|
|
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
opętania przez złe moce. Poza tym, na myśl o demonach dostaję gęsiej skórki. Profesor Qualt uśmiechnął się. — W porządku. Przyjmijmy, że została zahipnotyzowana. Kto to zrobił i dlaczego? — Z tego, co mi wiadomo — odezwała się Anna — w Winter Sails było jeszcze dwoje ludzi. Panna Johnson i dziwna postać w kapturze. — Postać w kapturze, o której nic nie wiemy — wtrącił profesor. — Wiemy natomiast co nieco o pannie Johnson. Czy ktoś ma jakiś pomysł, dlaczego zahipnotyzowała panią Greaves, zakładając oczywiście, że była w stanie to zrobić? Zastanawialiśmy się właśnie nad tym, gdy ktoś zapukał do drzwi. Doktor Jarvis powiedział „Proszę wejść” i zjawiła się w nich pani Jarvis. Była to niska, ubrana w kwiecistą sukienkę kobieta o jasnej twarzy, otoczonej aureolą białych włosów. — Mam nadzieję, że nie przeszkadzam — rzuciła od progu — ale zacięły się drzwi. — Jakie drzwi? — zapytał doktor Jarvis. — Czyżby znowu drzwi do piwnicy? — Nie, kochanie, do twego gabinetu. Chciałam zmierzyć tętno i temperaturę Marjorie, ale nie mogłam tam wejść. — Gabinet nie jest zamknięty — zdziwił się doktor Jarvis. — Nigdy nie zamykam go przed nocą. — W takim razie chodź i sam zobacz — powiedziała pani Jands. — Próbowałam ciągnąć, pchać, wszystko na próżno. Anna uśmiechnęła się lekko. — Jesteś silnym mężczyzną, Harry. Może tobie się uda. — Silny? — rzuciłem z powątpiewaniem. — W szkole wołali na mnie Pitek, ponieważ byłem podobny do przedpotopowego człowieka, jakiego można było oglądać na reklamach atlasu Charlesa. Kiedy zamierzam przedrzeć na pół książkę telefoniczną, muszę to robić strona po stronie. Pomimo narzekania podążyłem korytarzem za panią Jarvis i wkrótce stanąłem przed białymi drzwiami gabinetu. Nacisnąłem klamkę i przyznałem rację pani domu. Drzwi były zamknięte. Naparłem na nie ramieniem. Nawet nie drgnęły. Trzymały tak mocno, jakby zamknięto je na oba zamki. Zagrzechotałem klamką i zawołałem: — Marjorie! Jesteś tam? Czekaliśmy przez chwilę, ale nie było odpowiedzi. Zawołałem jeszcze raz: — Marjorie, czy to ty zamknęłaś drzwi? Zbudź się, Marjorie! Cisza. — Wszystkie okna są pozamykane — odezwała się pani Jarvis — więc tamtędy również pan nie wejdzie. — Ale chyba można przez nie zajrzeć? Zaprzeczyła ruchem głowy. — Okna są do połowy zamalowane, żeby przechodnie nie zaglądali do środka. — Czy ma pani klucz? Podała mi go na otwartej dłoni. — Już próbowałam. Chyba popsuł się zamek. Włożyłem klucz w dziurkę i usiłowałem go przekręcić. Jestem pewien, że gdy tak majstrowałem, usłyszałem dobiegające z gabinetu słabe dźwięki. Przestałem chrobotać kluczem i przyłożyłem ucho do drzwi, lecz niczego nie usłyszałem. Ponownie nacisnąłem klucz; dźwięki powtórzyły się. Był to miękki, łopoczący odgłos, przypominający trzepot suchych skrzydeł. Wytężyłem słuch, ale za drzwiami na powrót zapanowała niczym nie zmącona cisza.
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plcs-sysunia.htw.pl
|
|
|
|
|
Podobne |
|
|
|
|