|
|
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
słońca skórę. - Jesteście, panie, rewolwerowcem? - spytał Will, marszcząc czoło. Adam pokręcił głową. - Nie. Ranczerem. Will przyglądał mu się z niedowierzaniem. Genevieve przesłała Adamowi wymowne spojrzenie, po czym znów zwróciła się do Meadowsów. - Adam tylko wygląda jak rewolwerowiec, ale naprawdę jest ranczerem. Ma spory kawałek ziemi pod Blue Belle. Mieszka tam razem z braćmi. - Właściciel rancza? - spytał James. - Tak - odrzekł Adam. James zachęcająco skinął na syna. Młodszy mężczyzna natychmiast wystąpił naprzód. - Czy przypadkiem nie potrzebujecie, panie, pracowników do pomocy? - zapytał z nadzieją. - Pomoc zawsze się przyda - odparł Adam. - Szuka pan pracy? - Tak - potwierdził Will. - Potrafię ciężko pracować, żadną robotą nie gardzę i nie przerywam, póki nie skończę. Dobrze pracuję i jestem silny, bardzo silny. - Praca na ranczu jest ciężka - ostrzegł Adam. - Nie boję się - odparł Will. - No, to przyjmuję pana. - Szukamy nowego zajęcia, bo na południu zabrakło pracy - wyjaśnił. - Gdzie leży wasze ranczo, panie? Adam wyjaśnił im jak dotrzeć na Różane Wzgórze. - Pieszo będziecie szli bite dwa tygodnie. Powinienem tymczasem wrócić do domu, ale gdyby mnie jeszcze nie było, powiedzcie mojemu bratu, Cole'owi, że was przysłałem. - Na pewno bez trudu tam dojdziemy - zapewnił Will. Kobieta chwyciła męża za ramię i uściskała. Miała łzy w oczach i usilnie starała się je powstrzymać. - Może porozmawiamy o tym podczas posiłku - zaproponowała Genevieve. Adamowi wydawało się, że James chce odrzucić zaproszenie. Rozumiał starego. Rodzina wyraznie przeżywała trudne chwile i pewnie skończyły im się pieniądze. Ich zniszczone ubrania, nadawały się tylko do wyrzucenia. Dziewczynki były jednak czyste i zadbane, miały tylko zabrudzone stopy, bo szły boso. Wydawało się, że Meadowsowie tęsknili za solidnym posiłkiem. Genevieve nie chciała słyszeć o odmowie. - Właśnie planowaliśmy piknik - oświadczyła. - I będzie nam bardzo miło, jeśli państwo przyłączą się do nas. Mamy dużo jedzenia, nie chcemy, żeby się zmarnowało. Prawda, Adamie? Cała rodzina spojrzała na niego, czekając na odpowiedz. - Prawda. - Z przyjemnością przyłączymy się do was - oznajmił James. Will i Ellie wymienili uśmiechy. Genevieve promieniała. Adam wiedział, że jej ulżyło. Wyraznie przejęła się losem tej rodziny. Zauważyła ich zniszczone ubrania i podobnie jak on domyśliła się, że Meadowsowie są głodni. Ale w odróżnieniu od niego pośpieszyła im z pomocą. Jej hojność i współczucie głęboko go zawstydziły. Przystał więc na zwłokę w podróży. Lunch zjedli nad strumieniem, jakieś pół mili od głównej drogi. W czasie gdy Adam zajmował się końmi, Ellie pomogła Genevieve rozłożyć koc na ziemi i przygotować jedzenie. Był ser, solona szynka, suchary, jabłka i suszone banany, a na deser słodkie ciasteczka. Pili zimną wodę ze strumienia. Chociaż jedzenia było dość dla wszystkich, Genevieve niewiele jadła. Przez cały czas poskubywała tylko jednego suchara. Gdy wszyscy zaspokoili głód, zapakowała resztę jedzenia dla Meadowsów tłumacząc, że inaczej trzeba by było je wyrzucić. - Jak to się stało, że taki człowiek jak wy, panie, został właścicielem rancza? - spytał James. Adam wzruszył ramionami. Nie miał zwyczaju opowiadać nikomu o swoim życiu. Nie wdając się zatem w szczegóły, powiedział tylko, że stał się posiadaczem rancza dzięki ciężkiej pracy i dużemu szczęściu. Genevieve była jednak innego zdania. Postanowiła dokładnie opowiedzieć jego losy. Adam tak się zdumiał, że nawet nie zaprotestował. Genevieve wiedziała o nim wszystko. To akurat nie było dla niego zaskoczeniem, dziewczyna czytała przecież jego listy, a mama Róża z pewnością dopowiedziała resztę. W osłupienie wprawiło go natomiast to, jak wiele szczegółów zapamiętała Genevieve. Niektóre nawet jemu już wyleciały z pamięci. Och, Genevieve umiała opowiadać. Tak ubarwiła tę historię, że Adam zaczął się zastanawiać, czy to o nim mowa. Zrobiła z niego obrońcę uciśnionych, rycerza i bohatera. Gdy słuchał, nie spuszczając z niej oka, miał wrażenie, że Genevieve naprawdę w to wszystko wierzy. Meadowsów zafascynowała ta opowieść. Zaczęli mu się przyglądać z podziwem należnym świętemu. Adam przesłał Genevieve spojrzenie, które miało znaczyć, że policzy się z nią, gdy tylko znajdą się sam na sam. Odpowiedziała mu słodkim uśmiechem. Adam był zdania, że powinni wkrótce wyruszyć do Gramby, ale Genevieve upierała się, by zostali nad strumieniem i jeszcze trochę porozmawiali. Will i James zadawali mnóstwo pytań na temat Różanego Wzgórza. Podczas gdy Adam zaspokajał ich ciekawość, Genevieve siedziała spokojnie. Doczekawszy się przerwy w rozmowie zaproponowała, by wypłacił Willowi i Jamesowi zaliczkę. To ich upewni, że dostaną pracę na ranczu. Adam pojął, o co naprawdę jej chodzi. Meadowsowie potrzebowali pieniędzy na uzupełnienie zapasów. W obawie, by nie urazić ich dumy, Genevieve wymyśliła rozwiązanie, które mogło być dla nich do przyjęcia. James i Will i tak zresztą zaprotestowali, a Genevieve widocznie pomyślała, że Adam się wycofa, bo położyła mu rękę na ramieniu i mocno go uszczypnęła. Nie odwracając wzroku od seniora rodu Meadowsów, Adam mocno ścisnął dłoń Genevieve. Dziewczyna cicho syknęła i cofnęła rękę. - Skoro macie dla mnie pracować, to zaliczka wam się należy - stwierdził. - Takie są zwyczaje na Różanym Wzgórzu? - spytał Will. - Tak - odparła Genevieve bez mrugnięcia. Adam wręczył Jamesowi i Willowi po dwadzieścia dolarów. - Spodziewam się zobaczyć was na ranczu przed końcem tego miesiąca - powiedział. Uścisnął im dłonie dla przypieczętowania umowy, oznajmił Genevieve, że czas się zbierać w drogę, po czym zaczął wstawać. Ale zmienił zamiar, gdy usłyszał następne zdanie Jamesa Meadowsa: - Wiecie, Adamie, macie ten sam błysk szlachetności w oczach co prezydent Lincoln, kiedy go widziałem. O tak, ten sam. - Widział pan na własne oczy Lincolna? - spytał Adam zaskoczony. - A widziałem, widziałem. Adam chciał koniecznie dowiedzieć się szczegółów. Usiadł więc i przez następną godzinę oczarowany słuchał relacji Jamesa ze spotkania z człowiekiem, który zdaniem Adama był największym mówcą i prezydentem wszech czasów. - Jechał wtedy do Gettysburga - powiedział James. - Och, to były
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plcs-sysunia.htw.pl
|
|
|
|
|
Podobne |
|
|
|
|