|
|
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
rodzinę. - Błagała go oczyma, by zechciał ją zrozumieć. - Przecież wiesz, czym jest lojalność? Wiedział. Aż nazbyt dobrze. Ale chciał sprawić, by ona się aż tak zapamiętała, by dać mu wszystko. Nie zastanawiał się nad motywami swojego postępowania. Chciał tylko nagiąć ją do swojej woli. Przyciągnął ją do siebie i pocałował. Czuł, że jej ciało drży w jego ramionach. Zastanawiał się cynicznie, ilu jeszcze mężczyzn miało poznać tę udawaną namiętność. Niewinna amatorka przygód! Jego dłoń zsunęła się, by dotknąć jej małych piersi. Drgnęła i chwyciła jego rękę, zaciskając usta w pełnym złości zawstydzeniu. Opuścił rękę i uśmiechnął się drwiąco. - Czyżbyśmy trafili na jakieś granice, Eleonoro? Zacisnęła dłonie. - %7ładna przyzwoita kobieta ... - zaczęła. - Przyzwoitość nie ma tu nic do rzeczy - przerwał jej. - Kobieta, której naprawdę zależy na mężczyznie, nie myśli o przyzwoitości, tylko o dawaniu przyjemności. Cofnęła się o krok. Była zdziwiona jego zachowaniem. Gdyby mu na niej zależało, nie wymagałby od niej takiego poświęcenia. Starała się zrozumieć, o co tu chodzi. Tracił ją. Zobaczył niepewność malującą się na jej twarzy i podszedł do niej, by ująć jej dłonie i całować. - Wybacz mi - powiedział łagodnie. - Tylko chciałem cię wypróbować. Nie będę cię prosił o nic wielkiego, Eleonoro. Chcę tylko odczuwać radość z twojej bliskości, twoich pocałunków. Nie poproszę o więcej, niż sama będziesz skłonna mi dać. Rozluzniła się z lekkim westchnieniem i uśmiechnęła się do niego. Jej miłość przedarła się przez zasadzki i teraz miała przed sobą tylko szczęście. Nagły błysk w jej oczach, radość malująca się na twarzy, wzbudziły w nim poczucie winy. By powstrzymać falę nie chcianych uczuć, przyciągnął ją do siebie i zaczął delikatnie pieścić ustami jej wargi. - Musisz wracać do domu, kochanie - szepnął. - Nie mogą nas tu znalezć. Ton jego głosu stopił jej serce. W tej chwili była gotowa oddać mu wszystko. To dziwne, znalezć tak nagle miłość w tak nieoczekiwanym miejscu. Popatrzyła na niego. W jej oczach odbijały się jej uczucia. Uśmiechnął się. - Jesteś śliczna - powiedział cicho. - Czy naprawdę się ze mną spotkasz wbrew życzeniom twojej rodziny? - O, tak - odparła z zapałem. - Kiedy zechcesz, Cal. Słysząc swoje imię z jej ust, poczuł, jak jego serce zabiło mocniej. Tego się nie spodziewał. - Jak to mówią, miłość zawsze znajdzie sposób - powiedział, by znów się uroczo zaczerwieniła. - Niech więc tak będzie. Eleonora przytaknęła. Cal mówił o miłości. Czuła, że płonie. . Trzymając ją mocno za rękę, odprowadził ją pod same drzwi domu, aż do schodów. - Musimy być ostrożni. Nie mogą cię widywać ze mną o tej porze - stwierdził. - Tak, wiem. Ale sądziłam, że pan nie jest aż tak skrępowany konwenansem, panie Barton - powiedziała prowokacyjnie. Popatrzył na nią znacząco. - Jeszcze sama się przekonasz, że pod pewnymi względami jestem dość niekonwencjonalny. Ale twoja reputacja jest dla mnie ważna. To ją ucieszyło. Jej oczy rozbłysły. - Jesteś staromodny. Uśmiechnął się zdawkowo. - A dlaczego miałbym ciebie za taką nie uważać? Przestąpiła z nogi na nogę. - Może przedstawiłam ci fałszywy obraz mojego życia - powiedziała z namysłem. - Mam czasem ciągoty, by ... wyolbrzymiać niektóre moje przygody ... Nie mogę już oczekiwać zbyt wiele. Może chciałam ubarwić w ten sposób i przyszłość. - Jesteś młoda - zaprotestował. - Możesz wyjść za mąż, mieć dzieci... Przez chwilę stała nieruchomo. Popatrzyła mu w oczy i dojrzała w nich cynizm, zanim zdążył to ukryć. - Mówisz, jakby życie rodzinne było tylko dla głupców! Zmarszczył gęste brwi. - Nie dla głupców - zaczął. - Ale mam plany, które uniemożliwią mi założenie rodziny. Co ona sobie myśli. %7łe się pobiorą? Ona nie może wyjść za mąż za kogoś takiego, a on nie ma najmniejszego zamiaru żenić się. - Gdy wyjeżdżasz pod koniec tygodnia, nie mogę się oprzeć myśli, że masz gdzieś żonę i jedziesz ją odwiedzić - wyznała. - Mam rodzinę - potwierdził, widząc, jak jej twarz blednie. - T o znaczy rodziców i braci - dodał, a jej twarz znów rozbłysła. - Jesteś najstarszy? - zapytała. - Zredni. - Rosłeś w cieniu starszego brata? - To raczej najmłodszy rósł w cieniu dwóch pozostałych - mruknął, przypominając sobie dzieciństwo Alana. - Często żałowałam, że jestem jedynaczką. Ale tak już musiało być. - Nie masz rodzeństwa? - zapytał zdziwiony. - Nie. Moja matka zawsze była delikatnego zdrowia. Przyjrzał się jej z zainteresowaniem. Czasami zmieniała się. - A czy ty też jesteś delikatnego zdrowia, Eleonoro? - zapytał. Przypomniała sobie koszmarne ataki gorączki. Wzdrygnęła się. - Muszę już iść - wyszeptała. Odwróciła się i wbiegła na schody, rzucając mu przez ramię pożegnanie. Nie mogła się przyznać, że jest słaba i chora. Los nie oszczędził jej nawet w tej ulotnej chwili szczęścia. Musi zachować wspomnienie pocałunków Cala! Nie natknęła się na niego nigdzie następnego ranka i zastanawiała się, czy wydarzenie poprzedniego wieczoru nie przyśniły jej się. Melly nie wypytywała o nie, ale bystre oczy ciotki Heleny pełne były obaw, jakby coś przeczuwała. Pózniej Nora poszła pomóc Melly zbierać jajka w kurniku. Kuzynka wyjaśniła jej, co gnębi Helenę. - Noro - powiedziała starannie dobierając słowa. - Przyszedł telegram od
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plcs-sysunia.htw.pl
|
|
|
|
|
Podobne |
|
|
|
|