Strona poczÂątkowa
 
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Pierwszy Sando powrócił oczy mu się śmiały.
U marszałka ucztują na zabój rzekł.
Dopiero siedli jeść, a wypili już dosyć.
Słychać to z pieśni, bo póki trzezwi, śpiewają pobożne, a już teraz poczęli swawolne.
Za każdą prześpiewką bucha śmiech okrutny...
Spojrzeli po sobie wszyscy.
A u innych spokojnie?
pytał Dobek.
Wszędzie wesoło odparł Sando.
Im dłużej czuwać będą, tym na dzień lepiej zasną do dał Remisz.
Wbiegł Sławek.
Zwrócono się ku niemu.
Ręką naprzód po kazał, że wszystko jest, jak trzeba.
Nikt się nawet nie rozpiął rzekł a wszystkim tak pilno, jak nam, dnia doczekać...
Siedzą po namiotach i pod wozami jak na czatach, każdy miecz trzymając w ręku.
Uśmiechnęli się ku sobie starsi.
Jak się wam zda zapytał Remisz jestli już północ?
Kto go dziÅ› wie!
rozśmiał się Ogon.
Ja z doświad czenia to znam, że dni w życiu nierówne.
Gdy człek chce skró cić, to się wyciągają, a gdy przedłużyć by rad, kurczą...
Zaglądali do beczułki, aż ostatnią z niej kroplę wylał Klimsz.
Remisz znalazł drugą pogotowiu, lecz nie wszyscy godzili się, by zajrzeć do niej.
Z mętną głową iść na bój niedobrze odezwał się Dobek.
Albo, albo sprzeciwił się Remisz czasem w boju trzezwy nadto widzi, a lepiej ślepym być.
Poczęli nalewać po trosze, do ranka było daleko.
Ten i ów dobył suchego chleba i zawiędłego mięsa , ale z rozmową nie szło.
Myśli wirowały około jednego: Rychłoli przyjdzie ranek?
Co który odsłonił namiot, aby noc zobaczyć, to go wnet zapuszczał.
Ciemność była nieprzebita.
Mgła gęst niała, choć ją nożem krajać.
Klimszowi się nudziło.
Gdyby .nam kto choć bajki powiadał odezwał się.
To byśmy ich nie słuchali odparł Dobek.
We mnie jedno gada i ja to tylko słyszę: Zemsta!
Zemsta!
Ja bym gotów w kości grać rozśmiał się Klimsz aby tę noc jak przebyć.
Ruszyli wszyscy, ale Remisz rękę na tarciczce, co za stół służyła, położył.
Niech Bóg uchowa!
zawołał.
Rychlej by się modlić!
A toć to uroczysty dzień, jak wigilia przed świętem!
.
Prawda odparł Ogon kości na inny czas!
Uchylili drobinÄ™ namiotu.
Ciemno było i cicho.
Nawet od obozu krzyżackiego nie dochodziło już nic, oprócz ruchu ko ni przy żłobach i szczekania
psów, które Krzyżacy prowadzili z sobą.
Milczenie zaległo w namiocie.
Oczekiwanie długie odręt wiało, lecz każdy lękał się zamrużyć oka.
I ci, co trochę opo dal siedzieli, a mimo woli się zdrzemnęli, wstawali wnet, by się nie dać snem
ująć.
To jeden, to drugi zaglądał w podwó rze, nie widząc nic.
Noc bo się chyba nigdy nie skończy!
zawołał zrozpa czony Remisz.
Jakem żyw, nawet koło Godów takiej nocki nie pamiętam!
Krzyżacy ją chyba dla siebie zrobili umyślnie.
Umilkł.
Wszyscy nastawili uszy, Dobek szybko odgarnął opłotek u wnijścia.
Z dala gdzieś coś słychać było, niby stą panie ciężkie w chmurach miękkich, niby stłumione
toczenie siÄ™ po ziemi...
Nie myliło ich ucho, w głębi tej nocy ruszało się coś po wolnie, ostrożnie, daleko...
Ruch ten ustawał, milknął, ginął i wznawiał się...
Poruszyli siÄ™ starsi.
SÅ‚awek, po namiotach!
Niech nie śpią, już coś słychać!
Sando i SÅ‚awek oba wybiegli.
W odsłoniętym namiotu otworze chyliły się głowy ciekawe, nasłuchując.
Głuche owo tętnienie wznawiało się, lecz dnia ani brzasku, ani świtania na niebie widać nie było...
Noc nie miała końca.
VII
JL/niało, lecz była noc jeszcze, z czarnych tylko ciemności się zmieniły na białe.
W tej szarej oponie oko tak samo dojrzeć nic nie mogło, jak wprzódy w czarnej nic nie widziało.
Dzień przychodził nie wiedzieć skąd, a mgła zdawa ła się coraz zsiadlejszą , a chłód przejmował do
kości, wilgoć oblewała wszystko.
Zwiat był mokry, jakby w wodzie zanu rzony.
W polskim obozie zdawało się spać wszystko, lecz jedna powieka się nie zamknęła na chwilę.
Niemcy ucztowali długo i spali twardo.
Straże ich nawet posiadały na ziemi poobwijane w płaszcze i kamieniały znużeniem.
Ponad namiotem marszałka wielka chorągiew Zakonu wi siała także jak uśpiona, obmokła i znikł
z niej ten krzyż, któ rym się urągała światu.
Pokrajana y pasy czarne i białe wy dawała się żałobnym proporcem zawieszonym nad grobem.
W dali ciągle coś słychać było, jak gdyby morze zbudzone szło zalewać ziemię.
I huk ten, stłumiony tak właśnie jak fale, przestankami był przerywany.
Spali Niemcy oprócz Teodoryka, który przed obrazem Najświętszej Panny się modlił.
Dwaj kompani stali u drzwi jego.
Wstał wreście z klęcznika i płaszcz narzuciwszy na ra miona szedł przez pusty namiot wielki ku
wnijściu.
Ucho jego chwyciło ten szum fali, to toczenie się jakieś głuche.
Stanął, wyprostował się i pobladł.
Odchylił wnijście, słuchał i oczy mu słupem stanęły...
W obozie o krok nic widać nie było, a na wpół mgłą obwi nięte straże najbliższe siedziały jak
skamieniałe.
Brwi mu się ściągnęły grożno.
.
W tej chwili tętent powolny zaczął go dochodzić tak wy raznie, iż stojącego kompana za ramię
pochwycił.
Pobudka!
krzyknął Dzień!
Zpi wszystko!
Pobudkę uderzyć l
Wśród ciszy głos marszałka rozległ się głucho i stłumiony w powietrzu, które mu iść daleko nie
dało, zgasł u progu.
Kompani biegli do straży.
W dolinie rżały konie i jakby szczękały oręże skąd?
czy je?
swoje czy obce?
marszałek rozeznać nie mógł.
Uczuł w sercu trwogę i przeczucie jakieś, grozbę niebezpieczeństwa, w które nie wierzył dotąd.
Widmo Aoktka stanęło mu przed oczyma.
Był niemal pewien, że on to nadciąga, korzystając z mgły i ociężałości ludzi jego, długimi po
kraju bezbronnym łupie żami znużonych i wysilonych.
Na koń!
zawołał, chwytając za ramię w szarym pła szczu nadchodzącego półbrata krzyżackiego Jurgę.
Na koń i w czwał za Ottonem Luterburgiem, aby mi w pomoc pospie szał!
Polacy nadciągają! [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • cs-sysunia.htw.pl
  •  
     
    Podobne
     
     
       
    Copyright © 2006 Sitename.com. Designed by Web Page Templates