|
|
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
brała wszystkie swoje przybory toaletowe... A więc Anyi już nie ma? Jenny nie wiedziała, czy się cieszyć, czy martwić. Z jednej strony jedna wroga osoba została wyeliminowana, a z drugiej - już nikt nie stał Dantemu na przeszkodzie, by potajemnie umizgiwał się do Jenny. Jenny rzuciła mu przenikliwe spojrzenie. - Zawsze udaje ci się kształtować rzeczywistość wedle swojego upodobania? Dante skrzywił się. - Gdyby tak było, to moi rodzice nadal by żyli, a dziadek nie umierałby na raka - odpowiedział gorzkim tonem. - Przykro mi - powiedziała szczerze. - Moi rodzice umarli, kiedy miałem sześć lat. Nonno wziął mnie pod swoje skrzydła. Zawsze przy mnie był. Dał mi tak wiele, że mam wobec niego dług wdzięczności. Musiałem mu przywiezć zaginioną wnuczkę. Nie mogłem mu po- wiedzieć, że ona nie żyje. To byłby dla niego potężny cios. Czy w ten sposób chciał u niej wywołać współczucie? A może to tylko pe- wien rodzaj szantażu emocjonalnego? Nie była pewna. Wiedziała tylko, że temu podstępnemu, bezlitosnemu mężczyznie nie można ufać. S R Z tyłu głowy kołatała się jej myśl, że może jednak nie kierowało nim ego. Może faktycznie przemawia przez niego żal z powodu śmiertelnej choroby kocha- jącego dziadka oraz tragicznej historii rodzinnej. W każdym razie Jenny żałowała, że pożyczyła sobie tożsamość Belli. Gdyby nie jej oszustwo, nie byłoby teraz całej tej szopki. To była tylko i wyłącznie jej wi- na. To przez nią detektywi wynajęci przez Marco stwierdzili, że Isabella żyje. Sama narobiła staremu Rossiniemu nadziei, a sobie nawarzyła piwa. Westchnęła głośno. - Przepraszam, że tak namieszałam. Naprawdę zrobię wszystko, co w mojej mocy, aby dać twojemu dziadkowi to, czego on chce od Belli. Nie ma potrzeby, żebyś mnie do czegokolwiek siłą... zmuszał. Nagle oblała się rumieńcem. Głupio to zabrzmiało. Przecież Dante nie zmusił jej do tego, by objęła go i całowała, kiedy się na nią rzucił. On na pewno nie zapo- mni jej reakcji. Będzie sobie myślał Bóg wie co. I nie przyjmie do wiadomości żadnych wyjaśnień. Nie zrozumie, że zrobiła to nie z namiętności, tylko ze złości. Idiotka ze mnie! - skarciła się w myślach. Na szczęście Dante zignorował jej wypowiedz. - Kim byli twoi rodzice? - zapytał nagle. Do tej pory nie zdradzała mu żadnych informacji na temat swojego życia. Te- raz jednak, nękana wyrzutami sumienia, postanowiła mu powiedzieć. - Nie wiem. Nikt tego nie wie. Porzucono mnie jako niemowlę. Parę godzin po porodzie. Były publiczne apele do matki, ale nigdy się nie zgłosiła. - Pewnie była uczennicą... Z jakiegoś powodu musiała ukrywać ciążę, a po- tem fakt, że urodziła dziecko - spekulował Dante. Zdziwiła ją jego odpowiedz, w której usłyszała sporo zrozumienia i współ- czucia. S R - Naprawdę tak uważasz? - zapytała. - Ja myślę, że moja matka po prostu nie chciała mieć dziecka, które byłoby dla niej kulą u nogi! Nie chciało się jej nawet oficjalnie zgłosić mnie do adopcji! Musiała mnie z całego serca nie cierpieć! - Nieprawda - zaprotestował Dante. - Myślę, że twoja matka była młodziutką dziewczyną. Nie chciała zrujnować sobie życia. Ale chciała cię urodzić, bo w głębi serca kochała cię i chciała ci dać życie. Jenny nie dała się przekonać ani wzruszyć. Od zawsze postrzegała swoją matkę jako osobę bez serca, a siebie jako niechciane dziecko, wyrzucone jak śmieć. - To zresztą nie ma znaczenia! Nie mam rodziców ani żadnej rodziny. Pielę- gniarki w szpitalu dały mi imię Jenny. A jako że znaleziono mnie na Kent Street, tak oto zostałam Jenny Kent. Voila! - powiedziała gorzko. Dante milczał przez chwilę. Nie wiedział, co powiedzieć. - Nie powinnaś potępiać tak kompletnie swojej matki - odezwał się wreszcie. - Zapewne do dzisiejszego dnia żałuje swojej decyzji. Osoby w trudnych, drama- tycznych sytuacjach nie myślą jasno, popełniają błędy, których potem żałują. Tak jak ja. Kiedy obudziłam się ze śpiączki, cały świat zawalił mi się na głowę i dlatego... skłamałam. Może faktycznie nie ma prawa tak surowo oceniać swojej matki? Była to myśl zupełnie nowa i niewygodna, ale może ułatwiłaby jej w jakimś stopniu życie. Pogodzić się w sercu ze swoją nieznaną, znienawidzoną matką - to byłby prawdzi- wy przełom. Raptem Jenny uderzyło to, jak dziwna jest ta rozmowa. Dlaczego wypytywał o jej matkę? Co go to obchodziło? Jaki miał w tym cel? Przecież komuś takiemu jak Dante historia życia Jenny musiała się wydawać jak wyjęta prosto z brukowca... - Mój dziadek też porzucił swoje dziecko - dodał cicho Dante. - Swojego naj- młodszego syna. Do dzisiaj tego żałuje. Ach tak! Dante po prostu szykuje grunt pod więz, która ma połączyć ją i Marca. Czyli znowu nic innego - tylko manipulacja. S R - Przecież powiedziałam, że dam z siebie wszystko w roli, którą mam grać - powiedziała poirytowana. Dante spojrzał na nią swoimi ciemnymi, groznymi oczami. Trwał pojedynek na spojrzenia. Jenny wiedziała, że od tego, kto go wygra, zależy to, czy Dante jej wreszcie uwierzy, czy nie. Wygrała. Dante spuścił wzrok. I zatrzymał go na jej ustach... Nagle jej serce zaczęło łomotać i poczuła skurcz w brzuchu. Przebiegł ją dreszcz. Jedną rękę zacisnęła na poręczy balustrady, a drugą w pięść. Tym razem nie okaże mu słabości! Będzie walczyć. Dante jednak ani drgnął. Przygryzł wargi i znowu spojrzał w jej oczy. Fał- szywy alarm. Jenny cichutko odetchnęła z ulgą. Nie wiedziała, czy to, co przed chwilą czuła, to był strach, czy może pewna ekscytacja... - Wyglądasz dziś wieczór zjawiskowo - wyszeptał zmysłowo. - Nonno będzie dumny, że ma tak piękną wnuczkę. Zapomni o tym, że nie przypominasz z wyglądu Antonia. To już połowa sukcesu. Dalej pójdzie z górki. Pod warunkiem że nie za- pomnisz swojej roli i będziesz się w pełni stosować do moich wskazówek - powie- dział, zbliżając usta do jej ucha. Jenny znowu poczuła, jak jej ciało reaguje na jego bliskość. Nie miała nad tym niemal żadnej kontroli. - Obiecuję - odpowiedziała. Kolejna wymuszona obietnica. Pan i władca Dante umie dopiąć swego. Uśmiechnął się z satysfakcją. - Przejdziemy się? Oprowadzę cię trochę po willi. Jenny skinęła głową. Ruszyli na spacer. - Czego mogę się przy kolacji spodziewać ze strony Lucii? - zapytała w pew- nej chwili. - W obecności Nonno moja kuzynka jest czystą słodyczą. Osobą niemalże świętą... - odparł z przekąsem, a nawet niesmakiem. S R - Jak zareagowała na wyjazd Anyi? - Och, odegrała scenkę. Zarzekała się, że zle zrozumiała sytuację. Działała podobno w dobrej wierze, zapraszając tu Anyę. Lucia jest mistrzynią odwracania kota ogonem. Gdyby istniał taki zawód, byłaby w światowej czołówce. - Twoja opinia na jej temat jest przeżarta cynizmem - zauważyła Jenny. Dante wzruszył ramionami. - Ona po prostu taka jest. Ciocia Sophia, jej matka, raz ją rozpieszczała, a raz zaniedbywała. Może stąd się wzięło rozchwianie emocjonalne Lucii? Już we wczesnym dzieciństwie nauczyła się manipulować matką i otoczeniem. Do szew- skiej pasji doprowadzają fakt, że ja, jako jedyny, potrafię ją przejrzeć. - Pewnie dlatego, że sam w najwyższym stopniu opanowałeś sztukę manipu- lowania ludzmi - błyskawicznie skomentowała Jenny.
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plcs-sysunia.htw.pl
|
|
|
|
|
Podobne |
|
|
|
|