|
|
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
którą winowajca musiał w swoim czasie zapłacić. - Być może będą jeszcze jakieś papiery do podpisania: przelewy, zlecenia likwidacji lokat - rzekł pogrążony w myślach don. - Wykorzystamy ją też, jeśli będzie trzeba pokazać prasie pożegnalny list od męża- samobójcy; poza tym jest dobra w telewizji... Zgoda. Porozmawiasz z nią, Charley. Bez użycia siły. Don Corrado Prizzi wstał powoli, wspierając się na ramieniu Vincenta z jednej, a Edwarda S. Price'a z drugiej strony. Angelo Partanna rozsunął masywne drzwi i procesja w żółwim tempie opuściła pokój. Allan został sam. Wypatrywał czegoś za oknem, pogrążony w niewesołych myślach. - Co z tobą, Charley? - odezwał się po chwili Angelo. - Nic. Jakoś nie za dobrze się czuję. - Masz zaczerwienione oczy i gorączkę, jak sądzę. Zdawało mi się, że kaszlałeś. - Nic mi nie jest, papo. - Możesz sobie tak myśleć, ale i tak w drodze do domu zajrzymy do doktora Lesiona. Rozdział !0 Lekarz trzepnął Charleya książką. - Pójdziesz na tydzień do Santa Richenda, a potem dziesięć dni odpoczniesz w łóżku. - Nie mogę, doktorku. Muszę lecieć do Londynu. Lesion spojrzał na Angela. - Odra jest niebezpieczna w każdym wieku, panie Partanna, a u kogoś takiego jak Charley może być wstępem do zapalenia płuc lub zapalenia mózgu. - Idziesz do szpitala, Charley. I bez gadania. -A kto poleci do Londynu? Przecież nie wyślesz Hydraulika, bo jest na statku, Bóg wie gdzie. Zresztą jak miałby nastraszyć własną córkę? Albo jej brata? - Wyślemy Pina Tascę. Będzie dobrze, zobaczysz. - Tasca był żołnierzem podlegającym bezpośrednio rozkazom Hydraulika tak, jak Hydraulik podlegał bezpośrednio rozkazom Charleya. - Pino uśmiecha się bez przerwy, żeby pokazać światu swoje nowe zęby. Niby jak miałby kogokolwiek przerazić? - Zastąpi cię godnie, Charley. To dobry pracownik, a ty nigdzie nie pojedziesz. Limuzyna Price'a odwiozła Allana do kancelarii przy Broad Street. W holu Allan znalazł budkę telefoniczną ukrytą za stoiskiem z cygarami, podał telefonistce londyński numer siostry, poprosił o połączenie na koszt odbiorcy i czekał. Po chwili zgłosiła się Julia. -Jule? Tu Al. - Melvin nie mógł się pozbyć przygnębiającego wrażenia, że linia - w publicznej budce za stoiskiem z cygarami! -jest na podsłuchu. Logika podpowiadała mu, że to niemożliwe, ale... Pomału wpadał w paranoję: zdawało mu się, że każdy telefon przy stoisku z cygarami w pełnych prawników biurowcach Wall Street musi być podsłuchiwany przez Prizzich, FBI, Muammara Kadafiego, a może i Królewską Konną - lecz mimo to uznał, że musi ostrzec siostrę. - Dlaczego łączysz się na mój koszt? - zdziwiła się Julia. - Przecież rozmowy możesz odliczać od podatku. - Dlatego, że nie mam przy sobie pięciu doków w drobnych - warknął w odpowiedzi. - Słuchaj mnie, Julio. Wyjdź z domu. Znajdź automat telefoniczny i zadzwoń do mnie pod ten numer... - Al, do cholery, co to ma znaczyć? - Proszę cię! Czy kiedykolwiek robiłem sobie z ciebie jaja? - Melvin podał siostrze numer telefonu w budce. -Zapamiętałaś? Zapisz. - Zapisałam. -Przeczytaj. Julia powtórzyła numer. - Dobra. Idź już. Znalezienie automatu telefonicznego zajęło jej dwanaście minut. Al podniósł słuchawkę po pierwszym sygnale. - Cześć, Al. Mów, o co chodzi. - Gdzie jesteś? - W holu Ritza. Co jest grane? - Właśnie wróciłem z ważnego spotkania z Edwardem S. Price'em. Wiesz, kto to jest? -Wiem. No, mniej więcej. - Powiedział mi, że za porwaniem stoi rodzina Prizzich. Co więcej, szefem całej operacji był papa. - Nasz papa? Coooo?!
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plcs-sysunia.htw.pl
|
|
|
|
|
Podobne |
|
|
|
|