Zanaro uderzył się szybko z jednej i drugiej strony po twarzy i wypoliczkował, uznając
swój występek.
 Winienem  rzekł  ale nie zaprzeczycie, że Cazitana... śliczna. Cóż wy mówicie, eccel-
lenza? waszego jestem zdania nad wszystko ciekawym?
Konrad, któremu tak wprost strzelono w piersi tym zapytaniem, znowu się zapłonił i
zmięszał.
 Są  rzekł powoli, wykręcając się  różne piękności niewieście, których jedną miarą mie-
rzyć się nie godzi, oblicza obudzające uwielbienie  skłonił głowę przed signorą Zenobią,
która mu się tak wdzięcznie uśmiechnęła, że cavaliere Gerardi usta aż zakąsił  są twarze bu-
dzące braterskie uczucia...  spojrzał trochę ku Magdusi, która skrzywiła usta  są wreszcie i
niezbyt pięknych może rysów, a straszliwie niepokojące człowieka i niezapomniane dlań twa-
rze...  Spuścił oczy na talerz, kobiety spochmurniały, gospodarz chrząknął, nastąpiło głuche
milczenie.
 Mam cię, kawalerze  powiedział sobie w duchu Zanaro  już mi się nie wykręcisz... a że
do Jerozolimy nie pojedziesz, kochanku, za to ręczę.
34
Czas tedy był wstawać od stołu i ruszyli się wszyscy. Signora Zenobia głośno mówiła, że
będzie w teatrze, prawie zapraszając do swej loży Konrada. Magdusia bąknęła, że pojedzie na
Lido.
Lido te kilkakrotnie powtórzyła znacząco.
 Jeśli pojedziesz na Lido  dodał gospodarz  toć nie wytrzymacie, abyście nie odwiedziły
ciotki Anunziaty i Cazity. KÅ‚aniajcie siÄ™ im ode mnie.
Konrad odchodził powoli.
 A od was?  spytała figlarnie Magdusia Zanaro  a od was, eccellenza?
 Nie śmiałem was o to prosić, signorino  rzekł Lippi  ale jeśli łaska, proszę, pokłońcie
się wszystkim ode mnie także.
 Wszystkim?  cicho spytało dziewczę.  jam myślała, że tylko tej wieczny niepokój bu-
dzÄ…cej twarzyczce?
Konrad nie miał odwagi plątać się więcej, uśmiechnął się, nisko ukłonił i poszedł z gospo-
darzem, który go nie odstępował. Dopytywał, czy nie potrzebuje gondoli, czy nie zechce oglą-
dać miasta, czy nie wezmie przewodnika na plac Zw. Marka i Piazettę, a w istocie do dna ba-
dał i usiłował poznać gościa; nie przyszło mu trudno prostodusznego usidlić człowieka...
Następne dni przeszły szybko na oglądaniu miasta, które dożywało razem z Rzeczpospolitą
dni swoich i świetności starej... Dla cudzoziemców z daleka, z tej jeszcze ziemi, na której
sztuka nigdy z nieustannie wzbierającego pączka nie miała czasu zakwitnąć  wszystko tu
było dziwem i cudem... wszystko nauką nowego jakiegoś i niezrozumiałego życia. Konrad
wprawdzie przygotowanym był czytaniem i myślami do pojęcia swej drugiej ojczyzny; fizjo-
gnomia jej nie była mu obcą, ale między opisem, a rzeczywistością tyle się wciska niepo-
chwyconych rysów...
Gorzej było z węgrzynkiem, który, jakkolwiek gra tu rolę podrzędną, jakkolwiek prosty
sobie Maciek nie może nas nie obchodzić. Węgrzynek bez języka, bez przewodnika i tłuma-
cza, choć go Konrad wszędzie z sobą woził, aby się chłopczysko nie nudziło, był jak na nie-
mieckim kazaniu ciągle. Trudno mu było przy każdym objaśnieniu całą teorią niepojętych
dlań zjawisk wykładać. Maciek z otwartymi usty patrzył, podziwiał, ale nie rozumiał ani
krzty.
 Już to ja, proszę jegomości  mówił drugiego wieczorem  to tak jestem ciągle by senny,
aże mi się czasem zdaje, że to wszystko, na co człowiek patrzy, mara jakaś... Ale co osobli-
wości, to osobliwości, proszę jegomości, co rarytne, to rarytne... Aż strach, aby tego morze nie
pochłonęło której nocy; bo nie wiem, czy pan zważał, ale dalipan, tu żadne domostwo i żadna
wieża prosto nie stoi... gdyby pijane to na tę stronę, to na tamtę niby się walą... no, ale z dopu-
stu bożego do czasu to stoi... A, i z pozwoleniem pana, kobiety, niech ich wszyscy diabli we-
zmą; młode, by anioły piękne, a stare brzydsze od diabłów... Czy to może być, żeby z takich
pięknych panien wyrastały tak srogo szkaradne baby! Chyba stąd kobiety młode gdzie wywo-
żą, a stare...
Nie dokończył machnąwszy ręką; i widząc, że pan się śmieje, sam też śmiać się począł.
Wezwał pan Zanaro wedle zwyczaju eccellenzę do stołu, a węgrzynek, który już był się po-
silił i dobrze wina napił, sam pozostał.
Było mu zalecono pilno, ażeby stancji strzegł i z domu się sam, dla nieumiejętności języka,
nie oddalał. Ale węgrzynkowi robiło się nudno, a ruch na Riva wzywał go i nęcił. Przed
oknami kuglarz właśnie hecę z małpą wyprawiał i olbrzymia kobieta grała na bębnie, jak tu
było wytrzymać?
 A co mi się ma stać, jak wyjdę?  rzekł do siebie  juścić bez rozpytania nazad do go-
spody potrafię, bo i wiem, że się  Malta zowie! A tuć nic nie ukradną, bo trzosy gdzieś na
przechowanie oddane, a drzwi się dobrze zamykają... pan nie zaraz powróci...
35
Jak rzekł, tak uczynił, ale się węgrzynek nie rozrachował dobrze z następstwami wycieczki.
Nim zszedł z piętra po cichu, kuglarz i olbrzymka znikli, lud się rozszedł, na placyku nie było
już co robić i na co się wyszczerzyć. Węgrzynkowi świerzbiały pięty strasznie.
 Ano, pójdę przed kościół Zw. Marka  rzekł sobie  to się podziwię tym złocistym obra-
zom, bom takich, jako żyw, nie widział.
Drogę znał trochę i przez placyk pociągnął bardzo przyzwoicie na sam plac, przeżegnał się
przed kościołem, zdjął czapkę, zdrowaśkę odmówił, a począł się przyglądać, a przyglądając
się i dumał.
 Po co to oni cztery konie na kościele postawili? Chyba to te, którymi św. Marek przyje-
chał przez morze  odpowiedział sam sobie i westchnął.
Tłumaczenie własne uspokoiło go co do koni, ale wpatrzywszy się w jeden z mozaikowych
obrazów, mocno się zgorszył znowu i okrutnie zadumał. Spostrzegł na nim doskonale wy-
obrażonego świeżo zabitego  wieprza3. Tyle razy o Bożym Narodzeniu i przed Wielką Nocą
oglądał podobne na folwarku, myśląc o przyszłych kiełbasach, że nie mógł się omylić.
Nie znając legendy, nie rozumiejąc, co tam wieprzowina robiła na kościele, Maciek po-
smutniał...
 Kie to licho zrozumie!  rzekł, ręką machnąwszy  kto go sobie namalował, niech sobie
na niego patrzy...
Odszedł zgorszony od kościoła, a tu go zegar ze swymi sztukami, bijący właśnie, zatrzy-
mał. Tuż przez bramę widać było ciasne uliczki na Merceriach. Gdy zegar przestał bić i sztuki
wyprawiać, Maćkowi się okrutnie zachciało wejrzeć tam w głąb tych ciasnych szyi, obstawio-
nych sklepikami. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • cs-sysunia.htw.pl
  •  
     
    Podobne
     
     
       
    Copyright © 2006 Sitename.com. Designed by Web Page Templates