Strona poczÂątkowa
 
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

mego pokroju, zarówno jeśli chodzi o sferę erotyczną, jak
i wolę wydobycia się z trudnego położenia. Przed chwilą
walczyli na argumenty, bo tego wymagała sytuacja. Teraz
mogli spojrzeć na siebie bez zbędnych uprzedzeń. Nie mógł
nie dostrzegać doskonałości jej twarzy i ciała. Nie mógł nie
zauważać szczupłej kostki, wychylającej się spod spódnicy,
ani szczeliny miÄ™dzy jej piersiami, owego wÄ…wozu, w któ­
rym zalegaÅ‚y cienie. WÅ‚osy miaÅ‚a wysoko upiÄ™te, co Å›wiad­
czyło, że znane jej były paryskie nowinki z dziedziny mody.
Chyba inaczej planowała spędzić ten wieczór, gdyż jej suknia
bardziej pasowaÅ‚a do opery niż do nocnych awantur ze zÅ‚o­
dziejem i włamywaczem. Pragnął zedrzeć z niej tę suknię,
odsÅ‚onić jej nagość i przywrzeć ustami do jej piersi. JeÅ›li sÄ…­
dziła, że to małżeństwo zdolne jest utrzymać się w ramach
celibatu, to byÅ‚a w grubym bÅ‚Ä™dzie. MógÅ‚ jej obiecać wstrze­
mięzliwość, lecz ani myślał dotrzymywać tej obietnicy. Torry
Slade zbyt silnie oddziaływała na jego zmysły. Tylko kobieta
szalona mogła sobie wyobrażać, że mężczyzna taki jak on
pozostanie obojętny na pokusę zawładnięcia tak wspaniałym
ciałem.
Ale Torry Slade nie była szalona. Wręcz przeciwnie. Jej
umysÅ‚ pracowaÅ‚ sprawnie i wedle wszelkich reguÅ‚ logiki. Po­
mimo jej zaprzeczeÅ„, Gerard widziaÅ‚ w niej współautorkÄ™ te­
stamentu. Był przeświadczony, że to ona namówiła Kapitana
do takiego wÅ‚aÅ›nie zapisu. UzyskiwaÅ‚a w ten sposób nastÄ™p­
ne dziesiątki milionów i kupowała sobie szacunek, którego
bodaj nigdy dotąd nie doświadczyła od innych.
Nagle odłożyła rewolwer na blat biurka, jakby doszła do
wniosku, że już nie będzie musiała się bronić.
- yle robisz, ufając mi - rzekł gardłowym głosem. -
Mam nad tobÄ… przewagÄ™ siÅ‚y. MogÄ™ odwoÅ‚ać siÄ™ do tego ar­
gumentu, zabrać papiery i pójść sobie, nie zostawiajÄ…c ci ni­
czego.
- Ale wówczas ty sam też wyjdziesz z niczym. Nie za­
pominajmy o majątku Kapitana - powiedziała tak cicho, że
ledwie rozróżnił poszczególne słowa. Może opanowało ją
zniechęcenie, a może wyczerpała ta utarczka.
- Nim się rozstaniemy, by od jutra stać się partnerami w
interesie, należałoby przypieczętować nasz układ. - I zanim
zdążyÅ‚a uczynić jakiÅ› obronny gest, pochyliÅ‚ siÄ™ i zÅ‚ożyÅ‚ po­
całunek na jej wysokim czole, którego nie szpeciła ani jedna
zmarszczka. ByÅ‚ to z jego strony czyn zgoÅ‚a heroiczny. Po­
minął bowiem namiętne usta i oparł się innym pokusom.
Bardzo zależaÅ‚o mu na tym, by nie patrzyÅ‚a naÅ„ jak na męż­
czyznÄ™, który daÅ‚by wiele za możliwość kosztowania jej cia­
ła. Nie chciał dawać jej takiej przewagi nad sobą.
Próżna nadzieja. Wyraz jej oczu przekonał go, że jest
świadoma jego walki i udawania. Mógłby nawet przysiąc, że
71
sama posuwaÅ‚a siÄ™ do oszustwa, prezentujÄ…c na pozór chÅ‚od­
nÄ… i obojÄ™tnÄ… twarz. ZwiadczyÅ‚ o tym chociażby jej przy­
spieszony oddech. Tak, pożądanie byÅ‚o obopólne. Oboje na­
znaczeni byli piętnem zmysłowości.
W miejsce jednego niebezpieczeÅ„stwa pojawiÅ‚o siÄ™ na­
stępne. Wybujały erotyzm obojga mógł doprowadzić ich nad
skraj przepaści.
- Zatem do jutra - rzekł, zsuwając dłonie z jej ramion.
- Zjawię się o wpół do jedenastej. Bądz sama. Nikt nie może
nam przeszkodzić. %7ładnego świadka. Sama rozumiesz, że
krąg wtajemniczonych musi ograniczyć się tylko do nas
dwojga.
Kiwnęła głową. Przez chwilę mierzyli się wzrokiem.
Przypominali dwóch rycerzy przed walką, próbujących się
zorientować w sile, determinacji i odwadze przeciwnika.
Gerard uśmiechnął się i w odpowiedzi ona odwzajemniła
mu siÄ™ tym samym. UkÅ‚oniÅ‚ siÄ™ i już wychodziÅ‚, gdy doÅ›cig­
nęły go jej słowa:
- Arrivederci, panie Schuyler. Jutrzejszemu dniu też trze­
ba będzie sprostać.
ROZDZIAA PITY
Jak było może do przewidzenia, tylko jedna osoba była
wstrząśnięta i oburzona kapitulacją Gerarda wobec życzeń
Kapitana. Gdy tylko ogłosił wszem i wobec, że on i pani
Torry Slade zamierzajÄ… siÄ™ pobrać, gratulacje sypnęły siÄ™ ni­
czym z rogu obfitości. Większość z nich podyktowana była
wyrachowaniem, lecz pod względem formy były bez zarzutu.
Cierpliwie zniósÅ‚ poklepywania po plecach, mniej lub bar­
dziej subtelne aluzje i mrugnięcia okiem. Czuł się jak aktor,
który właśnie zszedł ze sceny po udanym występie.
Matka żale i zawodzenia przeplataÅ‚a życzeniami pÅ‚ynÄ…cy­
mi z głębi serca. Ojciec rzekł rzeczowo:
- Zachowałeś się rozsądnie. Oczekiwałem tego po tobie.
Gdy jednak udaÅ‚ siÄ™ do kancelarii adwokackiej, by prze­
dyskutować formalności związane ze ślubem, van Rensselaer
okazał się pierwszym człowiekiem, który pogratulował mu
bez cienia wylewności, niemal z obojętną miną.
Shreve, przedstawiając mu szczegóły przejęcia części
przedsiÄ™biorstw użytecznoÅ›ci publicznej, zachowaÅ‚ siÄ™ w po­
dobny sposób.
- Niech żyje zdrowy rozsądek, Gerardzie - powiedział,
odchrząkując. - Kapitan byłby z ciebie dumny.
Nikt nie podejrzewaÅ‚ prawdy. Wszyscy uważali to maÅ‚­
żeństwo za rzecz naturalną. Sprawa miała wymiar niemalże
dynastyczny. Losy dwustu pięćdziesięciu milionów dolarów
podobne byÅ‚y losom królestwa. Historia znaÅ‚a przecież naj­
dziwniejsze polityczne mariaże, a z tych związków rodzili
się następcy tronu. Podobnie miało być w przypadku Gerarda
Schuylera i Torry Slade.
Logika ta nie przemawiała jedynie do siedemnastoletniej
Kate. Dwa dni po powiadomieniu rodziny o swej sensacyjnej
decyzji, o której już na drugi dzień mówił cały Nowy Jork,
Gerard ubierał się właśnie do obiadu, gdy usłyszał pukanie
do drzwi. Po chwili do pokoju weszła Kate.
- Czy mogÅ‚abym z tobÄ… porozmawiać? - spytaÅ‚a nie­
śmiało. - Chodzi o osobistą sprawę. - Wskazała oczami
Timsona, kamerdynera, który przyjechał z Anglii razem
z Gerardem. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • cs-sysunia.htw.pl
  •  
     
    Podobne
     
     
       
    Copyright © 2006 Sitename.com. Designed by Web Page Templates