|
|
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
po żwirowej drodze. Wciąż nie mogę uwierzyć, że GPS-y i smartfony tu działają, a czystej wody nie ma. Mimo wszystko spróbujmy dać z siebie jak najwięcej. Będziemy na miejscu za jakąś godzinę. Miał na sobie lustrzane okulary przeciwsłoneczne, białą koszulę rozpiętą pod szyją, było widać jasnobrązowy zarost na piersi. Violet pomyślała, że nawet z profilu Evan przypomina gwiazdę filmu. No cóż, czeka ją ciężki dzień. Określenie Evana mianem dobrego człowieka jakoś wyszło jej z głowy. Praca. Na tym powinna się skoncentrować. Jak było wczoraj? W porządku. Zaszczepili sto dziewięćdziesiąt trzy dzieciaki. Grupa miejscowych wolontariuszy odwiedziła osiemdziesiąt domów. Powinny były zostać zaszczepione wcześniej, ale tak się nie stało, bo, aż wstyd mówić, dzieciak albo był na polu, albo bawił się poza domem, albo kogoś odwiedzał. Wszystkie potrzebują jeszcze czterech dawek dla pełnej ochrony. No, no, niezle. Usiadła wygodnie w fotelu i uśmiechnęła się do Evana. Myślisz, że osiągniemy dziś przynajmniej ten sam wynik? Byłoby dobrze. Jego głos zabrzmiał melancholijnie. Patrzę na to z szerszej perspektywy. Mówią, że jeśli damy przynajmniej jedną szczepionkę dzieciakowi, który jeszcze jej nie dostał, to mamy przynajmniej pięćdziesiąt procent gwarantowanej odporności na trzy typy wirusa. I to jest warte tej wyprawy. Zatrzymał się na poboczu w miejscu, gdzie czekała na nich Olibasi. Violet! Jednak to włożyłaś. Uśmiechnięta usiadła obok nich, a Violet poprawiła jasnoróżowy strój. Im dłużej tu przebywała, tym wyrazniej docierało do niej, że jej ubranie jest w tych warunkach nieprzydatne. Wszystkie białe bluzki, spodnie i koszule pokrywał pył, woda stanowiła towar deficytowy, a pralki były nieosiągalne. Przed kilkoma dniami Olibasi przyniosła jej kilka tradycyjnych ciuchów: luzne spódnice nazywane tu buba i luzne drapowane koszule iro, często odkrywające talię. Domyśliła się, że Violet będzie tego potrzebowała, a ta, mimo że kolorystyka nie była w jej stylu, czuła się w tym stroju znacznie wygodniej. Evan włączył radio. Jeżeli przed nami jest bezpiecznie, powinniśmy dojechać w godzinę. Bardzo się starał nie zwracać uwagi na nowy strój Violet, ale widział przecież, że te żywe kolory do niej pasowały, rozświetlały skórę i były bardziej seksowne niż nieodłączne spodnie khaki i białe bluzki. Teraz Violet wyglądała znacznie lepiej, mimo że luzny strój ukrywał jej biodra oraz biust. Mocniej zacisnął dłonie na kierownicy. O co chodzi? Ciągle to samo, a przecież przyrzekał traktować ją jak koleżankę. Nie dlatego myślał o niej, że ma dziś mniej do roboty, po prostu każde spojrzenie na nią pobudzało wyobraznię i nie mógł sobie z tym poradzić. Było to frustrujące. Violet niby reagowała na jego dotknięcia, w większości przypadków jednak nie tak, jakby chciał. Była nieobecna, całkowicie skoncentrowana na pracy. On powinien przede wszystkim pójść w jej ślady, a nie jest w stanie, kiedy ma ją w pobliżu. No i wciąż nie mógł przejść do porządku dziennego nad jej związkiem z Sawyerem. Dodatkowo uwierało go to, że ona na ten temat milczała. Jakieś kolejne tajemnice? Dyrektor chyba się pomylił. Nie uczyli się być zespołem, raczej dreptali wokół siebie w jakimś chocholim tańcu, próbowali się unikać, za żadne skarby nie dotykać, nie spoglądać na siebie, najlepiej w ogóle nic nie robić. Patrzył przed siebie. Dwa miesiące i trzy tygodnie. Tyle musi przetrwać. Mało czasu. Evan, wszystko w porządku? Violet dobijała się do prowizorycznej toalety. Po pracy, w drodze powrotnej, złapali kapcia. Evan zmienił koło, ale podczas wymiany podnośnik się obsunął i ranił go w przedramię, zdzierając trochę skóry. Mogę ci w czymś pomóc? Uchyliła drzwi. Evan stał do połowy nagi, jego koszula ze śladami krwi leżała na podłodze. Violet patrzyła na umięśnione plecy. Gdyby był gwiazdą, z pewnością kazaliby mu się rozbierać. Mięśnie doskonale widoczne, zero tłuszczu. Poczuła mrowienie na myśl, że dzieliła łóżko z facetem o takim pięknym ciele. Był surferem? Przyszło jej to do głowy, gdy zobaczyła bliznę na łopatce. Płaska, dobrze zagojona, jest tam od lat. Gdzie mógł się tego dorobić? Dość widziałaś? zapytał opryskliwym tonem, a ona cofnęła się zawstydzona. Przyszłam zobaczyć, czy nie potrzebujesz pomocy. Trzeba to zszyć? Może przemyję ranę? Wciąż się nie odwracał i to jej dodało odwagi. Daj zobaczyć. Rana była opatrzona prowizorycznie. Przez ostatnie dwadzieścia minut prowadzenia samochodu przez Evana opatrunek przesiąkł krwią, Bóg wie, jakie zarazki się tam dostały, musiała to obejrzeć. Rana była dłuższa i głębsza, niż się spodziewała. Chwyciła Evana za nadgarstek i zaczęła ją oglądać. W magazynie musi być jodyna. Pójdę i przyniosę. Nie rób zamieszania. Violet jednak nadal przyglądała się ranie, bo dostrzegła w niej ziarnka piasku. Jeżeli zaszyję ją w tym stanie, skończysz z infekcją. Nie musisz jej zszywać. Co? Podniosła głowę. Jestem lekarzem, a ty pacjentem i chyba wszystko jasne. Zszyję. Aha, więc to tak? Pojawiło się coś nowego w jego głosie, jakaś wesołość, jakby chciał jej dokuczyć. Spotkały się ich oczy. Ona i nagi do pasa Evan Hunter w ciasnym pomieszczeniu. Była tak blisko, że widziała każdy pojedynczy włos na jego piersi i plamki w błękitnych oczach. Kuszące. Nawet bardzo. A potem przypomniała sobie, jak sześć miesięcy temu dotykał jej ciała i całował szyję. Poczuła, że się czerwieni. Wciąż patrzyli na siebie. Słyszała jego oddech, a on domyślał się, że coś się dzieje. Rozszerzone zrenice i różowe policzki Violet o czymś świadczą. Czyżby myśleli o tym samym? Niemożliwe. Jaka jest w końcu historia Violet Connelly? Wszystko wskazuje na to, że nie ma w jej życiu mężczyzny. W ciągu trzech lat wspólnej pracy zasięgnął języka na jej temat i wiedział, że jest samotna. Taka laska i nie ma nikogo? Dziwne. Wobec niego była oschła, dla innych miła, powszechnie lubiana i tym bardziej nie sposób przyjąć, że nie miała żadnych propozycji. No i o nikogo nie zabiegała. Czy wobec tego powinien działać? Stali w tym ciasnym pomieszczeniu, tymczasem on szukał nie pretekstu do działania, lecz obrony przed nim. Wymarzona chwila, by się pochylić i pocałować Violet w usta. Czekał na ten moment od sześciu miesięcy, a z jej strony nic, nawet iskierki nadziei. A teraz stała przed nim, widział ogromne zrenice jej zielonych oczu i język zwilżający wargi. To wystarczy, by doprowadzić faceta do szaleństwa. Siostra Sawyera.
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plcs-sysunia.htw.pl
|
|
|
|
|
Podobne |
|
|
|
|