[ Pobierz całość w formacie PDF ]
jak znalezć sobie jakieś zajęcie, dopóki nie dotrą do nas nowe wieści. Lady Curtis usiadła w fotelu przy oknie, wydoby ła swój koszyczek z robótką i najspokojniej w świe cie przystąpiła do pracy. - Masz rację, mamo, ale to tak nudno tylko czekać. Ja chciałabym działać. - Sophia przez kilka minut nie spokojnie krążyła po pokoju, a potem podeszła do okna, by popatrzeć na oficerów, zbierających się przed kwaterą główną. - Nie cierpię robótek, a nie zdołam się skupić nad książką. - Możesz zawsze zająć się rysowaniem, kochanie. - Wiem, ale martwe natury mnie nudzą, a nie wy- 61 chodząc z domu, nie mogę rysować nic innego. Szko da, że nie jestem mężczyzną: mogłabym mieć swój wkład w zakończenie tej nieszczęsnej wojny. - Wkrótce pojawią się ranni, którymi trzeba będzie się zająć, a poza tym pomagamy zakończyć tę wojnę, zapewniając dobre posiłki i wygodny dom, do które go walczący mogą wrócić po trudach dnia. - Wiem, wiem, mamo. - Sophia już nieraz to słysza ła, lecz nie była już w stanie czekać, aż mężczyzni wró cą do domu po dniu pełnym bohaterskich czynów. Jej łagodna i cierpliwa matka doskonale się do tego nada wała. Bez względu na to, jak pózno jej mąż miał wrócić do domu i jak bardzo się wcześniej martwiła, zawsze wi tała go ciepłym uśmiechem i gorącym posiłkiem. Nie małą jest rzeczą stworzyć dom dla człowieka, który pa ra się wojaczką. Matka nieraz powtarzała córce te słowa. Sophia zgadzała się z nią. Wiedziała, ile pracy wymaga sprawne prowadzenie domu w obcym kraju, gdzie nie zawsze wszystko można dostać i nigdy nie wiadomo, gdzie spędzi się następną noc. Ale ona nie była swoją matką. Nie chciała spokojnie czekać, kiedy inni działali i pokonywali rozmaite trudności. Przez resztę poranka Sophia i jej matka starały się zajmować sprawami domu, co chwila nasłuchując, czy eksplozje dochodzą od strony San Sebastian, czy też z jakiegoś innego miejsca, i jak wiedzie się Brytyj czykom, ale nic nie potrafiły ustalić. Nie miały też pojęcia, co dzieje się w wiosce. Oficerowie przyjeż dżali i odjeżdżali w najrozmaitszych kierunkach. W końcu tuż przed południem lady Curtis podniosła wzrok znad robótki. Przechyliła głowę na bok i przez chwilę nasłuchiwała. 62 - Co się dzieje, mamo? - Cśś. Słuchaj. - Nic nie słyszę. - No właśnie. Kanonada umilkła. - To znaczy, że wygrali. Lady Curtis pokręciła głową. - Nie, przecież chyba słyszałaś, jak Thornton mó wił, że twierdza ma bardzo grube mury i jak trudno dostać się do miasta? To jeszcze za krótko... Jej słowa przerwał następny stłumiony huk dobie gający z dala. - Mamo, słyszysz, znowu się zaczyna. - Nie, to z innej strony. - Racja. - Sophia podeszła do okna i wyjrzała przez nie, ale wszystko wyglądało tak samo. Potem rozle gło się kolejne dudnienie. - Dochodzi z prawej stro ny. Ciekawe... Jednak ich rozważania przerwały jakiś łoskot, do biegający z bardzo bliska. Obie panie zerwały się na nogi i z niepokojem popatrzyły po sobie. Dopiero po dłuższej chwili zdały sobie sprawę, że to ktoś wali do ich drzwi. - Proszę pani... - Do bawialni wbiegła jedna z po kojówek. - Już idę, Mario. - Lady Curtis wstała i ruszyła za nią, ale zatrzymała się w miejscu na widok wysokie go oficera w zakurzonym mundurze. - Czym mogę panu służyć, majorze...? - Adair, proszę pani. Za pozwoleniem, przyszedłem panią prosić, aby pożyczyła mi pani swoją córkę. - Pożyczyć moją córkę? - Lady Curtis rzuciła szyb kie spojrzenie na Sophię. Major Adair... to ten oficer, 63 którego nazwisko wymieniono podczas kolacji tego wieczoru, gdy był u nich Andrew Leith Hay. To wła śnie jego nazwisko sprawiło, że jej tak zazwyczaj opa nowana córka oblała się rumieńcem zakłopotania. Niewątpliwie mężczyzna ten prezentował się dosko nale nawet w swoim sfatygowanym mundurze. Ale przecież Sophia wzrosła w otoczeniu wielu męż czyzn. Co było takiego szczególnego właśnie w tym? - Może nie tyle pani córkę, ile jej umiejętności. - Och. - Wyjaśnienie to wcale nie pomogło lady Curtis zrozumieć, o co mu chodzi. Teraz i Sophia pojawiła się obok swojej matki. - Jak mogę panu pomóc, majorze? - W sztabie mamy dwóch wieśniaków. Obaj czeka li na mnie, kiedy wróciłem z San Sebastian. Każdy z nich opowiada o wielkich ruchach wojsk francu skich, z tym że jeden twierdzi, iż potężne siły francu skie maszerują w stronę przełęczy Maya, zaś równie liczna armia kieruje się w stronę przełęczy Roncesval- les. Drugi z nich, podający się za towarzysza Miny, utrzymuje, iż Francuzi szykują się do przekroczenia rzeki Bidasoa i do uderzenia nas pod San Sebastian. Znam Minę osobiście i mógłbym ustalić, czy ten czło wiek mówi prawdę, każąc mu zaprowadzić się do twierdzy partyzantów, ale na to nie mamy dosyć cza su. Generał Curtis - Mark skinął głową w stronę mat ki Sophii - trzyma w odwodzie pułk siódmy i lekkie dywizje i chce wiedzieć, czy ma je posłać do San Se bastian na pomoc Grahamowi, czy Stewartowi na przełęczy Maya, czy też Cole'owi do Roncesvalles. Muszę jak najprędzej ustalić, któremu z tych dwóch powinienem uwierzyć. Słyszałem, jak mówiono, że 64 panna Featherstonaugh, wykorzystując swe zdolności do czytania w duszach ludzkich, stwierdziła kiedyś, że ordynans Ponsonby'ego nie był winny przestępstwa, o które wszyscy go posądzali. Teraz potrzebny mi jest ktoś, kto powie, któremu z mężczyzn mam zaufać. Mark podszedł z uśmiechem do Sophii. - Z tego, co widziałem na portretach pani, sądzę, iż potrafi pani przejrzeć duszę każdego człowieka. Czy może to pani zrobić dla mnie? - Ja nie wiem... Nie przypuszczam... - Sophia spoj rzała w ciemne oczy. Było w nich ciepło, bardzo nie dalekie od podziwu, wyraz przeznaczony specjalnie dla niej, wyraz, który tylko ona mogła zrozumieć. By ła potrzebna. Jej umiejętność, której nikt inny nie po siadał. Wzięła głęboki wdech. - Dobrze, spróbuję, ale... - Dziękuję pani. Wiem, że się pani uda. - Był to prawie szept, cichy, jakby poza nimi dwojgiem w ba wialni nie znajdował się nikt inny. Przez chwilę Sophia stała bez ruchu jak zahipnoty zowana spojrzeniem majora i oszołomiona porozumie niem, jakie między nimi się wytworzyło, tak silnym, że prawie dotykalnym. Szczęście zalało ją gorącą falą. Wreszcie ktoś jej potrzebował. Jest coś, co może zro bić, po tylu latach biernego trwania pośród mężczyzn, którzy ruszali do boju, cierpieli i umierali za ojczyznę. Teraz ona też mogła zrobić coś dla swojego kraju i ten właśnie człowiek zdołał to dostrzec. Uznał jej pomoc za wartościową. Docenił ją. Dał jej szansę. - Zaraz wezmę szal i przybory do rysowania. Jed ną chwileczkę - powiedziała Sophia i wybiegła z ba wialni. - Czy zechce pan się czegoś napić, majorze? 65
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plcs-sysunia.htw.pl
|