|
|
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ale stawaÅ‚o siÄ™ jasne, że mój przyjaciel nie zmierza w dobrym kierunku. GnÄ™biÅ‚o mnie to. WiedziaÅ‚em, że Maurice nie ma wpojonej brutalnej agresji, bez której trudno przeżyć w irlandzkich ugrupowaniach paramilitarnych. CzuÅ‚em, iż skoÅ„czy siÄ™ to dla niego przykro. SkoÅ„czyÅ‚o siÄ™ bardzo przykro. Tuż po Bożym Narodzeniu Maurice zjawiÅ‚ siÄ™ w mojej norze przy Indiana Street, zadyszany, blady i wyraznie przerażony. PoprosiÅ‚ mnie o azyl. PowiedziaÅ‚: Jestem Å›cigany czy coÅ› w podobnie filmowym stylu. Nie miaÅ‚em pojÄ™cia, kto konkretnie go Å›ciga, lecz byÅ‚em pewien, iż nie czyni tego w przyjaznych zamiarach. Maurice przeprosiÅ‚, że mnie w to wciÄ…ga. Nie miaÅ‚ innego wyjÅ›cia. MuszÄ™ go ukryć; pózniej przedostanie siÄ™ do Anglii i tam na jakiÅ› czas zniknie . NastÄ™pnie wyjÄ…Å‚ olbrzymi rewolwer i zapewniÅ‚ mnie, że wszystko bÄ™dzie dobrze, jeÅ›li żaden z nas nie straci gÅ‚owy. Omal nie zsikaÅ‚em siÄ™ ze strachu. Jeżeli dobrze pojÄ…Å‚em, w szeregach ugrupowania, do którego należaÅ‚ Maurice, nastÄ…piÅ‚ rozÅ‚am. Najwyrazniej mój przyjaciel nie kryÅ‚ siÄ™ ze swymi sympatiami. Separatystów spacyfikowano i teraz wyrzynano ich na wyrywki. Maurice zostaÅ‚ przeznaczony pod nóż. PrzyszÅ‚a pora odmówić modlitwÄ™ za konajÄ…cych. ByÅ‚em przerażony. MiaÅ‚em uczucie, że jeszcze do tego wszystkiego nie dorosÅ‚em. Psiakrew, nie byÅ‚em nawet peÅ‚noletni, chodziÅ‚em do szkoÅ‚y! JeÅ›li ktoÅ› przyjdzie rozwalić Maurice'a, maÅ‚o prawdopodobne, że oszczÄ™dzi mnie przez wzglÄ…d na piÄ™kne oczy. Kiedy nas znajdÄ…, zarobiÄ™ kulkÄ™. Dlaczego zwróciÅ‚ siÄ™ wÅ‚aÅ›nie do mnie? ByÅ‚o do przewidzenia, że sprawdzÄ… wszystkich kolegów Maurice'a, a ja znajdowaÅ‚em siÄ™ na czele listy. ChciaÅ‚em jechać do Cambridge, a nie kryć siÄ™ przed egzekutorami z IRA! CzuÅ‚em siÄ™ urażony i byÅ‚o mi bardzo nieprzyjemnie. PrzeÅ‚knÄ…Å‚em strach (z pewnym trudem) i obiecaÅ‚em mu pomóc. Ostatecznie byÅ‚ moim przyjacielem. Nie miaÅ‚em wyboru. WiedziaÅ‚ o tym z góry. Nie mógÅ‚ zostać u mnie - dla niego też byÅ‚o to oczywiste, ku mojej wielkiej uldze. MusieliÅ›my znalezć jakÄ…Å› metÄ™ do czasu, aż poÅ›cig ustanie i Maurice bÄ™dzie mógÅ‚ dyskretnie wymknąć siÄ™ z kraju. Burza mózgów trwaÅ‚a wiele godzin, nim wreszcie wpadliÅ›my na sensowny pomysÅ‚. Podczas tej bezsennej, trwożnej nocy wiele siÄ™ o nim dowiedziaÅ‚em. Głównie to, jaki jest bezdennie gÅ‚upi. Wciąż pieprzyÅ‚ bez sensu, ilu to wykoÅ„czy, jeÅ›li go namierzÄ…. PróbowaÅ‚em mu wytÅ‚umaczyć, że rewolwer mu nie pomoże, bo bÄ™dzie zbyt martwy, żeby dobrze celować, ale mnie nie sÅ‚uchaÅ‚. KlÄ…Å‚ siÄ™, że zabierze kilku drani ze sobÄ…. MiaÅ‚em tylko nadziejÄ™, że nie wciÄ…gnie mnie na listÄ™ uczestników tej wycieczki. Moja przyszÅ‚ość zaczynaÅ‚a wyglÄ…dać obiecujÄ…co. ChciaÅ‚em jeszcze trochÄ™ pożyć, żeby zobaczyć, co z tego wyjdzie. Nazajutrz z samego rana pojechaliÅ›my autobusem do Kilkeel, rybackiej wioski w hrabstwie Down. Ojciec Maurice'a trzymaÅ‚ tam łódz. ZaplanowaliÅ›my, że z braku lepszej koncepcji Maurice wykorzysta jÄ… jako kryjówkÄ™. KupiÅ‚em żarcie i fajki w miejscowym sklepie z żarciem i fajkami, po czym powiedziaÅ‚em mu do widzenia . Mój szalony przyjaciel byÅ‚ w dobrym nastroju. Ta sensacyjna przygoda sprawiaÅ‚a mu niezÅ‚Ä… frajdÄ™, a poza tym chyba lubiÅ‚ być obsÅ‚ugiwany. SnuÅ‚ plany, jak to spotkamy siÄ™ w przeklÄ™tej Anglii, kiedy już bÄ™dÄ™ w Cambridge. (SÅ‚uchaÅ‚em tego ze smutkiem, pewien, że wczeÅ›niej zginie.) WyraziÅ‚ także wdziÄ™czność, że ryzykowaÅ‚em dla niego życie (no myÅ›lÄ™!), i dodaÅ‚, że choć absolutnie nie sposób mnie lubić, jestem caÅ‚kiem do rzeczy. Ów twardy, mÄ™ski wyraz sympatii mimo woli trochÄ™ mnie wzruszyÅ‚. PożegnaliÅ›my siÄ™ i daÅ‚em stamtÄ…d nogÄ™, zostawiajÄ…c Maurice'a z jego kretyÅ„skim rewolwerem i jeszcze bardziej kretyÅ„skim optymizmem. * NastÄ™pne dni wspominam bez przyjemnoÅ›ci. WpadÅ‚em raz do Maurice'a na pół godzinki, resztÄ™ czasu spÄ™dziÅ‚em w BelfaÅ›cie, starannie udajÄ…c, że siÄ™ uczÄ™. UczÄ™! Nie byÅ‚em w stanie siÄ™ skupić na Drydenie czy sir Tomaszu Brownie, czujÄ…c nad sobÄ… wiszÄ…cÄ… stale grozbÄ™ nagÅ‚ej Å›mierci. Jak Å‚atwo możecie sobie wyobrazić, byÅ‚a to dla mnie sytuacja dość stresujÄ…ca. Na normalnÄ… codzienność, wielkÄ… pÅ‚askÄ… równinÄ™ zwykÅ‚ych dni, takie zagrożenie dziaÅ‚a jak trzÄ™sienie ziemi. Widuje siÄ™ je w filmach, nie w życiu. Owszem, nie miaÅ‚bym nic przeciwko temu, żeby zagrać drugoplanowÄ… rolÄ™ w delikatnym pornosie, ale gangsterski thriller to nie dla mnie. InteresujÄ…ce, co z czÅ‚owiekiem robi ciÄ…gÅ‚y strach. Przede wszystkim fatalnie wpÅ‚ywa na ukÅ‚ad trawienny - sporÄ… część dnia spÄ™dza siÄ™ na kiblu. To bardzo niedobrze. Po pierwsze, traci siÄ™ w ten sposób czas, zyskujÄ…c miernÄ… rozrywkÄ™. Po drugie, w tej pozycji szanse obrony przed atakiem terrorystów sÄ… nikÅ‚e. Po trzecie, któż chciaÅ‚by zginąć, zanim zdąży podciÄ…gnąć spodnie? Kolejnym ujemnym efektem obÅ‚Ä…kaÅ„czego lÄ™ku jest zaburzenie percepcji mijajÄ…cego czasu - zwÅ‚aszcza nocÄ…. Minuty bolÄ…, godziny raniÄ…, a dni dobijajÄ…. CzÅ‚owiek szybko wpada w paranojÄ™. Nocami przyzywa niepunktualny Å›wit, a we dnie nie może siÄ™ doczekać osÅ‚ony nocy. Rzecz jasna, to siÄ™ kumuluje. Im dÅ‚użej trwa, tym wiÄ™ksze przybiera rozmiary. W koÅ„cu ogryzasz sobie uszy ze strachu. CapnÄ™li mnie, kiedy wracaÅ‚em ze szkoÅ‚y. Tego nie przewidziaÅ‚em, smÄ™tny gÅ‚upek. BÄ™dÄ…c w czterech Å›cianach, czujnie Å‚owiÅ‚em uchem każdy szelest, za to na ulicy kroczyÅ‚em wesoÅ‚o, pewien, że jestem bezpieczny. Niezbyt rozsÄ…dnie z mojej strony, co? Wrzucili mnie do furgonetki zaparkowanej przed warsztatem samochodowym przy koÅ„cu New Lodge. Wsadzili mi worek na gÅ‚owÄ™ i powiedzieli, żebym siedziaÅ‚ cicho, bo poÅ‚amiÄ… mi nogi. UsÅ‚uchaÅ‚em. ByÅ‚o wpół do piÄ…tej po poÅ‚udniu i zmierzchnÄ…cego nieba sÄ…czyÅ‚o siÄ™ jeszcze nieco Å›wiatÅ‚a. JechaliÅ›my dość dÅ‚ugo, bo kiedy kopniakiem wyrzucono mnie z furgonetki, zorientowaÅ‚em siÄ™, że jest już ciemno. W mokrym chodniku odbijaÅ‚y siÄ™ szare uliczne lampy. Z jakiegoÅ› powodu strasznie nie chciaÅ‚em umierać w bÅ‚ocie; nie chciaÅ‚em, żeby deszcz rozmywaÅ‚ mojÄ… krew. ByÅ‚o mi zimno, spodnie miaÅ‚em mokre (ze strachu; oburzony moim brakiem manier, jeden z przeÅ›ladowców omal nie poÅ‚amaÅ‚ mi żeber). RuszyliÅ›my opadajÄ…cÄ… w dół drogÄ…. Z workiem na gÅ‚owie co krok siÄ™ potykaÅ‚em. Facet, który wczeÅ›niej mnie kopnÄ…Å‚, klÄ…Å‚ i raczyÅ‚ mnie dalszymi kopniakami, ilekroć miaÅ‚ okazjÄ™ - czyli czÄ™sto. StanÄ™liÅ›my przed jakimÅ› domem. Jeden z mężczyzn zastukaÅ‚ do drzwi. CzekaliÅ›my chwilÄ™, która wydaÅ‚a mi siÄ™ bardzo dÅ‚uga. W oddali sÅ‚yszaÅ‚em dychawiczny terkot silnika rybackiej Å‚odzi. OznaczaÅ‚o to przystaÅ„. Lame? Derry? Kilkeel? MiaÅ‚em nadziejÄ™, że nie jesteÅ›my w Kilkeel. Drzwi siÄ™ otwarÅ‚y, wepchniÄ™to mnie do Å›rodka i poprowadzono przez kilka dość dużych pokoi, aż wreszcie zatrzymano. PoczuÅ‚em pod kolanami ucisk krzesÅ‚a. OpadÅ‚em na nie ciężko. DoleciaÅ‚y mnie stÅ‚umione szepty, oddalajÄ…ce siÄ™ kroki, a potem czyjÅ› gÅ‚os poinformowaÅ‚ mnie: - Pięć minut. BÄ…dz grzeczny, a nic ci siÄ™ nie stanie. Przez pięć minut dusiÅ‚em siÄ™ pod kapturem w pocie, strachu i Å‚zach. OddychaÅ‚em z trudem, majÄ…c uczucie, iż tonÄ™ w samym sobie - uczucie o tyle pozytywne, że zagÅ‚uszyÅ‚o myÅ›l o bliskiej Å›mierci. Potem zdjÄ™to mi worek i oÅ›lepiÅ‚o mnie jaskrawe Å›wiatÅ‚o. - Kurwa! - powiedziaÅ‚em wytwornie. - Ty, kurwa, nie pyskuj! - odpowiedziaÅ‚ mi w tym samym tonie czyjÅ› gÅ‚os. PosÅ‚uchaÅ‚em dobrej rady i zamilkÅ‚em. Moje oczy stopniowo przyzwyczajaÅ‚y siÄ™ do Å›wiatÅ‚a, które skÄ…dinÄ…d byÅ‚o caÅ‚kiem wÄ…tÅ‚e. - Wygodnie ci? KiwnÄ…Å‚em skwapliwie gÅ‚owÄ…. ByÅ‚o ich dwóch. Obaj Å›redniego wzrostu, jeden krÄ™py i Å‚ysiejÄ…cy, drugi dÅ‚ugowÅ‚osy, w okularach i z brodÄ… w stylu Gerry'ego Adamsa. - Przykro nam, synu, że musieliÅ›my ciÄ™ tu przywiezć - odezwaÅ‚ siÄ™ Å‚ysy - ale mamy pewien drobny problem i potrzebna nam pomoc. Mam nadziejÄ™, że ty jej nam
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plcs-sysunia.htw.pl
|
|
|
|
|
Podobne |
|
|
|
|