Strona poczÂątkowa
 
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

miała uczestniczyć w wieczorze dla dzieci. Bardzo się z tego
cieszyła, przynajmniej w ten sposób poczuje atmosferę Bożego
Narodzenia. W domu miała sztuczną choinkę, którą od lat usta­
wiała w salonie. Niestety, nie mogła kupić prawdziwej jodełki,
była bowiem uczulona na drzewa iglaste. Ale lepsza sztuczna
choinka niż żadna.
Zawiesiła na niej mnóstwo pozłacanych aniołków, wstąże-
czek, anielskich włosów i figurek z pozytywkami. Wokół
93
94
UKOCHANY
choinki rozłożyła czerwony chodnik, na którym ustawiła ko­
lejkę.
Tą samą, którą widziała na wystawie sklepu z zabawkami.
Wtedy, po odejściu Simona, wróciła do sklepu i kupiła ją, a te­
raz z radością obserwowała, jak dzielnie sobie radzi na trudnej
trasie. Pomyślała, że warto by dostawić jeszcze kilka domków.
Kupi je po świętach.
Długo podziwiała swoje dzieło. Była zadowolona, że nie
musi iść na żadne przyjęcie.
Usłyszała dzwonek do drzwi i uśmiechnęła się z satysfakcją.
Wiedziała, że to Simon, ale nie miała zamiaru mu otwierać. Była
dumna, że wreszcie uwolniła się od niego. Satysfakcja nieco
gorzka, ale jednak satysfakcja.
- Piękna choinka - usłyszała nagle za swoimi plecami.
Okręciła się na pięcie i zobaczyła, że Simon, ubrany wieczo­
rowo, stoi w drzwiach salonu i przygląda jej się z uśmiechem.
- Jak... jak tu się dostałeś? - wyjąkała.
- Pani Lester zostawiła tylne drzwi otwarte - odparł, wyraź­
nie uradowany. - Poprosiłem ją o to. Powiedziałem, że wycho­
dzimy razem, a ty na pewno zapomnisz się przygotować. Bardzo
ją to ucieszyło. Wiesz, ona chyba jest wielką romantyczką.
- Wyleję ją w poniedziałek i to z samego rana!
- Na pewno jej nie wylejesz. Skąd weźmiesz drugi taki
skarb?
- Nie pojadę z tobą do Jacobsville!
- Oczywiście, że pojedziesz. Ubierz się albo ja sam cię
ubiorę.
- Ciekawe, jak to zrobisz. Tylko się nie waż...
Ignorując jej protesty, Simon zdrową ręką schwycił Tirę pod
ramię i zaciągnął do sypialni. Okazało się, że i tu zdążył być,
UKOCHANY
ponieważ na łóżku leżała biała, wizytowa sukienka i odpowie­
dnio dobrana bielizna.
- Wdarłeś się do mojego domu! - krzyknęła.
- Można i tak to określić... Było to jednak bardzo poucza­
jące doświadczenie. Stwierdziłem mianowicie, iż poza dżinsami
i bawełnianymi podkoszulkami, niewiele masz w szafie. - Si­
mon przyjrzał się Tirze krytycznie. - Wprawdzie nieźle się pre­
zentujesz nawet w tym, co teraz masz na sobie, ale na dzisiejszy
wieczór musisz się ubrać bardziej elegancko.
- Na pewno tego nie włożę!
- Oczywiście, że to zrobisz - odparł i zachichotał. - Prędzej
czy później, ale włożysz.
Tira postanowiła wyjść z pokoju, lecz nagle, nim się zorien­
towała, co jej zagraża, znalazła się w ramionach Simona. Ta jego
cholerna proteza spisywała się wprost rewelacyjnie.
- Nic ci nie zrobię. Uspokój się - powiedział cicho. - Ale
pójdziesz.
- Ja nie... Nie! Co ty wyrabiasz?!
Tira miała na sobie sukienkę zapinaną na suwak. Wystarczyło
jedno pociągnięcie i oto ubranie opadło na podłogę, a ona stała
przed nim naga jak ją Pan Bóg stworzył, jedynie skąpe baweł­
niane majteczki udawały, że zakrywają cokolwiek.
Simon przyglądał się jej wzrokiem artysty, kontemplującego
piękno kobiecego ciała.
- Nie patrz... nie patrz na mnie! - zawołała Tira nieswoim
głosem, próbując się czymś zasłonić.
- Naprawdę nie chcesz?
Tira stała jak zaczarowana. Czuła na sobie spojrzenie Simo­
na, coraz bardziej intensywne i gorące, pełne podziwu i nie
skrywanego pragnienia.
95
96
UKOCHANY
- Nie bój się - powiedział cicho. - Nawet cię nie dotknę.
Przyrzekam.
Oddychała z trudem. Drżała, kiedy jego dłoń najpierw mus­
nęła jej rękę, a potem pogłaskała rozpalony policzek.
Dlaczego ona jest taka dziwna, pomyślał. Wstydzi się, czer­
wieni jak mała dziewczynka. Doświadczona kobieta nie reaguje
tak jak ona.
Wokół nich narastała pełna niezwykłego napięcia, czaro­
dziejska cisza. Tira bała się odetchnąć, by nie zniszczyć cudow­
nej, tajemniczej magii tej chwili. Ale jednocześnie była przera­
żona.
- Tiro... - odezwał się Simon drżącym głosem. - Powied
czego pragniesz?
- Nie wiem - wyszeptała zmieszana. - Naprawdę nie wiem
- Ale twoje ciało wie - szepnął. - Pozwól, by przemówił
za ciebie...
Milczała, ale Simon nie oczekiwał słów. Delikatnie dotkn
jej piersi, a ona zadrżała i wstrzymała oddech.
- To nie będzie bolało - szepnął i zaczął ją pieścić.
Trzymała go kurczowo za ramiona. Nagle głośno jęknęła.
- Co cię stało? - spytał, zdziwiony tak silną reakcją n
wstępną grę.
Dotykał twarzą jej policzka, przyglądając się jej kątem oka.
Wyprężyła się i odchyliła głowę do tyłu w nieśmiałym jeszcze,
ale pełnym ekstazy ruchu. Próbowała panować nad sobą, ale
tłumione od dawna pragnienie najwyższych doznań zdawało się
ostatecznie nią zawłaszczać. Z przymkniętymi oczami, drżąc
i pojękując, Tira oddała się wielkiej, ogarniającej ją rozkoszy.
Simon też miał wrażenie, że dzieje się z nim coś niezwykłe­
go. Przecież to była tylko zwykła pieszczota, a oto nagle złączyli
UKOCHANY
97
się w potężnym, miłosnym przeżyciu, równie silnym, jakby ko­
chali się naprawdę.
- Chodź tutaj - powiedział i pociągnął ją na łóżko. Serce
biło mu gwałtownie, kiedy w pośpiechu szukał ustami jej warg.
- Simon... - wyjąkała Tira, ale nie odepchnęła go. Wręcz
przeciwnie, przyciągała go do siebie i oddawała pocałunki.
Wszystko działo się tak szybko. Powietrze przeszywały jęki
i westchnienia rozkoszy. Simon czuł, że teraz nie byłby w stanie
przestać, nawet gdyby od tego miało zależeć jego życie. Nigdy
jeszcze, przy żadnej kobiecie nie czuł tak wielkiego podniece­
nia. I Tira również go pragnęła. [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • cs-sysunia.htw.pl
  •  
     
    Podobne
     
     
       
    Copyright © 2006 Sitename.com. Designed by Web Page Templates