Strona poczÂątkowa
 
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Dziękuję panu, Walthers. Podniósł się z krzesła.
- Idę teraz do sterowni. Muszę jeszcze trochę popracować.
- Kapitanie... czy pan wystarczajÄ…co sypia?
- Ja?... Ależ oczywiście. Ucinam sobie krótką drzemkę podczas każdej wachty...
prawie każdej.
- Jeszcze cztery godziny, kapitanie. Max potarł dłonią zaspane oczy.
"Asgard" leciał teraz odpowiednim tunelem. Już od kilku dni leciał po tej trajektorii,
aby wkrótce przebić się do miejsca, gdzie była ich rodzima Droga Mleczna. Max spojrzał na
Kelly'eya.
- Jak długo jest pan w sterowni?
- Niezbyt...
- Czy pan w ogóle spał?
- Ach, kapitanie...
- Pan jest niepoprawny. Znowu jedno gotowe?
- Tak jest, kapitanie.
- Proszę zaczynać.
Podczas gdy dyżurni podawali Maxowi wyniki obliczeń, on zamieniał je w liczby
systemu dwójkowego i podawał obsłudze maszyny. Już od kilku dni prawie wcale nie
opuszczał sterowni, tylko rozwiązywał poszczególne równania, opracowywał wyniki, a
pózniej rzucał się na łóżko i spał.
Dopóki było to możliwe, dyżurni się zmieniali, tak, żeby choć przez kilka godzin
mogli wypocząć. Tylko Kelly nie ustępował i ciągle trwał na swym posterunku.
Oczywiście, Max także nie mógł liczyć na to, że ktoś go zastąpi. Musiał osobiście
wyliczyć każde równanie, gdyż tylko w jego pamięci zmagazynowane były niezbędne tabele,
wzory i algorytmy postępowania. Właśnie wszyscy zgromadzili się w "saunie" - wszyscy
poza Lundym, który przyszedł dopiero wtedy, gdy Max skończył i wydał rozkaz, wykonania
korekty.
- Pozdrowienia z kuchni! - wykrzyknął wesoło, stawiając na stole wielką wazę lodów
z kremem.
- Jaki smak? - zapytał rzeczowo Max.
- Czekoladowy.
- Zwietnie. To lubię najbardziej. A tak mimochodem... jeśli już zabierze się pan do
rozdzielania tego deseru, proszę nie zapominać, że jutro będę wypisywał świadectwa pracy.
- Ale to nie fair.
- Niech więc Kelly zajmie się podziałem. Miejmy nadzieję, że jego duma nakaże mu
zachować sprawiedliwość. Max zwrócił się do szefa
- Ile czasu jeszcze mamy?
- Dwadzieścia minut.
- Tak niewiele?
- Wystarczy.
- O'kay.
Zrobili nowe pomiary i zjedli lody, po czym zajęli stanowiska pracy, gdzie powinni
być obecni w czasie tranzycji.
Tym razem Kelly nie usiadł przy maszynie liczącej. Zastąpił go Kovak, zaś on sam
zajął się stereografami, gdzie najlepiej mógł wykorzystać swe doświadczenie. Asystował mu
Lundy. Smythe i Noguchi nadal przeprowadzali namiary.
Dwie godziny przed wyznaczonym czasem manewru zadzwonił Max do Compagnona.
Oświadczył mu, że w tej chwili największy ciężar spoczywa na maszynowni. Główny
inżynier zapewnił, iż on i jego ludzie dadzą z siebie wszystko.
Jones pracował i odpoczywał w dziesięciominutowych turach. Co prawda nie czuł się
tak świeżo, jak odebrane prosto spod kury jajko, niemniej radził sobie nie najgorzej.
Praca była dobrze zorganizowana, nie musieli dokonywać zbyt wielu korekcji lotu,
tak, że tylko Compagnon mógł narzekać z nadmiaru zajęć. Kiedy chronometr maszyny
obwieścił, że do punktu "0" pozostała niecała godzina, Max dzwignął się z łóżka i
przeciągnął, aż zatrzeszczały kości.
- Wszyscy na stanowiska. Noggy, obudz się!... Czy każdy otrzymał po tabletce? Gdzie
jest moja? Kovak podał mu niewielką pigułkę. Popił ją kawą.
- Kto głodny, niech korzysta z ostatniej okazji. Pózniej nie będzie już czasu.
Wkrótce zaczęły napływać dane... jak zwykle w tym samym, monotonnym rytmie. Po
chwili poczuł, że ogarnia go zmęczenie. Zaledwie przyjął kolejną poprawkę toru lotu i zdążył
przekazać ją do maszynowni, Kelly miał już nowe kolumny cyfr do opracowania.
Znowu zapłonęły lampki - kolejna korekta. Odczytał wynik, podał go maszynowni, a
za moment gotowe były kolejne obliczenia.
- Powtórzyć!
Kelly powtórzył. Max przebiegł w pamięci tabele i stwierdził, że tysiące znaków nic
mu nie mówią. Co właściwie znaczyła ostatnia korektura? Czy na pewno posłużył się
właściwym algorytmem? Czy coś takiego można określić mianem "liczenia"? A statki
patrolowe?... Jakiej metody tam używano, aby wydobyć się z podobnej pułapki? Czy można
oczekiwać, aby jeden jedyny człowiek...
- Kapitanie! - usłyszał ostry głos Kelly'eya. Potrząsnął głową i usiadł.
- Przepraszam. ProszÄ™ dalej, szefie.
Z panicznym strachem przebiegł długie kolumny tabel, sprawdzając, czy się nie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • cs-sysunia.htw.pl
  •  
     
    Podobne
     
     
       
    Copyright © 2006 Sitename.com. Designed by Web Page Templates